czwartek, 30 lipca 2009

Winiarstory ciąg dalszy, inni siatkarze nie istnieją?

Nie tak dawno odnotowałam z ulgą koniec historii pt "Czy Michał Winiarski zagra w tym roku w kadrze?". Niestety nie miałam racji. "Epopeja Winiarowa" nadal trwa i nie wiadomo kiedy się skończy. Nie ma dnia, w którym na siatkarskich stronach nie pojawiałby się informacje bądź wywiady z samym zainteresowanym. Szkoda, że redaktorzy stron siatkarskich nie biorą sobie do serca założenia, że "co za dużo to niezdrowo". Bo publikowanymi co dzień artykułami bardziej Michałowi szkodzą niż pomagają. A i nawet najbardziej wyrozumiały człowiek zaczyna powoli mieć dość tych artykułów.

Zaczęło się w poniedziałek od tekstu na reprezentacja.net": "Łaska kibiców na pstrym koniu jeździ". Jego autorzy zarzucili części kibiców, że wyrażają nieprawdziwe i niesprawiedliwe sądy o siatkarzach i siatkarkach, którym jest bardzo przykro gdy to czytają. Dodano też, że taka postawa bardzo utrudnia im pracę, bo siatkarze/siatkarki odmawiają wywiadów lub odpowiedzi na pewne pytania w obawie przed złośliwymi komentarzami kibiców. Z kolei dzień później pojawił się artykuł Rafała Bały: "Nie dajmy się zwariować", w którym autor wprawdzie przyznał, że krytyka była, jest i musi być, ale z drugiej strony zarzucił kibicom, że oceniając konkretne sytuacje są nie do końca świadomi wszystkich okoliczności, w jakich zostały one pojęte, przez co takie oceny są bardzo niesprawiedliwe. nie powiem - Moim zdaniem takie artykuły są bardzo potrzebne. Często czytając komentarze dziwię się, że ludzie potrafią wyciągać z wypowiedzi autora błahą rzecz lub przekręcić jego słowa i zrobić z nich dużą aferę, nie szczędząc brzydkich komentarzy pod adresem tej osoby. Dlatego mam nadzieję, że taki artykuł sprawi, że komentujący wydarzenia kibice pomyślą dwa razy zanim zechcą kogoś obrazić. Ale jest też rzecz, która mnie dziwi. Redakcja strony reprezentacja.net poczuła się w obowiązku napisać taki tekst dopiero po tym jak kilka ostrych słów padło pod adresem Michała Winiarskiego i Katarzyny Skowrońskiej. Ciekawa jestem dlaczego portal ten nie widział potrzeby ujęcia się za Piotrem Gackiem, Sebastianem Świderskim, Piotrem Gruszką, Michałem Bąkiewiczem, Wojciechem Grzybem, Mileną Sadurek, Dorotą Świeniewicz, Agatą Sawicką, Izabela Bełcik czy też innymi zawodnikami/zawodniczkami, którzy swego czasu też musieli nasłuchać się inwektyw od kibiców. W ich obronie redakcja reprezentacji.net nie pisała felietonów, a kibice nie organizowali akcji takich jak ta:

zdjęcie pochodzi ze strony: nasza-klasa.pl
czy ta:

My, polscy kibice nie życzymy sobie, żeby opluwać dobre imię Michała Winiarskiego. Ten chłopak dla naszej reprezentacji zrobił tyle ile mógł.
Przez kilka lat grał i żaden dziennikarzyna nie pytał się o jego zdrowie. Przecież to młody człowiek, który ma normalne życie. Apelujemy do tych wszystkich, którzy gadają bzdury o tym, że Michał się wykręca od gry w reprezentacji, żeby pomyśleli co mówią i piszą.
Zamiast chamstwa i obelg wspierajmy Michała, żeby jak najszybciej wrócił do zdrowia i grał dla biało-czerwonych.
Michał, jesteśmy z Tobą!
Kibice
(cytat za: supervolley.pl)

I tu pojawia się moje pytanie. W czym od Winiara gorszy jest chociażby Piotr Gacek, że w momencie, kiedy był pod niebiosa krytykowany, kibice nie wysyłali w jego obronie listów do portali siatkarskich? Czy Gato lub też Bąku, Świder czy Grucha nie zrobili "ile mogli" dla naszej reprezentacji? W czym gorsze od Skowronka są Milena Sadurek czy Agata Sawicka, że w momencie kiedy były "oblewane pomyjami" przez komentatorów siatkarskich, kibice nie rozsyłali po naszej-klasie ich zdjęć z zapienieniami "Milena, Agata jesteśmy z Wami i nie pozwolimy Was obrażać"??? Dlaczego w stosunku do nich nie było takich akcji? Czyżby dlatego że dla mniej popularnych nie opłaca się poświęcać? W końcu Bąkiewicz czy Sadurek to nie to samo co megagwiazdy Winiarski czy Skowrońska, prawda? Cóż, chyba nie bardzo, ale od przeciętnego kibica, który zna tylko Winiarskiego, Wlazłego, Skowrońską i Glinkę a o innych nie ma zielonego pojęcia, trudno wymagać, aby stanął w obronie tych pozostałych, których zasługi dla kadry są niejednokrotnie nie mniejsze os tych będących na świeczniku.

Wracając jednak do Winiarstory. W poniedziałek i wtorek akcje pt "Brońmy biednego Winiara", we środę wywiad z Winiarem, a dziś znów informacja o operacji Winiara. Pewnie jutro znowu pojawi się tekst o Winiarze. I to jest straszne. Czy w Polsce nie ma innych zawodników oprócz Winiarskiego, że tylko o nim się pisze? Winiarskiego w tym roku w kadrze nie będzie, może więc zamiast dziesiątego artykułu o nim można by napisać coś o obecnych reprezentantach? O Bąkiewiczu i Ruciaku, którzy będą go zastępować? O Piotrku Gruszce, który będzie "nowym" pierwszym bombardierem? Albo o Sebastianie Świderskim i Pawle Zagumnym, którzy będą filarami nowej reprezentacji pod nieobecność Panów MW? Wielka szkoda, że dziennikarze nie chcą skierować swojej uwagi na tych, którzy reprezentują nasz kraj teraz. Bo oni zasługują na uwagę, może nawet bardziej niż Michał Winiarski.

Oj nie chciałabym aby mój wpis przeczytały autorki apelu do portalu Super Volley bo by mnie żywcem pożarły, za obrażanie ich idola. Prawda jest jednak taka, że ja do Michała nic nie mam. Więcej - współczuję mu zabiegu i długiej rehabilitacji. Chętnie też poczytam o jego zdrowiu, ale - na Boga - nie codziennie. Na Winiarskim świat się nie kończy i im szybciej wszyscy kibice w to uwierzą tym lepiej dla nich i tych, którzy będą go w kadrze zastępować. Panowie - trzymam kciuki.

poniedziałek, 27 lipca 2009

Brazylia znów na tronie

Wczoraj w Belgradzie odbył się finał tegorocznej edycji Ligi Światowej. Po blisko dwu i pół godzinnym spotkaniu Brazylijczycy pokonali gospodarzy turnieju, Serbów i po raz ósmy unieśli w górę puchar zwycięzców tej prestiżowej imprezy. Jednak gratulacje należą się obu ekipom, które wczoraj stworzyły fantastyczne widowisko, pełne długich akcji i kapitalnych zagrań. I moralnymi zwycięzcami mogą się według mnie czuć obie ekipy.

Finałowy mecz Ligi Światowej był najlepszym widowiskiem jakie widziałam od kilku lat. Obie ekipy grały na najwyższym poziomie, a zawodnicy pokazywali najwyższej klasy zagrania. Kapitalne obrony, ataki i zagrywki sprawiały, że każda z drużyn musiała się mocno natrudzić aby zdobyć punkt. Prym wiedli dwaj zawodnicy - Ivan Miljkowić i Leandro Vissotto, którzy pokazali ze są jednymi z najlepszych na świecie zawodników na tej pozycji. Ja osobiście kibicowałam Serbom, dlatego na mnie większe wrażenie zrobił Ivan Miljkowić, którego nie od wczoraj uważam za najlepszego atakującego na świecie. Często zastanawiam się, czy istnieje taka sytuacja w której "Iwan Groźny" nie potrafiłby zdobyć punktu? Chyba nie ma, bo wczoraj potrafił skończyć atak, wykonując go z szóstego meta. Można tylko podziwiać tego zawodnika, który od wielu lat potrafi grać na najwyższym światowym poziomie. Był tez inny zawodnik, który w tym turnieju zrobił na mnie wrażenie - Nikola Grbić. Przyznam że nie jest to zawodnik, którego darzę sympatią, ale wczoraj było mi bardzo żal, że tak znakomity rozgrywający nie skończył swojej kariery zwycięstwem w Lidze Światowej.

Nie lubię Brazylijczyków, co nie znaczy, że nie jestem pod wrażeniem ich gry. Czasami na widok ich niektórych zagrań z podziwu zapiera dech w piersiach. Wczoraj wygrali mimo iż popełnili około 40 błędów. Wygrali słusznie, bo w najważniejszych momentach potrafili zagrać nieprawdopodobne akcje i w tych chwilach klasę pokazali Giba i Murillo, którzy w przeciągu całego meczu zbytnio nie błyszczeli. Jednak w decydujących momentach ich rozgrywający, Bruno, mógł spokojnie posłać do nich piłkę, bo był pewien, ze skończą. Takiego komfortu nie miał jego vis-a-vis, Grbić, który w decydujących momentach mógł liczyć jedynie na Miljkovića. I w tym upatrywałabym przyczyn sukcesu Canarinhos. Wydaje mi się, że gdyby Nikić, Kovacević i Janić skończyli choć z trzy piłki więcej, to Serbowie unieśliby do góry dłonie w ręce triumfu. A tak pozostało mi oglądać radość w wykonaniu Brazylijczyków, która to bynajmniej mi sie nie podoba. Nie jestem przeciwnikiem, a nawet popieram unoszenie rąk do góry, okrzyki, czy kółeczka z radości wokół boiska po udanej akcji, ale już klękanie na parkiecie czy rzucanie się na siebie po każdej udanej akcji uważam za przesadę. Brazylijczycy potrafia stworzyć na boisku teatr, który jednych zachwyca, a innych denerwuje. Co nie zmienia faktu, ze w siatkówce są obecnie chyba nie do pokonania.

Wczoraj wieczorem po meczu otrzymałam maila od koleżanki :"Jak ja bym chciała żeby nasi tak grali jak dziś Serbowie i Brazylijczycy". Cóż, ja też bym chciała, aby kiedyś nasza kadra była w stanie stoczyć z Brazylijczykami tak wyrównaną walkę jak Serbowie wczoraj. Jednak to jest niemożliwe i szczerze wątpię, abyśmy w najbliższym czasie byli w stanie tak zagrać, co piszę z wielką przykrością.

MVP turnieju finałowego wybrano Brazylijskiego libero Sergio. Ja osobiście dałbym tą nagrodę Miljkovićowi albo Vissotto, ale i do tego wyboru większych zastrzeżeń nie mam. Sergio na swej pozycji jest niedościgniony, chyba nie ma na świecie libero, który potrafiłby grać tak jak on. Cieszy mnie też to, że ktoś wreszcie docenił zawodników wykonujących pracę w drugiej linii, bo ich robota bywa zazwyczaj niedoceniana, a bez niej nie sposób odnieść zwycięstwo. Co do reszty nagród indywidualnych po raz pierwszy od dłuższego czasu nie mam zastrzeżeń.

A oto pełna lista nagrodzonych i końcowa klasyfikacja tegorocznej Ligi Światowej:

MVP turnieju - Sergio



Najlepiej punktujący - Ivan Miljković



Najlepszy rozgrywający - Nikola Grbić



Najlepszy atakujący i blokujący - Simon



Najlepiej zagrywający - Leon



Najlepszy libero - Alexey Verbov


Końcowa klasyfikacja turnieju:


1. Brazylia
2. Serbia
3. Rosja
4. Kuba
5. Argentyna
6. USA
7. Włochy
8. Finlandia
9. Bułgaria
10. Francja
11. Holandia
12. Polska
13. Chiny
14. Japonia
15. Korea
16. Wenezuela

Następna Liga Światowa za rok. Oby nasi pokazali się w niej z lepszej strony.

A tymczasem - chwała zwycięzcom, szacunek pokonanym.

niedziela, 26 lipca 2009

Koniec niepewności - wiemy kto zagra w Gdyni i Turcji

Piotr Nowakowski, Piotr Gruszka, Daniel Pliński, Paweł Zagumny, Bartosz Kurek, Karol Kłos, Jakub Jarosz, Zbigniew Bartman, Marcel Gromadowski, Łukasz Kadziewicz, Paweł Woicki, Sebastian Świderski, Michał Ruciak, Piotr Gacek, Krzysztof Ignaczak, Michał Bąkiewicz, Marcin Możdżonek i Grzegorz Łomacz - ci zawodnicy mają szansę wystąpić w kwalifikacjach do Mistrzostw Świata i Mistrzostwach Europy (choć w szerokim składzie na ten akurat turniej mogą nastąpić jeszcze zmiany). To spośród nich wybranych zostanie dwunastu najlepszych, którzy walczyć będą na początek o możliwość gry w światowym czempionacie. Wiadomo już że w tej rywalizacji nie pomogą nam na pewno Mariusz Wlazły i Michał Winiarski, którzy walczą z kontuzjami. Ale lista nieobecnych jest dłuższa. W tym sezonie na pewno już nie zobaczymy tak znanych postaci polskiej siatkówki jak wicemistrzowie świata: Wojciech Grzyb, który sam z gry w kadrze zrezygnował i Łukasz Żygadło, dla którego miejsca nawet w szerokim składzie nie widzi Daniel Castellani. Decyzją naszego szkoleniowca w kadrze nie zobaczymy też jednego z lepszych zawodników ostatniego sezonu na swej pozycji, doświadczonego atakującego Roberta Prygla. Natomiast wicemistrz świata Grzegorz Szymański i olimpijczyk z Pekinu Marcin Wika przechodzą rehabilitację po zabiegach i jest bardzo prawdopodobne że jeśli dojdą do siebie, to wzmocnią naszą kadrę na Mistrzostwa Europy.

W ubiegły piątek zakończyła się wreszcie trwająca jakże długo Winiar - story i jest już pewne, że gwiazdora naszej kadry i Itasu Trentino w kadrze w tym sezonie nie zobaczymy. Michał musi przejść operację artroskopii barku, po którym będzie mógł zagrać dopiero za trzy miesiące. To oczywiście wielka strata dla naszej kadry bo Winiarski to jeden z najlepszych zawodników świata na swojej pozycji. Kiedy dowiedziałam się o tym z jednej strony było mi przykro, ale z drugiej ulżyło mi, że już coś wiadomo. Szczerze miałam dość czytania codziennie sprzecznych informacji. Jednego dnia zagra, drugiego nie, trzeciego tak, czwartego nie i tak w kółko. Teraz przynajmniej wszystko jest jasne i można podjąć jakieś kroki. Michałowi życzę szybkiego powrotu do zdrowia i treningów...

Aha i jeszcze jedno. Zarówno Winiarski, jak i jego menedżer mają pretensje do kibiców.
Nie wiem jak nazwać ludzi, którzy twierdzą, że Michał miga się od kadry. Nie chcę używać epitetów. Chłopak czyta te nieprzychylne opinie i jest mu przykro
Ryszard Bosek, cytat za: supervolley.pl

Nie chce mi się nawet na ten temat gadać. Psychicznie mam tego dość. Przez sześć lat poświęcałem się dla reprezentacji, na igrzyskach w Pekinie grałem z blokadą, ryzykując poważniejszą kontuzją. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że jestem ambitny, czasami nawet aż za bardzo. Może właśnie ta ambicja doprowadziła mnie do tego, że dzisiaj muszę iść pod nóż. Bo nie odpuściłem wcześniej, nie zadbałem o swoje zdrowie. Bardzo bolą takie opinie ludzi, którzy najwyraźniej nie rozumieją ducha sportu. Niech sobie gadają, nie obchodzi mnie to. Wiem, że wszyscy rozsądni kibice rozumieją, że nie miałem innego wyjścia, że musiałem poddać się zabiegowi. Przecież ból jest tak silny, że w nocy budzę się kilka razy. Nie życzę tym, którzy mnie oskarżają, żeby przeszli wszystko to co ja w ostatnich kilku sezonach. Chciałem grać w kadrze, wznowiłem treningi, ale ból okazał się za silny.
Michał Winiarski, cytat za. supervolley.pl
Przyznam że osobiście nie mam wątpliwości, że Michał ma problemy zdrowotne i wierzę, że operacja jest konieczna, aby dalej mógł grac na wysokim poziomie. Przyczyną moich sądów jest to, że sama miałam spore problemy ze zdrowiem i jest dla mnie nie do pomyślenia, że ktoś mógłby urządzać sobie drwinki i symulować chorobę tylko po to, aby nie zagrać w kadrze. Z drugiej strony jednak rozumiem trochę kibiców i moim zdaniem Winiarski sam trochę sprowokował takie wypowiedzi. Może gdyby nie mówił w wywiadach że kadra jest dobra tylko dla zawodników, którzy są na utrzymaniu rodziców, bo ci co maja rodzinę muszą przede wszystkim dbać o jej byt, a ten zapewnia klub i że gdyby musiał wybierać miedzy kadrą a klubem wybrałby klub to kibice spojrzeliby na jego problemy życzliwiej. Przyczyna wątpliwości fanów jest też to, że lekarz naszej kadry dr Jan Sokal twierdzi, że problem Michała nie jest poważny, a to stoi w wyraźnej sprzeczności z diagnozą włoskich lekarzy. Kibice mają też możliwość porównania z innymi zawodnikami, chociażby z Sebastianem Świderskim, który też ma poważne problemy zdrowotne a mimo to gra w kadrze, choć od dawna nie jest na utrzymaniu rodziców i ma rodzinę i trudno im się dziwić ze w tej sytuacji ich sympatia i większy szacunek staje po stronie Sebastiana a nie Michała.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z kolegą Winiarskiego, Mariuszem Wlazłym. Gwiazdor Skry Bełchatów też w tym sezonie w kadrze nie zagra z powodu przedłużającej się rehabilitacji kontuzjowanego kolana. Osobiście przyznam, że sposób w jaki Wlazły zachował się w tej sytuacji budzi mój pełen szacunek. Reprezentacyjny atakujący podjął leczenie natychmiast po zakończeniu sezonu i choć sam nie ukrywał że liczy choćby na to, że do Mistrzostw Europy uda mu się całkowicie wyleczyć, nie bawił się w ciuciubabkę z trenerem kadry i kibicami. Już na początku sezonu reprezentacyjnego wyjaśnił dlaczego nie może zagrać i powiedział wprost ze dopóki się nie wyleczy, to w kadrze nie zagra. Nie stosował żadnych gierek pt "może zagram a może nie", tylko konsekwentnie trzymał się podjętej decyzji, dzięki czemu trener miał czas na opracowanie wariantu awaryjnego na jego nieobecność. O ile wcześniejsze zachowania Mariusza nie do końca mi się podobały, o tyle tegoroczne uważam za bardzo dobre. Panie Wlazły - szacunek.

Jeszcze kilka słów chciałabym napisać o zawodnikach, którzy nie zagrają w kadrze z powodu takich a nie innych decyzji selekcjonera, a mianowicie o Robercie Pryglu i Łukaszu Żygadle. Jak już nie raz pisałam dziwi mnie ze trener całkowicie pominął tych jakże doświadczonych reprezentantów. Podobno z decyzjami trenera się nie dyskutuje, ale dla mnie to niezrozumiałe, że na pozycję atakującego Castellani woli przestawić Piotra Gruszkę, zamiast wziąć Roberta, który w ubiegłym sezonie pokazał, że jest w dobrej formie. Podobnie niezrozumiały jest dla mnie fakt, że według Castellaniego Woicki jest lepszym rozgrywającym od Łukasza Żygadły, skoro poprzedni sezon w wykonaniu Pawła był fatalny. Jednak o ile sam Robert mógł liczyć na telefon ze strony naszego selekcjonera, o tyle Łukasz już tego zaszczytu nie zaznał. Nasz szkoleniowiec wolał zadzwonić do... trenera Itasu Trentino (!!!), a na choćby krótką rozmowę z Łukaszem czasu już nie znalazł. Nie pojmuję takiego zachowania i dlatego nie dziwi mnie, że wczoraj w studio Polsatu Sport Łukasz miał do niego pretensje.
Trener nawet nie zamienił ze mną jednego zdania. Trochę mi żal, że nie dał mi szansy choćby pokazać się na zgrupowaniu kadry. Chciałbym wiedzieć dlaczego.
Cóż, ja też z chęcią dowiedziałbym się kilku rzeczy. Dlaczego Łukasz nie dostał szansy choćby się pokazać? czy Daniel Castellani naprawdę uważa, że w tym sezonie Łukasz prezentował gorszą siatkówkę od Pawła Woickiego i Fabiana Drzyzgi? No i wreszcie: Czemu Castellani do niego nie zadzwonił, skoro do wszystkich innych to zrobił?
Niektórzy kibice maja pretensje do Łukasza, że użala się nad sobą przez media. Ja tek nie uważam. Moim zdaniem Łukasz ma naprawdę niewielkie żądania. On chciałby tylko wiedzieć czemu nie dostał szansy. A gdyby Castellani zadzwonił do niego i wytłumaczył telefonicznie, Żygadło nie zadawałby takich pytań przez media. Łukasz to doświadczony, oddany kadrze reprezentant i po tylu latach reprezentowania naszego kraju zasługiwał choćby na 5 minut uwagi nowego selekcjonera. Szkoda, że Daniela Castellaniego nie było na to stać.

Aha i jeszcze na koniec. Właśnie przed chwilą na stronie Super Volelya przeczytałam artykuł Kamila Drąga o "niezastąpionych" Wlazłym i Winiarskim. Właśnie sobie wyobraziłam jak poczułabym się gdybym to ja miała zastąpić Wlazłego i Winiarskiego i przeczytała taki artykuł.
Dlatego mam propozycje dla Kamila Drąga. Szanowny Panie Redaktorze, skoro odczuwa Pan potrzebę ogłoszenia żałoby narodowej z powodu nieobecności Panów W to niech ją Pan sobie ogłosi prywatnie. Winiarski i Wlazły nie wystąpią i tego nic nie zmieni. Zamiast zajmować się nimi dobrze byłoby poświęcić parę słów zawodnikom, którzy ich zastąpią. A im na pewno nie pomoże czytanie, że nie są w stanie zapełnić "wielkiej wyrwy". Tych chłopaków trzeba wesprzeć, a nie pognębić, że co by nie zrobili i tak nie będą tak dobrzy jak Wlazły i Winiarski.

Tak wiec moja propozycja dla Piotra Gruszki i Michała Bąkiewicza jest taka, aby podobnych artykułów nie czytali i nie brali ich do siebie, bo nie ma czego. Ja trzymam kciuki i wierzę, ze obaj będą w stanie godnie zastąpić swych kolegów. I byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby swoja grą zmusili Pana Redaktora Drąga do publicznego przyznania, że racji nie miał.

Panowie - do dzieła. Trzymam za wszystkich kciuki.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Wojtek Grzyb mówi dziękuję

Dzisiaj wieczorem portal internetowy Super Volley podał, że jeden z lepszych polskich środkowych, wicemistrz świata, Wojciech Grzyb zrezygnował z walki o miejsce w składzie na kwalifikacje do mistrzostw świata w Gdyni i Mistrzostwa Europy w Turcji. Informację potwierdził trener Daniel Castellani: Wojtek poprosił mnie o rozmowę podczas, której stwierdził, że nie czuje się na siłach wygrać rywalizacji z Marcinem Możdżonkiem i Piotrem Nowakowskim. Poprosił mnie o zwolnienie ze zgrupowania. Uczyniłem zadość jego prośbie - powiedział Super Volelyowi. Sam zainteresowany odmówił skomentowania swojej decyzji: Nie będę się wypowiadał na ten temat. Mogę tylko powiedzieć, że nie mam pretensji -powiedział.

Przykro mi bardzo czytać taką wiadomość. Wojtek to jeden z najlepszych środkowych w Polsce, członek wicemistrzowskiej drużyny z 2006 roku; zawodnik bardzo spokojny i lubiany przez kibiców. Jego decyzja dziwi, bo dotychczas zawsze był na wezwanie kolejnego selekcjonera kadry. Jednak po głębszym zastanowieniu można zrozumieć motywy jego postępowania. Już w ostatnim sezonie reprezentacyjnym ówczesny szkoleniowiec naszej kadry, Raul Lozano, nie widział go w składzie na żadną imprezę - mimo pobytu na zgrupowaniu nie załapał się on ani na turnieje w Izmirze i Porto, Olsztynie czy Tallinie, ani na Igrzyska w Pekinie - najważniejszą imprezę czterolecia. W tym sezonie też nie wiodło mu się lepiej. Mimo iż nowy selekcjoner naszej reprezentacji, Daniel Castellani, zabrał go na wszystkie mecze Ligi Światowej nie dał mu zagrać prawie wcale. Gdy jego podstawowa para środkowych grała źle, wolał postawić na juniora Karola Kłosa niż na Grzyba. Tak więc Wojtek nie miał szansy zagrać nawet jednego seta, w którym mógłby zaprezentować swoje umiejętności ( przecież nie mógł tego zrobić na zmianie na podwyższenie bloku). To nie junior, którego sama obecność w kadrze powinna cieszyć, ale doświadczony, ograny zawodnik, z którym wręcz nie wypada bawić się w tego typu gierki. W tej sytuacji trudno się dziwić Wojtkowi, że zamiast bezsensownej i zapewne bezskutecznej walki o dwunastkę woli przygotowywać się do gry w klubie lub spędzić czas z żoną i dziećmi.

Wojtek to kolejny zawodnik z grupy "wiernych rezerwowych", którego w tym sezonie reprezentacyjnym nie obejrzymy. Dołączył do takich zawodników jak Łukasz Żygadło i Robert Prygiel, którzy też w kadrze mogliby zagrać, a z różnych powodów to się nie stanie. Wielka szkoda, bo to bardzo dobrzy zawodnicy, którzy mogliby być bardzo przydatni. Oby ich brak się na nas nie zemścił. Bo Wojtek to znakomity gracz. Odkąd przeczytałam wiadomość o jego braku w kadrze stoi mi przed oczami mecz z Chińczykami w Ninghbo w Lidze Światowej 2007 roku. Wygraliśmy go 3:2, a Wojtek rozegrał kapitalne zawody - zdobył 20 punktów, z czego 14 w ataku, przy skuteczności 93%(!). Szkoda, że takiego meczu w jego wykonaniu w kadrze w tym sezonie nie obejrzymy.

W tym miejscu chciałabym podziękować Panu Wojciechowi, którego przez kilka lat miałam okazje w kadrze oglądać. To była wielka przyjemność i zaszczyt dopingować tak dobrego zawodnika, a jednocześnie człowieka z tak ogromną klasą. Dziękuję za wiele świetnych meczów a zwłaszcza za rok 2006 i wicemistrzostwo świata. Nadal z dużą sympatią obserwować będę grę Wojtka w Pluslidze. A może w następnym roku zmieni zdanie i w kadrze zagra? Bardzo bym chciała aby jego dzisiejsza decyzja nie byłą ostateczną.


Wojtek z synkiem Michałkiem (www.reprezentacja.net)

Wojtek z Danielem Plińskim i Michałem Bąkiewiczem
w kawiarni w Japonii podczas Mistrzostw świata 2006
(www.gazeta.pl)


Wojtek wraz z Michałami: Winiarskim i Bąkiewiczem
cieszy się ze srebrnego medalu Mistrzostw Świata


Wojtek i Michał Winiarski na podium MŚ w Japonii
(www.gazeta.pl)




Wojtek z kolegami podczas dekoracji
(www.gazeta.pl)


Wojtek podczas powitania na Okręciu
(www.gazeta.pl)


Wojtek w ataku (www.gazeta.pl)

Więcej informacji o Wojtku znaleźć można na jego oficjalnej stronie.

Wojtku - powodzenia w klubie!


środa, 15 lipca 2009

Kapitan zna sposób na Finów - czy go zrealizuje?

Już dzisiaj i jutro o 20.00 Polacy podejmą Finów w rewanżowych spotkaniach Ligi Światowej. Po dwóch porażkach odniesionych w ostatni weekend, mecze te wielkiego znaczenia dla układu tabeli mieć nie powinny. Ale choć nasze szanse na zajęcie drugiego miejsca w grupie są iluzoryczne, nie znaczy to, że możemy te spotkania odpuścić. Dla własnego dobrego samopoczucia, chęci pokazania swych umiejętności i dla licznie zgromadzonych w Hali Łuczniczka kibiców, polscy siatkarze powinni zrobić wszystko aby je wygrać.

Falkę do końca o zwycięstwa na tradycyjnej przedmeczowej konferencji prasowej zapowiadali wczoraj zarówno kapitan naszej drużyny jak i jej trener. Michał Bąkiewicz zna nawet receptę na utrudnienie Finom gry: Trzeba więc zdecydowanie poprawić zagrywkę, bo przy takim zawodniku, jak rozgrywający Mikko Esko, ciężko się gra, kiedy przeciwnik ma zagrywkę przyjętą w punkt. To jest kluczowy element i trzeba zaryzykować - twierdzi przyjmujący naszej reprezentacji. Wyciągnęliśmy wnioski z tej słabszej gry. Zobaczymy, jak zawodnicy je zrealizują - zapewnia trener reprezentacji Polski, Daniel Castellani, który, podobnie jak kapitan jego drużyny, docenia grę Mikko Esko: Sprawił nam wiele kłopotów. Dla moich młodych zawodników to było wielkie wyzwanie zagrać przeciwko tak dobremu rozgrywającemu, jak on. Od razu jednak dodaje, że tym razem fiński wirtuoz nie sprawi polskiej młodzieży tak wielu kłopotów. Przez kilka dni oglądaliśmy do znudzenia video z meczów w Tampere. Wierzę, że w Bydgoszczy zagramy znacznie lepiej.

Jednak pomoc licznej grupy polskich kibiców może nie wystarczyć, albowiem Finowie przyjechali bardzo zmotywowani i na pewno będą walczyć do ostatniej piłki. To zresztą zapowiada kapitan Finów Tomas Sammelvuo: Chcemy te wyniki również powtórzyć w Bydgoszczy, choć zdajemy sobie sprawę, że będzie to zdecydowanie trudniej niż na naszym terenie. Znam polskich kibiców. Potrafią gorąco, ale przede wszystkim sportowo dopingować. Nawet najgłośniejszy doping dla nas nie straszny. Już do takiego zdołaliśmy się przyzwyczaić. Przyjmujący ekipy z krainy reniferów ma też nadzieję na występ przed polska publicznością: Wierzę, że już w pierwszym środowym meczu stworzymy znakomite widowisko, tym razem z moim udziałem, bo w dwóch meczach wygranych przez Finlandię nie grałem. Wierze, że w Bydgoszczy znajdę się w składzie, być może nawet wyjściowej szóstce . Również trener naszych rywali Mauro Berutto jest pewien, że jego zawodnicy będą "gryźć"parkiet, aby wygrać, bo mają do tego motywację w postaci "dzikiej karty": Gramy o to drugie miejsce. Czekać potem będziemy na wyniki w innych grupach. Włoskiego trenera Finów cieszy też szansa zaprezentowania się przed polska publicznością: Jestem szczęśliwy, że mogę gościć u was. Polska jest przecież takim siatkarskim Hollywood, prawdziwym teatrem marzeń w naszej dyscyplinie sportu - zakończył trener Finów.

Mecze Polaków z Finami o godz. 20.00 transmitował będzie Polsat i Polsat Sport Extra. Nie pozostaje wiec nic innego jak uwierzyć w zapewnienia Polaków i obejrzeć mecz, w którym pokaże się zupełnie inna drużyna niż w Tampere - drużyna waleczna, grająca do końca i nie popełniająca na potęgę prostych błędów. Mam nadzieję, że kapitan i jego koledzy będą potrafili zrealizować receptę, jaką mają na Finów i utrudnić im maksymalnie grę. Wierzę, że to jest w stanie dać nam wygraną w choć jednym meczu. Więc - do boju Polsko!

niedziela, 12 lipca 2009

Fińska tragedia w siedmiu aktach

Niestety stało się to czego się obawiałam. Nasza młoda kadra siatkarzy dwukrotnie przegrała z Finlandią na ich terenie za komplet punktów i praktycznie straciła już szansę na zajęcie drugiego miejsca w grupie, dającego nadzieję na zdobycie "dzikiej karty". I nawet można by tą porażkę przeboleć, gdyby nie styl w jakim została odniesiona. Nasi reprezentanci praktycznie nie podjęli walki, popełniali juniorskie błędy i ani przez moment nie zmusili Finów do większego wysiłku. Dotychczas starałam się być wyrozumiała dla naszej kadry, bo w tym zestawieniu graja pierwszy raz, są młodzi, muszą się zgrać itp. Jednak chyba nadszedł czas, aby skończyć ze słodzeniem i napisać kilka gorzkich słów krytyki.

Grzech pierwszy naszej kadry - brak zagrywki. Niestety zagrywka naszych reprezentantów jest słabiuteńka. Większość z nich preferuje serwis stacjonarny, który nie zawsze jest tak trudny i sprawia kłopoty. Jedynymi zawodnikami z szóstki, którzy maja regularny, mocny serwis są Jarosz i Bąkiewicz. Reszta preferuje posyłanie baloników, a nimi meczu z mocniejszą drużyną nie wygrasz.

Grzech drugi - błędy własne. O ile jeszcze można zrozumieć zepsute serwisy o tyle już przebijanie piłki sposobem dolnym w aut, dogranie piłki do rozgrywającego palcami na drugą stronę siatki czy też wpuszczenie w boisko piłki, którą rywal dostarcza za darmo jest niedopuszczalne. I nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takich błędów.

Grzech trzeci - nie do końca trafiony dobór do kadry zawodników doświadczonych. "Starsi" gracze, których powołał na Ligę Światową Castellani nie są żadna podporą dla młodych bo w kadrze po prostu nie grają. I tu powstaje pytanie: po co powołano do kadry Grzegorza Szymańskiego, który przez pół ligi był kontuzjowany, Pawła Zagumnego, który również ma problemy zdrowotne czy Fabiana Drzyzgę, który w ogóle nie jest brany pod uwagę przy wystawianiu "12"? Czy nie lepiej było powołać Łukasza Żygadłę i Roberta Prygla, którzy mogliby być dla młodszych kolegów większą pomocą?

Inną sprawą jest to, że zawodnicy, którzy w lidze byli wyróżniającymi się postaciami, w kadrze już tak nie błyszczą. Grzegorz Łomacz od początku rozgrywek Ligi Światowej nie wykonał nawet jednej kiwki, a pierwsze rozegranie na szóstą strefę bez bloku udało mu się dopiero w dziesiątym meczu. Ponadto ma problemy z dociągnięciem piłki do antenki i z wystawą z głębi pola. Zbigniew Bartman w lidze czarował atomowym serwisem, a w "światówce" ma problem z przebiciem piłki na drugą stronę siatki. Michał Ruciak zachwycał perfekcyjnym przyjęciem, wyśmienitą zagrywką i wszechstronnym atakiem - teraz został mu tylko odbiór, niestety w tej gorszej wersji. Krzysiek Ignaczak w lidze był gwiazdą na swej pozycji - teraz ma problem z komunikacją z partnerami i częściej zajmuje się sprzeczkami z nimi niż dobrą grą. Nie lepiej graja pozostali zawodnicy - Bartosz Kurek potrafi wgnieść w ziemię rywala klasy mocno osłabionej Wenezueli, z lepszymi już ma problem. Kuba Jarosz jak ma piłkę na równym podwójnym czy potrójnym bloku już ma problem ze zdobyciem punktu. Marcin Możdżonek nadal nie potrafi porządnie zaatakować a Piotrek Nowakowski blokować i serwować.

Już w środę i czwartek będzie kolejna szansa na pokonanie Finów i zaprezentowanie się z lepszej strony przed polska publicznością. Szczerze wątpię, że po tych konfrontacjach zakończymy fazę grupową na drugim miejscu. Liczę natomiast, że powrót do drużyny kapitana, Michała Bąkiewicza, oraz polska publiczność zmotywują zawodników do lepszej gry i pozwolą odnieść choć jedno zwycięstwo. A wiec tradycyjnie - trzymam kciuki i czekam na dobrą grę.

piątek, 10 lipca 2009

O naszym kapitanie słów kilka

Dzisiejszy dzień obfitował w wiele siatkarskich wydarzeń, które można by opisać na blogu. Nie chcę jednak poruszać sprawy brzydkiej porażki z Finami w Lidze Światowej, ani coraz bardziej prawdopodobniej nieobecności Wlazłego i Winiarskiego w w kadrze w tym roku. O tych i innych przykrych wydarzeniach będzie czas napisać później. Tym bardziej że znalazł się przyjemniejszy przyjemniejszy temat, do którego skłonił mnie wywiad z naszym kapitanem w Magazynie Sportowym.

Osoba obecnego kapitana siatkarskiej reprezentacji Polski od dawna budzi żywą dyskusję. Michał Bąkiewicz ma tyle samo zwolenników co przeciwników. Tym pierwszym imponuje jego ambicja, charakter i dobra gra, ci drudzy uważają, że zarówno jako zawodnik jak i jako człowiek reprezentuje sobą niewiele. Nie chcę w tym miejscu roztrząsać kto ma racje, tym bardziej, że o tym jaki naprawdę jest Michał najlepiej wie on sam i jego bliscy. Jednak na podstawie jego zachowania również i my, kibice pewne wnioski wyciągnąć możemy.

Karierę Michała Bąkiewicza śledzę od kilku dobrych lat, jednak najwięcej o nim dowiedziałam się podczas pracy przy poświęconej mu stronie internetowej. Przeglądając sterty materiałów do strony potwierdziłam to, co o nim myślałam wcześniej. Bąkiewicz to zawodnik o wielkiej woli walki - walki o swoje przekonania, marzenia i walki z przeciwnościami losu; o dużej ambicji, który nigdy nie godzi się z porażką oraz o wielkiej klasie, potrafiący grać na wysokim poziomie, dotrzymujący przyrzeczeń i poważnie traktujący kadrę, klub i ich kibiców. Takie wnioski można wyciągnąć oglądając mecze z jego udziałem, jego zachowanie poza nim i udzielane przezeń wywiady. To jest ta "pierwsza" twarz Bąkiewicza, znana doskonale setkom kibiców siatkarskich w Polsce. Jednak dla mnie ważniejsza jest ta druga czyli jakim Michał Bąkiewicz jest człowiekiem. I z tym jest problem, ponieważ od samego Michała się o tym nie dowiesz. Mam tu na myśli wywiady, w których o jego życiu prywatnym jest baaardzo niewiele. Jednak na podstawie ich też można wyciągnąć pewne wnioski. Pierwszy jest taki, że nie zalicza się on do ludzi lubiących przebywać w blasku reflektorów i sprzedających swoje życie prywatne w kolorowych gazetach. Wydaje się też, że zna znaczenie słowa honor - od niego kibic nie dowie się o kłopotach w klubie i kadrze, nie przeczyta w porannej gazecie wylewanych pomyj na kolegów czy trenerów, i wreszcie może liczyć na zachowanie jakie zaprezentował 19 lipca 2008 roku (kibice siatkówki wiedzą o czym mówię), które Ireneusz Mazur skomentował tak:



Udział w akcjach charytatywnych, wizyty w szpitalach u chorych dzieci to z kolei przykład na to, co moja koleżanka nazywa "posiadaniem serca tam gdzie trzeba", a ja wrażliwością. Michał nie odmówi też wizyty w szkołach a już tym bardziej w "swojej" 13, co można by podciągnąć pod zachowanie znamionujące dużą klasę w kategorii "pamięć o swych korzeniach". Cechuje go wreszcie. poczucie humoru, które widać doskonale w przeprowadzanych z nim czatach.

Przykładem na tą ostatnią cechę jest przeprowadzony z nim wywiad w Magazynie Sportowym z serii kilku niewygodnych pytań. Z niego dowiadujemy się, że kapitan naszej kadry chętnie zjadłby schabowego z sałatką w towarzystwie Baracka Obamy, popijając dobrą whisky, a w ramach relaksu obejrzałby melodramat lub komedię z Eddie Murphym. W zaplanowaną spontanicznie podróż mógłby pojechać PKS lub PKP, ale nie w rękawiczkach, bo źle mu się kojarzą. Za to można by liczyć na relacje z niej za pomocą sms-a. W siatkówce wolałby odnieść niezasłużone zwycięstwo, odniesione przy pomocy trudnej zagrywki i techniki. Zresztą co tu pisać, najlepiej odczuć klimat wywiadu zerkając tutaj lub tutaj.

Jeszce odnośnie naszego kapitana, który nie jest ostatnio oszczędzany. Pojawiają się krytyczne głosy, że jest on nam wcale niepotrzebny, bo potrafi tylko przyjmować. O tym jak istotny jest to element mogliśmy się przekonać podczas dzisiejszego meczu z Finlandią, kiedy go brakowało. Ja wiec liczę na to, że Pan Kapitan i jego przyjecie szybko do kadry powrócą.

Kiedy Michał zostawał kapitanem mówiono, ze to zły wybór, bo jako gracz rezerwowy nie będzie darzony szacunkiem przez swoich kolegów. W ramach riposty przytoczę opinie Pawła Woickiego i myślę, że po jej przeczytaniu wszystko będzie jasne:
"Świetny zawodnik, kolega i kapitan. Bardzo dobry wzór dla naszej młodej reprezentacji. Jak ktoś trochę lepiej zna Michała, to wie, że on nigdy się nie oszczędza. To profesjonalista w stu procentach. On nawet nie musi na nas krzyczeć, wystarczy, że każdemu udzieli się choć trochę jego zaangażowania, i jest już dobrze. On mniej mówi, za to więcej robi."

I to by było na tyle, bo po prostu Michał Bąkiewicz wielkim graczem jest.

poniedziałek, 6 lipca 2009

Dziwna decyzja Castellaniego

Na mecze z Finlandią do Tampere nie pojedzie Michał Bąkiewicz, któremu zgodnie z wcześniejsza umową Daniel Castellani dał odpocząć - informacja o takiej treści pojawiła się popołudniem
na oficjalnym serwisie polskich reprezentacji. Przyznaję - zaskoczyła mnie ona negatywnie. Przed arcyważnymi dla układu tabeli w grupie D meczami wolne zostaje kluczowy w tym momencie zawodnik naszej kadry. Nie rozumiem tego - czyżby Castellaniemu nie zależało na zwycięstwach w krainie reniferów?

Od razu może wyjaśnię, że nie jestem przeciwnikiem Daniela Castellaniego i nie mam zamiaru czepiać się każdej podjętej przez niego decyzji. Więcej - jako kibic reprezentacji w całości popieram sposób w jaki jest ona dotychczas prowadzona. Cieszę się, że szansę zostają młodzi zawodnicy i że trener dba o zdrowie naszych siatkarzy. Tym bardziej że nasi obecni reprezentanci pokazują się z naprawdę dobrej strony i naszemu sztabowi szkoleniowemu należą się za to wielkie brawa.

Wolne dostaje Bąkiewicz. Ktoś może się zapytać - czemu właściwie mam o to pretensje. Przecież skoro wolne dostali Ignaczak i Grzyb, to czemu nie dać Michałowi, zawodnikowi, który nie jest już najmłodszy, a dodatkowo mocno doświadczony przez kontuzje? Otóż wyjaśniam - nie ma pretensji o sam czas wolny dla Michała co termin, w którym go otrzymał. W ten weekend gramy arcyważne mecze z Finlandią, od których zależeć będzie czy utrzymamy drugie miejsce w grupie, które dawałoby nam realne szanse na uzyskanie dzikiej karty na turniej finałowy Ligi Światowej w Belgradzie. Przeciwnik jest bardzo mocny, bo powrócili do niego niemal wszyscy gracze stanowiący o jego sile. Esko, Shumov, Kunnari, Oivanenowie - te nazwiska i styl gry jaki na chwile obecna prezentują może budzić wątpliwości czy nasza odmłodzona kadra sobie z nimi poradzi. Dlatego dziwi mnie, że Daniel Castellani dobrowolnie rezygnuje z zawodnika takiego jak Bąkiewicz - doświadczonego i ogranego na arenie międzynarodowej i dodatkowo kapitana naszej kadry. Ktoś napisze - przecież sam Bąkiewicz nie gwarantuje nam zwycięstwa w meczu. Zgoda, ale zwiększa nasze szansę na dobrą grę, zapewnia nam stabilne przyjecie i dobry serwis. A to szczególnie ważne elementy, zwłaszcza w sytuacji, że nasz rywal dysponuje świetnym serwisem, który mocno utrudniał przyjęcie. W ostatnich meczach mieli z nim problemy tacy zawodnicy jak Murillo czy Giba - trudno wiec oczekiwać, że problemu nie będą z nim mieć Bartman czy Kurek, którzy - w przeciwieństwie do obu brazylijskich gwiazdorów, których wymieniłam powyżej - wirtuozami obioru nie są.

Obok Kurka i Bartmana w meczach z Finlandią będziemy wiec dysponować tylko jednym przyjmującym - Michałem Ruciakiem. Jest to obok libero jedyny gracz, który potrafi dobrze przyjmować serwis rywala. Jeśli będzie miał słabszy dzień w tym elemencie to klapa, bo zmiennika, który mógłby poprawić sytuację brak. Dlatego uważam, że Bąkiewicz do Finlandii jechać bezwzględnie powinien. Wolne może dostać kiedy indziej (swoja drogą - nie można go było zwolnić w ostatni weekend?) i nic złego się nie stanie. Tym bardziej, że Michał nie ma problemów zdrowotnych, które wymuszałyby przerwę od gry natychmiast. W sytuacji w jakiej obecnie znajduje się nasz zespół trener mógłby porozmawiać z Michałem i przełożyć jego urlop. Znając jego podejście wątpię, aby na to nie wyraził zgody. Bo jest nam bezwzględnie potrzebny.

Widzę sprawę tak - jeśli w Finlandii przegramy za komplet punktów (6) o drugim miejscu w grupie możemy zapomnieć. I o dzikiej karcie na Final Six też. Jeśli chcemy pojechać do Belgradu musimy zabrać do Finlandii nasz najsilniejszy skład, jakim obecnie dysponujemy. Dlatego mam nadzieje, że nasz trener jeszcze raz przemyśli sprawę składu, jaki chce zabrać. A ja już zaczynam modlić się o dobra dyspozycje Michała Ruciaka. Jeśli nie pojedzie Bąkiewicz to jego dobra dyspozycja może być kluczowa dla wyników meczów. Oby Michał dał radę.

sobota, 4 lipca 2009

Gratulacje dla Polski, czapki z głów przed Finami

Właśnie zakończyły się mecze naszej reprezentacji z Wenezuelą. Nasi siatkarze spełnili oczekiwania i wygrali oba mecze, zdobywając pełną pulę sześciu punktów. Tym samym awansowali oni na drugie miejsce w grupie i w następnym tygodniu zagrają z Finami o jego utrzymanie. Naszym Panom należą się duże brawa, za konsekwentną grę i za to, że potrafili pokonać swe chwile słabości. Pokazali, że są w stanie grać na wysokim poziomie i oby za tydzień to potwierdzili.

W meczach z Wenezuelą z dobrej strony pokazało się kilku zawodników. Tradycyjnie już dobrą dyspozycję potwierdzili Bartek Kurek i Kuba Jarosz, którzy w piątek brylowali w ataku. To chyba wpłynęło mobilizująco na Zbyszka Bartmana, który w sobotę był naszym głównym egzekutorem, kończąc piłki ze znakomitą 60% skutecznością. Królem bloku był z kolei Marcin Możdżonek, który w dwumeczu aż dziesięć razy "zamurował" rywala, umacniając się na pierwszym miejscu w rankingu najlepiej blokujących (wielkie brawa). Jednak prawdziwym objawieniem dwumeczu był Paweł Zatorski, który zastąpił na pozycji libero Krzysztofa Ignaczaka i grał nie gorzej niż nasz najlepszy libero. Znakomicie przyjmował serwisy rywala i widowiskowo bronił ich ataki. Jego dobrego występu nie omieszkał skomentować na konferencji prasowej po spotkaniu Michał Bąkiewicz. "Szczególnie chciałbym podziękować naszemu libero, Pawłowi Zatorskiemu. Jest jeszcze bardzo młody, ale udowodnił dziś, że będzie kiedyś wielkim zawodnikiem" - taka opinia z ust doświadczonego kapitana to powód do dużej radości i zachęta do dalszej pracy. kto wie, może świetnymi występami Paweł wywalczy sobie szansę na wyjazd do Finlandii?


A propos Finów. Zespół ten dokonał rzeczy niezwykłej, ogrywając w sobotę wielką Brazylię 3:2. Siatkarze z krainy reniferów przegrali dwa pierwsze sety, aby potem wygrać dwa następne i emocjonujący tie break. Bohaterem meczu nie był ani supergwiazdor Giba, ani zdobywca Pucharu Europy Visotto, ani znakomici Murillo, Rodrigao, Bruno czy Sergio, ale... Mikko Oivanen. Atakujący Finów grający na co dzień w Resovii Rzeszów zgromadził aż 28 punktów, był ostoją swojej drużyny w ataku i wręcz przyćmił swego vis-a-vis, Leandro Visotto. Oglądąjac ten mecz uzmysłowiłam sobie z przykrością jak daleko Finowie są przed nami pod względem mentalnym. Albowiem sobotni mecz Brazylii z Finami bardzo przypominał nasz pierwszy mecz z Canarinhos przed tygodniem. Finowie też po wyrównanej walce przegrali dwa pierwsze sety; jednak potem, w przeciwieństwie do nas, nie spuścili głów i czekali, aby jak najszybciej skończyć, tylko walczyli do końca i to im się opłaciło. I za to mają mój szacunek, są wspaniałą drużyną, grają świetną siatkówkę i cieszę się, że wygrali z "Kanarkami", za którymi szczerze nie przepadam. Szkoda, że nasi siatkarze nie maja takiej woli walki...

Na koniec cieszę się, że mecz jest meczowi nierówny. Bo gdyby wnioskować po dotychczasowych wynikach, to z Finlandią mielibyśmy małe szanse. A tak nie jest wykluczone że ich pokonamy, czego naszym siatkarzom życzę.

czwartek, 2 lipca 2009

Czas na Wenezuelę

Już jutro i w sobotę Polska rozegra kolejne mecze w ramach tegorocznej edycji Ligi Światowej. Tym razem areną zmagań naszych zawodników będzie Hala Ludowa we Wrocławiu, a przeciwnikiem Wenezuela. Z siatkarzami z Ameryki Południowej graliśmy już 2 razy i wychodziliśmy z tych pojedynków zwycięsko. Nie można się więc dziwić, że kibice i zawodnicy liczą na powtórkę sprzed dwóch tygodni. Jak będzie dowiemy się w piątek i sobotę o godzinie 20.00.

Dziś odbyła się tradycyjna przedmeczowa konferencja prasowa z udziałem trenerów i kapitanów obu drużyn. Szkoleniowiec naszych rywali Jose A. Gutierrez liczy na to, że jego drużyna mimo osłabień (brak Valery i Marqueza) pokaże się z dobrej strony i zdobędzie jakieś punkty. Podobne nadzieje żywi kapitan Wenezuelczyków Andy Rojas, a opiera je na tym, że jego drużyna we wszystkich meczach Ligi Światowej prowadziła z rywalami wyrównaną walkę, nawet jeśli je przegrywała. Wierzy on też, że oba zespoły stworzą dobre widowiska, bo sytuacja w grupie nie ejst jeszcze ostatecznie wyklarowana. Trener reprezentacji Polski, Daniel Castellani, nie krył zadowolenia z pracy zawodników na treningach: podczas treningów poznaję ich coraz lepiej i w tej chwili podobają mi się jeszcze bardziej niż wtedy, gdy ich wybierałem, bardzo ważna jest łatwość z jaką przyswajają sobie nowe rzeczy; ale zaznaczył, że w konfrontacji z Wenezuelą istotne będą dwa elementy: po pierwsze chcemy wygrać, a nie będzie to łatwe, bo mieliśmy się już okazję przekonać, że przeciwnik jest wymagający; po drugie będziemy próbowali nowych zawodników i nowe sposoby gry, mamy nadzieję, że się sprawdzą. Swych rywali docenił też kapitan reprezentacji Polski: rywale mają kilku zawodników, którzy będąc w dobrej dyspozycji, mogą zadecydować o wyniku meczu właśnie serwisami, ale to nie Brazylia więc jesteśmy dobrej myśli. Michał Bąkiewicz przyznał, że dla naszej reprezentacji w obecnym składzie, każdy mecz to duże ciśnienie, ale przed weekendowymi meczami jest dobrej myśli: wszyscy przeżywamy to po swojemu, ale mam nadzieję, że wpłynie to na nas pozytywnie; najważniejsza jest motywacja i koncentracja; Liczymy, że zaprezentujemy się z dobrej strony i powtórzymy rezultat jaki osiągnęliśmy w Caracas (cytowane fragmenty pochodzą ze stron: www.wp.pl i www.sportowefakty.pl)

Oprócz konferencji prasowej dziś odbył się też otwarty dla mediów trening. Relację i zdjęcia z niego można znaleźć w serwisie siatkowka24.pl. Oto jej fragmenty:

Otwarty dla mediów trening reprezentacji Polski rozpoczął się z godzinnym opóźnieniem (...) Na samym początku treningu trener Castellani poprosił na bok Grzegorza Łomacza zapewne po to, aby porozmawiać z nim o ubiegłotygodniowych porażkach, a także o sposobie, dzięki któremu jego gra byłaby jeszcze lepsza (...) Podczas rozmowy (...) Łomacza oraz Castellaniego, reszta zespołu bawiła się doskonale. Odbył się mecz Gromadowski/Możdżonek kontra Nowakowski/Jarosz. Po około 15 minutach Argentyńczyk poprosił do siebie cały zespół i przez około 20 minut tłumaczył zawodnikom jakie czeka ich zadanie oraz czego od nich oczekuje. Od około 17:35 cała drużyna przystąpiła do rozgrzewki. Rozgrzewających się zawodników pilnował sztab trenerski naszej kadry. Po 20 minutowym rozciąganiu przyszła kolej na odbijanie w parach i tak: Paweł Woicki grał z Michałem Ruciakiem, Marcel Gromadowski z Marcinem Możdżonkiem, Kuba Jarosz z Mc Gregorem (Grześkiem Łamaczem), Zbigniew Bartman z Michałem Bąkiewiczem, Karol Kłos z Pawłem Zatorskim, Bartek Kurek z Piotrkiem Nowakowskim i na koniec Fabian Drzyzga z trenerem Radosławem Panasem. Następnie zawodnicy podzielili się na dwa zespoły i przez ponad godzinę trenowali różne sytuacyjne akcje, a ten element siatkarskiego rzemiosła najlepiej wychodził Bartkowi Kurkowi, Michałowi Bąkiewiczowi oraz Marcinowi Możdżonkowi. Swojego „dnia” nie mieli natomiast Zibi i Marcel Gromadowski, których akcje nie zapierały tchu w piersiach Nie obyło się oczywiście bez dowcipów, uśmiechów całej drużyny, a prym wiódł oczywiście nie kto inny, jak Bartosz Kurek. Zawodnik Skry Bełchatów rozbawiał nie tylko kolegów, ale także cały sztab szkoleniowy (...) Szkoleniowiec naszej kadry coraz lepiej radzi sobie z językiem polskim. Trzeba jednak przyznać, że dosyć śmiesznie brzmiały niektóre słowa stworzone z połączenia języka włoskiego oraz polskiego. Zawodnicy czują ogromny respekt zarówno przed Stelmachem, jak i Castellanim, wykonują wszystkie ich polecenia. Nigdy, ale to nigdy nie zamierzają grać czy trenować na pół gwizdka, doskonale daje się zauważyć więź zacieśniającą się pomiędzy trenerami, a zawodnikami (...)


więcej zdjęć z treningu tutaj



Bardzo mnie cieszy dobra atmosfera w drużynie i zapał naszych reprezntantów do pracy. Jeśli z Wenezuelą zagrają odpowiednio skoncentrowani na pewno sobie poradzą i wygrają. Mam też nadzieję, że dzięki wykonywanej solidnie pracy z dnia na dzień stawać się będą coraz lepszymi siatkarzami. Tego im życzę i czekam na jutrzejszy mecz z nadzieją na sukces. Polska!