czwartek, 20 sierpnia 2009
Jak wypadnie ostatni sprawdzian?
W tej edycji memoriału Polska A zagra w grupie z Hiszpanią i Chinami, a pozostałe drużyny zmierzą się w grupie drugiej. Zwycięscy grup w niedzielę zagrają między sobą o miejsce pierwsze, zespoły z miejsc drugich o trzecie, a z trzecich o piąte. Jest o co walczyć, bo poza satysfakcją i dobrym samopoczuciem przed europejskim czempionatem, można też wygrać spore pieniądze.
Polacy dwukrotnie zwyciężali w Memoriale Wagnera - w 2006 i 2008 roku. gdyby jednak udało się wygrać tą edycję byłby to duży powód do satysfakcji. Po pierwsze - dlatego, że ograliśmy silnych rywali, a po drugie dlatego, że uczyniła to nasza młoda drużyna. Ta sama, która w niedzielę w świetny sposób wywalczyła bilety na mundial do Włoch. Chyba wszyscy chcielibyśmy mieć pewność że ostatnie zwycięstwa naszego zespołu to nie (jak twierdzą złośliwi) wypadek przy pracy plus średni rywale, z którymi graliśmy. Gdybyśmy pokonali Hiszpanów, Serbów lub Włochów (albo wszystkich na raz) mielibyśmy pewność że forma naszej drużyny idzie w dobrym kierunku, a malkontenci, narzekający na wszystkich i wszystko, choć na chwile musieliby zamilknąć. Polacy zagrają w siedemnastoosobowym składzie, jest wiec bardzo prawdopodobne, ze szansę dostaną zawodnicy, którzy w Gdyni nie grali: Marcin Wika, Grzegorz Łomacz, Marcel Gromadowski, Łukasz Kadziewicz, Piotr Nowakowski czy Krzysztof Ignaczak. Mnie jednak ciekawi inna rzecz. czy liderzy zespołu, którzy wykreowali siew Gdyni potwierdzą swoja formę, czy może ujawni się inna gwiazda? Cóż, ja jednak obstawiam ze liderami będą Paweł Zagumny, Bartosz Kurek i Kuba Jarosz. Czy tak się stanie - zobaczymy.
Liczę też, że Michał Bąkiewicz ponownie zaprezentuje swoja wielką klasę i zagra tak doskonale jak w meczu ze Słowenią. Michał już raz błysnął na Memoriale Wagnera w 2007, kiedy to w pierwszych trzech meczach był najjaśniejszą postacią w naszym zespole. Nie mam nic przeciwko powtórce. A w ramach przypomnienia kilka akcji Michała sprzed dwóch lat w tradycyjnym Bąkowym filmiku.
Miłego oglądania :)
poniedziałek, 17 sierpnia 2009
Mamy bilety do Italii, mamy pierwszą szóstkę!
Przed turniejem miałam obawy. Nie żebym nie wierzyła w umiejętności naszych chłopaków, ale to jest sport i wiele zdarzyć się może. Tym bardziej drużynie, która straciła połowę swego pierwszego składu i swą siłę musiała opierać na zawodnikach będących dotychczas na drugim planie. Cieszę się bardzo, że moje obawy się nie sprawdziły i że nasi reprezentanci grali naprawdę dobrze.
To był turniej powrotów. Pierwszy wracający, Paweł Zagumny, pokazał wszystkim że kadra z nim i kadra bez niego, to dwie zupełnie różne drużyny. Nowy kapitan reprezentacji popisał się znakomitym rozegraniem i ułatwiał swoim kolegom na ataku pracę jak mógł. Nasza gra była o wiele ciekawsza - pojawiły się różne rodzaje krótkich - klasyczna, przesunięta, z tyłu, wrzucona - to była rozkosz dla oczu dla każdego kibica, spragnionego takich akcji po Lidze Światowej. Poza tym Guma pokazał swoje umiejętności w obronie, zagrywce i bloku. Wygląda na to, że nasz zespół z nim to o klasę lepsza drużyna. Cieszę się, że Paweł w niej jest i oby jak najdłużej pozostał.
Drugi z wielkich powracających, nasz libero, Piotr Gacek, również pokazał się z dobrej strony. Zaliczył wiele kapitalnych obron i trzymał nam przyjecie. No i wreszcie nie było nieporozumień pomiędzy libero a innymi przyjmującymi, co było częstym widokiem podczas Ligi Światowej. Myślę, że Piotrek swego miejsca w składzie na ME może być pewny.
Trzeci wracający to Daniel Pliński. On tez zaliczył bardzo dobry turniej. Pokazał kilka różnych form ataku na środku, dobrze tez grał w bloku. Troszeczkę słabszy na serwisie, ale do ME jeszcze trochę czasu jest i Daniel na pewno zagrywkę poprawi. Miejsce w szóstce ma pewne.
Nieco inny powrót zaliczył Paweł Woicki. Nasz drugi rozgrywający miał kiepski sezon ligowy, a w Lidze Światowej przegrał rywalizacje z Grzegorzem Łomaczem. Kiedy Daniel Castellani włączył go do składu na kwalifikacje wielu zastanawiał się po co to zrobił. Wczoraj jednak okazało się, że decyzja naszego szkoleniowca była właściwa. Paweł zagrał całe spotkanie z Francją i zrobił to tak dobrze, że został MVP. Oby było to stałe przebudzenie tego zawodnika, bo w takiej dyspozycji będzie nam bardzo potrzebny.
Zawodnikiem, który zrobił wielka furorę podczas gdyńskich kwalifikacji był Bartosz Kurek. Podczas wszystkich meczów jego skuteczność ataku nie była niższa niż 50%. Prawdziwą klasę pokazał podczas meczu ze Słowacją, gdzie skończył 19 na 29 ataków. Jego zbicia są bardzo widowiskowe i podobały się publiczności, która po meczu skandowała imię i nazwisko Bartka domagając się dla niego nagrody MVP. Poza atakiem Bartek pokazał się w serwisie - jak trafił mocno to nie było co zbierać. W pozostałych elementach też zaprezentował się więcej niż przyzwoicie.
I na koniec ostatni bohater - Michał Bąkiewicz. Tym razem wyszedł z cienia i znów pokazał swoja wielka klasę. W piątek znakomicie zagrał w ataku i zagrywce, zdobywając nagrodę MVP. W sobotę znów był królem - tym razem defensywy. Przyjął aż 41 zagrywek nie myląc się ani razu; ponadto zrobił swoje w zagrywce, obronie i ataku. Równie dobrze spisał się w niedzielę. Choć zagrał tylko jednego seta, zdobył aż cztery punkty, o dwa mniej niż zawodnicy, którzy zagrali dwa sety - Michał Ruciak i Bartosz Kurek. Wygląda na to, że Pan Drzyzga powinien ogłosić żałobę, bo jego teoria jakoby Michał się do gry w szóstce nie nadawał, właśnie wzięła w łeb, z czego się bardzo cieszę.
Zresztą niemal wszyscy zawodnicy naszej drużyny zaprezentowali się dobrze. Pewnym punktem na środku był Marcin Możdżonek, który dodatkowo straszył swą kąśliwą zagrywką. Świetnie grał też Kuba Jarosz, zwłaszcza w niedzielę, kiedy niemal wszystkie ataki skończył, a i w sobotę dał świetną zmianę. Z dobrej strony pokazali się też Michał Ruciak i Zbigniew Bartman, którzy pokazali, że mogą wnieść wiele do naszej drużyny.
Są jednak rzeczy, które martwią. Pierwsza z nich to słaba dyspozycja atakującego Piotra Gruszki. Piotrek miał kłopot ze skutecznymi atakami już w meczu ze Słowenią. W meczu ze Słowacją też nie było lepiej, a dodatkowo ujawniła się wada Gruchy - deptanie linii trzeciego metra. Mam nadzieje, że Piotrek dojdzie do formy, bo jeśli na ME zagra tak jak w kalifikacjach w Gdyni to będzie kiepsko. Drugie co mnie martwi to Bartosz Kurek. Bartek co prawda zagrał świetny turniej, błysnął zwłaszcza w meczu ze Słowacją. Jednak w tym meczu był on niemal całkowicie wyłączony z przyjęcia w naszym zespole - przyjął ledwie pięć zagrywek, co w porównaniu do 41 przyjętych przez Bąkiewicza i 20 przez Gacka prezentuje się bardzo mizernie (i w tym miejscu śmieszne wydaja się zachwyty polsatowskich komentatorów nad "świetnym 67% perfekcyjnym przyjęciem", skoro w jego skład wchodzą ledwie 3 w punkt przyjęte zagrywki). Bartek mógł się wiec skoncentrować jedynie na ataku, nie dziwi wiec osiągnięty przez niego wynik w tym elemencie. W niedzielę, kiedy Francuzi serwowali na niego, jego dorobek punktowy był już o wiele słabszy, a i najście do ataku wolniejsze. Dodatkowo Bartek wciąż ma tendencję do ścigania piłki co często się za ciekawie kończy, zwłaszcza kiedy jest ona na równym dwu lub trójbloku. Dlatego też uważam, że Bartek w sobotę powinien złożyć pomeczowe podziękowania dla trenera Słowaków Zaniniego za to, że nie polecił swym zawodnikom na niego serwować, bo gdyby taktyka Słowaków byłą inna, być może Bartkowi nie byłoby tak łatwo.
Na koniec chciałabym złożyć wyrazy wielkiego szacunku dla zawodnika, który w kadrze w tych eliminacjach nie grał, ale i tak błysnął wielka klasą. Mowa oczywiście o Sebastianie Świderskim, który przyjechał do Gdyni z nogą w gipsie, aby w najważniejszym meczu na żywo dopingować swoich kolegów. W tym celu tłukł się autem przez blisko pół Polski, co jest niewygodne dla zdrowego człowieka, a co dopiero mówić o takim ledwo po operacji. A przecież Sebastian mógł się wygodnie rozłożyć w domu i kibicować Polakom przed telewizorem. Jednak tego nie zrobił i pokazał, że czuje łączność z zespołem narodowym. Dlatego tez chylę przed Sebastianem nisko głowę, życząc mu szybkiego powrotu do zdrowia. Mam nadzieje, że za rok nasza kadra z Sebastianem w składzie sięgnie po medal mistrzostw świata, czego sobie, naszym chłopakom i "Świdrowi" z całego serca życzę. Szkoda że inni nasi "gwiazdorzy" nie mają klasy Sebastiana, ale na to nikt nic nie poradzi.
Dziękuję naszym chłopakom za świetny turniej i gratuję awansu. To jednak nie koniec emocji związanych z występami naszej męskiej reprezentacji. Już w czwartek rozpoczyna się Memoriał Huberta Wagnera. Oby na tle tak mocnych zespołów jak Serbia, Hiszpania czy Włochy nasi zaprezentowali się równie dobrze jak w Gdyni.
czwartek, 13 sierpnia 2009
Bąkowe filmiki część pierwsza
Nasza reprezentacja ma duży problem. Z powodu kontuzji z kadry wypadło trzech podstawowych zawodników naszej kadry: Mariusz Wlazły, Sebastian Świderski i Michał Winiarski. W ich miejsce na boisku trener Castellani prawdopodobnie desygnuje do gry Piotra Gruszkę, Bartosza Kurka i Michała Bąkiewicza. To zawodnicy, którzy od bardzo dawna nie mieli okazji występować w podstawowej szóstce naszej kadry. Jestem jednak przekonana, ze dadzą sobie radę. Ich umiejętności są bardzo duże, pokazali je już nie raz, wiec tym bardziej przed swoja publicznością powinni pokazać swą wielka klasę. Tym bardziej że pomagał im będzie najlepszy rozgrywajacy ostaniego mundialu i igrzysk olimpijskich, Paweł Zagumny, który swoim niekonwencjonalnym rozegraniem potrafi ułatwić atakowanie kolegom, a blok rywali doprowadzic do szewskiej pasji.
Czytając fora internetowe dowiedziałąm sie, że kibice najbardziej obawiają sie o Michała Bąkiewicza, a sciślej mówiąc o to, jak będzie radził sobie w ataku. Myślę że są to obawy bezpodstawne, bo Bąku juz nie raz pokazał, że potrafi poradzic sobie z nawet najwyższym blokiem. Najlepszym przykładem na to jest poniższy filmik. Prezentuje on najciekawsze akcje Michała z pamiętnego meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z moskiewskim Dynamem. Zresztą podobne filmiki z Michałem w roli głównej będą sie tu co jakis czas pojawiać.
Cóż, teraz pozstaje chyba pomarzyc o podobanych akcjach w wykonaniu Michała w ten weekend. Jeśli on i jego koledzy będą przezentować takie ataki, zagrywki, obrony i bloki żaden rywal nam niestraszny.
Mecze Polaków ze Słowenią i Słowacją rozpoczną sie jutro i pojutrze o godz. 20.00 i będzie je można obejrzeć na Polsacie Sport. Również na tym kanale transmitowany będzie niedzielny mecz z Francją, który rozpocznie sie o godz. 16.30.
Więc - zwycieżaj nasza drużyno. Trzymam mocno kciuki.
niedziela, 2 sierpnia 2009
Zaskakujaca decyzja Doroty Świeniewicz "zasługą" kibiców?
Od bez mała 25 lat siatkówka zawładnęła moim życiem stała się pasją, z czasem miłością i w końcu niezłym dochodem. Kiedyś usłyszałam frazę, że szczęśliwym jest człowiek, który wykonuje to co kocha i lubi, a jeżeli ma możliwość przekształcić to w źródło utrzymania, to czegoż od życia wymagać więcej. Los pozwolił mi znaleźć się w grupie szczęśliwców, którym się to udało. Często powtarzałam, że dopóki gra w siatkówkę będzie dawała mi radość będę grała. Ciągle jest dla mnie bardzo ważna, co więcej chyba nie potrafię żyć normalnie bez niej, ale przyszedł moment w którym przynajmniej w pewnym wymiarze muszę powiedzieć dość. Nie siatkówki, lecz tego co się wokół niej wytworzyło, szczególnie w odniesieniu do drużyny narodowej. Właśnie zdałam sobie sprawę, że minęły czasy kiedy z rozpierającą pierś dumą jechałam na zgrupowanie reprezentacji. Ogromna szkoda, że właśnie teraz kiedy zapanowała w kadrze właściwa atmosfera i naprawdę odrodził się duch zespołu, grupa wytrawnych „znawców” materii wzięła w ogień krytyki nasze poczynania i wytworzyła nieznaną nam do tej pory presję. Owszem zdarzały się w przeszłości opinie krytyczne ze strony dziennikarzy i tzw. ludzi z branży, ale dzisiaj w dobie pozornie pełnej anonimowości kilka osób z licznej rzeszy sympatyków siatkówki, postanowiło wziąć sprawy mojej siatkarskiej kariery w swoje ręce. Nie mam i nigdy nie miałam pretensji do fachowej i bezstronnej krytyki, ale maniakalne atakowanie mnie musiało w końcu przynieść skutki. Zapewniam że fizycznie nic mi nie dolega, lecz moja psychika nie jest już w wystarczającym stopniu odporna na stres.
Oświadczam zatem, że definitywnie kończę karierę reprezentacyjną. Dziękuję wszystkim koleżankom z reprezentacji za wspaniałe chwile przeżyte razem, za pomoc w trudnych chwilach i okazane mi zaufanie, trenerowi Matlakowi za odwagę, stanowczość i uszanowanie mojej decyzji, mężowi i synowi za wyrozumiałość dla moich czasami niezrozumiałych dla nich wyborów i w końcu specjalne podziękowania z głębi serca dla wszystkich prawdziwych kibiców siatkówki w Polsce i za granicą, dzięki którym mogę powiedzieć: warto było
Otóż właśnie - polski kibic siatkówki, o którym ostatnio tyle się mówi. Najlepszy na świecie czy może nie? Moim zdaniem polscy kibice siatkówki mają skłonność do popadania ze skrajności w skrajność. Najpierw był kibic "nic się nie stało", który był denerwujący, bo nie potrafił się zdobyć na obiektywny osąd naszej kadry i jej zawodników. Nieważne jak zagrała nasza reprezentacja, zawsze było super i jakikolwiek przejaw krytyki uważany był za dowód na to, że "prawdziwym kibicem" się nie jest. Teraz jednak pojawia się nowa, gorsza od poprzedniej wersja - kibic "agent ochrony" który wszystkich i wszystko podejrzewa o krętactwo, a na dodatek wyraża swoje opinie w sposób wyjątkowo chamski. Mało jest osób, które potrafią stanąć po środku i pochwalić, jak jest za co, i skrytykować w kulturalny sposób jak trzeba. Pewnie dlatego tak często wynikają bardzo nieprzyjemne sytuacje.
Przykładem tego była dzisiejsza pomeczowa konferencja. Widok wieloletniej reprezentantki Polski, z płaczem mówiącej o rezygnacji z kadry z powodu chamskich komentarzy tych, którzy powinni stać po jej stronie, jest wstrząsający. Nie jestem fanką Doroty Swieniewicz, jednak doceniam jej wielką sportową klasę. To nie byle grajka z 25 ligi polskiej, ale gwiazda włoskiej ligi i siatkówki europejskiej. Przyznaję, że ostatnio nie była w najwyższej formie, ale to nie jest żaden powód, aby ją wyzywać, robiąc niemiłe przytyki dotyczące wieku, okoliczności znalezienia się w kadrze, jej partnera życiowego, lub też (co gorsza) dziecka. Nie dziwię się jej więc, że zrezygnowała i nie uważam, jakoby "strzeliła focha". Dorota liczyła na to, że ze względu na jej zasługi dla kadry, kibice powstrzymają się z ostrymi ocenami odnośnie jej gry. Tym bardziej, że sama uprzedzała, że na początku jej dyspozycja może być nienajlepsza i zapewniała, że jeśli będzie w słabej formie, zrezygnuje z udziału w mistrzostwach Europy. Jednak kibice nie dali jej spokojnie popracować nad dobra dyspozycją i zawodniczka na własnej skórze przekonała się, że wielbionym przez kibiców jest się tylko w momencie, kiedy się dobrze gra. Jak przyjdzie niedyspozycja, spadek formy, kibic wyrozumiały nie będzie, bez względu na to jak wielkie są zasługi danego zawodnika.
Wracając jednak do polskich kibiców - w tym momencie jesteśmy świadkami bardzo dziwnej rzeczy. Oto ten, który dotychczas był ósmym zawodnikiem drużyny i siatkarzom/kom pomagał, stał się nagle ich nieprzyjacielem. Wcześniej reprezntanci kibicom dziękowali, teraz się na nich skarżą, jak ostatnio Michał Winiarski czy Katarzyna Skowrońska. Jednak Dorota Świeniewicz stała się prekursorką nurtu, którego bardzo się obawiam. Boję się tego, że w jej ślady mogą pójść inni nasi reprezentanci/tki, a to byłoby tragedią dla obu naszych kadr, które i bez tego mają spore kłopoty. Dlatego mam nadzieję, że kibice wyciągną wnioski z tej sytuacji i nieco spuszczą z krytykanckiego tonu. Nie chodzi mi jednak o żadną cezurę tylko o kulturalne wyrażanie swej opinii. Jest bowiem różnicą napisanie, że któryś zawodnik zagrał źle, a napisaniem że zawodnik/czka jest "beznadziejna", "nic nie potrafi", "do niczego się nie nadaje", że o kierowanych pod adresem zawodników przekleństwach i groźbach nie wspomnę. Trochę więcej wzajemnego szacunku by nie zaszkodziło.
Wracając jednak do Doroty Świeniewicz. Pamiętam jak dziś rok 2007. Po blamażu na mistrzostwach świata i wyborze Bonnity na trenera niewiele było zawodniczek, które chciało w kadrze grać. Dorota się jednak do nich nie zaliczała. Przyjechała na zgrupowanie kadry trzy miesiące po urodzeniu dziecka i dzwoniła do innych koleżanek, namawiając je na powrót do niej. Nie zrezygnowała z niej po złym początku, kiedy odnotowywaliśmy seryjnie porażki i miała odwagę po nich stanąć przed kamerami i kibicami i się z nich wytłumaczyć. Dlatego właśnie mam tak wielki szacunek do niej, do Kasi Skowrońskiej, Izy Bełcik i Marioli Zenik, bo pokazały, że kadra jest dla nich ważna. Bo jest różnica wrócić i grać w reprezentacji wtedy, kiedy jest ona na topie, a wrócić i grać w drużynie, której kiepsko idzie, która jest w budowie i nie wiadomo czy będzie odnosić sukcesy. Dlatego chciałabym powiedzieć Pani Dorocie - dziękuję. Za piękne, wzruszające momenty z roku 2003 i 2005 oraz za rok 2007. Życzę jej powodzenia, żywiąc jednocześnie nadzieję, że nie będzie mierzyć wszystkich kibiców jedną miarą, bo sporo z nich w nią wierzyło i nadal wierzy.
Pozostałym siatkarzom i siatkarkom życzę zaś odporności psychicznej na opinie kibiców.
sobota, 1 sierpnia 2009
Koszmarny pech "Świdra"
Jak doszło do tego koszmarnego zdarzenia? W trzecim secie wczorajszego meczu z Bułgarią Sebastian ruszył do ataku. Niestety niefortunnie poślizgnął się na mokrej plamie potu, która została na parkiecie. Zawodnik starał się ratować przed uderzeniem w słupek i tak niefortunnie podwinął nogę, że z tego parkietu już nie wstał. Wijącego się z bólu zawodnika z boiska znieśli koledzy. Sebastian natychmiast został przewieziony do szpitala, gdzie lekarze postawili diagnozę - zerwane ścięgno Achillesa. Potwierdził ją też wykonany dziś rezonans magnetyczny. Jak podaje oficjalna strona zawodnika dziś przeszedł on operację. Dobra wiadomość jest taka, że lekarze są zadowoleni z jej przebiegu - ścięgno zostało zrekonstruowane, mięsień trójgłowy łydki ma zachowaną prawidłową długość, a ruchomość stawu skokowego również jest w porządku. Noga została włożona w specjalny stabilizator, który umożliwi Sebastianowi ćwiczenie innych partii mięśni. Prawdopodobnie w poniedziałek będzie on mógł opuścić szpital.
Zerwanie ścięgna Achillesa to bardzo poważna kontuzja, zwłaszcza jeśli dotyczy sportowców. Jak twierdzą osoby związane z siatkówką rzadko zdarza się, aby siatkarz po takiej kontuzji wrócił do gry. Ważne jednak, że jest szansa że to może się stać. Sebastiana na pewno czeka długa rehabilitacja, ale jest szansa, że za około cztery miesiące będzie mógł rozpocząć lekki trening. Trzymam kciuki aby Sebastian jak najszybciej odzyskał zdrowie.
Kontuzja Sebastiana pokazała jak okrutny i niesprawiedliwy bywa los. "Świder" zawsze był na wezwanie każdego szkoleniowca, nigdy nie odmówił reprezentacji. Również w tym roku, widząc problemy kadrowe zgodził się pomóc reprezentacji, choć też nie był w 100% zdrowy. I to się na nim zemściło. Tak sobie myślę, że gdyby Sebastian podszedł do sprawy tak jak Winiarski i Wlazły i odmówił gry, a ten czas poświecił na leczenie, nie zapłaciłby za to tak wielkiej ceny. Ta sprawa pokazuje jednak też to, że nie warto grać z dolegliwościami i dla własnego dobra, lepiej się dokładnie wyleczyć, zanim wyjdzie się na parkiet.
Mam nadzieję, że nie sprawdzi się czarny scenariusz i Sebastian powróci do gry. Byłoby ogromną niesprawiedliwością gdyby było inaczej. Taki zawodnik jak Świder nie zasłużył na to, aby kończyć karierę w taki sposób. Dlatego mam nadzieję, że wróci do gry i pożegna się z nami, bo chce, a nie dlatego że musi.
Każdy kibic, który chciałby przekazać życzenia lub słowa otuchy Sebastianowi może wysłać mu kartkę. Adres i instrukcje jak to zrobić znajdziemy tutaj.
Panie Sebastianie - zdrowia i do zobaczenia na meczach (oby).