W niedzielę zakończyły się Igrzyska Olimpijskie w Tokyo. Impreza oczekiwana przez wszystkich. I sportowców i kibiców. Przesunięta o rok, z powodu pandemii koronawirusa, miała dać nadzieję na powrót normalności i emocji w świecie sportu. Normalności jednak do końca nie było, bo impreza odbywała się w ścisłym reżimie sanitarnym i bez kibiców. Ale i tak przyniosła wiele niezapomnianych wrażeń i niespodzianek. Szczególnie w siatkówce, w której to turniej olimpijski przewrócił cały układ sił do góry nogami! Dowód? Medale dla Francji, Rosji i Argentyny!
FAWORYCI BUKMACHERÓW I KIBICÓW
Polska, Brazylia i Stany Zjednoczone. Te zespoły w ostatnich latach dzieliły się medalami w największych imprezach. Stały one na podium ostatnich Mistrzostw świata oraz Pucharu Świata i to one były wymieniane w gronie największych faworytów do złotego medalu w Tokyo. Do tej grupy dodawano zwycięzców Ligi Narodów 2018 i 2019 - Rosjan oraz Włochów, którzy niby żadnej imprezy nie wygrywają, ale na Igrzyskach Olimpijskich zawsze wskakują do czołowej czwórki. Z tej grupy oczekiwania potwierdzili jedynie Rosjanie, którzy zdobyli brązowy medal. Nieoczekiwanym mistrzem olimpijskim zostali Francuzi, a jeszcze bardziej sensacyjnym zdobywcą brązowego medalu - reprezentacja Argentyny! Kto obstawił takich medalistów u bukmacherów jest dziś milionerem;-)
WIELCY NIEOBECNI I PLAGA KONTUZJI
Igrzyska są najważniejszą imprezą czterolecia. Tym większa jest szkoda, kiedy plany zespołów i zawodników krzyżują kontuzje. A w Tokyo lista graczy mniej lub bardziej kontuzjowanych była niezwykle długa i prestiżowa. Aaron Russell, Dmitri Muserskij - ich w ogóle w Tokyo nie zobaczyliśmy. Simone Giannelli, Ivan Zaytsev, Michał Kubiak, Piotr Nowakowski, Earvin Ngapeth -im niedyspozycja zdrowotna utrudniła/uniemożliwiła pokazanie wszystkich swoich wielkich umiejętności. Kto wie jak wyglądałaby gra zespołów i ich pozycja w tabeli grupowej oraz gra w dalszej fazie rozgrywek, gdyby mogli skorzystać z tych zawodników, będących w 100% dyspozycji? Być może USA z Aaronem Russellem w składzie nie przegrałoby z Argentyną i ugrałaby coś z Rosją lub Brazylią? Być może Włosi z pełni zdrowym Ivanem Zaytsevem i Simone Giannellim graliby lepiej w grupie i ją wygrali? A potem stoczyliby pasjonujące widowisko w ćwierćfinale? Być może Polska z w pełni zdrowym Michałem Kubiakiem i Piotrem Nowakowskim nie odpadłaby w ćwierćfinale? Jasne, to tylko gdybanie. Pewne jest jedynie, że brak tych zawodników wpłynął na poziom sportowy ich zespołów, co przełożyło się też na poziom całych Igrzysk, który najwyższy nie był. Szkoda.
FALUJĄCA FORMA ZESPOŁÓW
Poziom igrzysk obniżała też falująca forma zespołów, startujących w turnieju. Żadna z drużyn nie przyjechała na IO w pełni formy. Dowód? Polska męcząca się z Iranem i przegrywająca seta z Wenezuelą oraz Brazylia męcząca się z Argentyną i przegrywająca łatwo z Rosją. Naprawdę ciężko było przewidzieć jakiś wynik. Rosja jednego dnia ogrywa do zera Brazylię, aby dwa dni później przegrać dość wyraźnie z Francją. Francja jest zmiażdżona przez USA, przegrywa z Argentyną, aby następnie wygrać z Rosją i stoczyć wyrównany pięciosetowy bój z Brazylią. USA gładko ogrywa Francję, potem minimalnie przegrywa z Rosją i Brazylią, aby na koniec zostać pokonaną przez Argentynę. Argentyna bije się jak równy z równym z Brazylią, ogrywa Francję, męczy się ze słabiutką Tunezją, a następnie ogrywa łatwo USA. I bądź tu człowieku mądry jaki wynik przewidzieć i na kogo postawić.
FENOMENALNA ARGENTYNA
Argentyna już od początku igrzysk pokazywała dobrą grę i z każdym kolejnym meczem coraz bardziej zjednywała sobie sympatię kibiców. Grali odważnie, kombinacyjnie i widowiskowo. Już w pierwszym meczu sprawili kłopot Rosji, która musiała się sporo namęczyć, aby ich pokonać. W następnym meczu zagrali jeszcze lepiej. Prowadzili już z Brazylią 2:0 i mogli ich pokonać 3:1, ale chyba wystraszyli się wielkiej szansy, jaka przed nimi stała i ostatecznie przegrali 2:3. Ta porażka nie załamała ich jednak, bo w następnym meczu grali jak równi z równym z Francuzami i pokonali ich 3:2. Ta wygrana postawiła ich w komfortowej sytuacji i chyba trochę rozluźniła, bo mecz z Tunezją rozpoczęli od przegrania dwóch pierwszych setów. Opanowali jednak nerwy i również to spotkanie rozstrzygnęli na swoją korzyść. Rozgrywki w grupie zakończyli z przytupem, pokonując gładko Amerykanów. I na tym nie poprzestali. w ćwierćfinale odprawili po pięciosetowym boju Włochów. I choć w półfinale ulegli Francji, ta porażka nie zniszczyła ich woli walki. W meczu o trzecie miejsce twardo postawili się Brazylijczykom i... znowu wygrali. Stali się tym samym autorami największej niespodzianki tego turnieju i sprawili mega frajdę sobie i swoim rodakom.
FRANCJA JAK FENIKS Z POPIOŁÓW
Konia z rzędem temu, kto po pierwszym dniu postawiłby pieniądze na to, że Francja zostanie mistrzem olimpijskim. Sromotna porażka z USA oraz przegrana z Argentyną postawiła Trójkolorowych w arcytrudnej sytuacji. Żeby wyjść z grupy musieli ograć Rosjan i zrobili to! Potem znowu stoczyli wyrównany bój z Brazylią, który wprawdzie przegrali, ale dał im on bezcenny punkt na wagę awansu do ćwierćfinału. Tam czekała na nich Polska i wydawało się, że na tym ich przygoda na turnieju olimpijskim się skończy. Ale nie. Francuzi pokazali to, co wiedzą wszyscy ich kibice - że są waleczną drużyną. Kiedy przegrywali z biało - czerwonymi 1:2 w setach i 4:7 w secie czwartym, nie poddali się. Wyciągnęli tego seta a potem cały mecz. A potem poszli za ciosem, rewanżując się Argentynie w półfinale za porażkę w grupie. Wygrana z Albicelestes 3:0 dała im awans do finału. Tam również nie szło im łatwo. Niby prowadzili 2:0 w setach, ale potem ustąpili pola Rosji. Sborna doprowadziła do remisu w setach 2:2, a w tie breaku prowadziła już 6:3. Ale tu znowu waleczność Francuzów dała o sobie znać - spokojnie doprowadzili do remisu, a potem na ostatniej prostej wyprzedzili rywali i... są mistrzami olimpijskimi!
ZAWÓD ZE STRONY USA, POLSKI I BRAZYLII
Jeszcze kilka miesięcy temu wielu wieszczyło, że te drużyny podzielą między siebie medale olimpijskie. W sumie najbliżej tego medalu była Brazylia, która przegrała go dopiero w meczu o brązowy medal. Pamiętając jednak, że niewiele ponad miesiąc temu Bruno i spółka wygrali w imponującym stylu Ligę Narodów, chyba nikt się nie spodziewał braku tej drużyny w finale olimpijskim. Tym bardziej, że od 2004 roku Brazylia zawsze w tym finale była. Ale jak widać, wszystko ma swój początek i koniec. Bardziej przykrym dla kibiców "kanarkowych" może być fakt, że Brazylia grała naprawdę mocno średnio. Z żadnym z rywali w grupie nie wygrali przekonująco, z demonstracją siły. Z Rosją przegrali 0:3, z Argentyną wymęczyli 3:2 [choć powinni byli przegrać 1:3], z USA niby wygrali 3:1, ale wynik był tak na styku, że równie dobrze mógł iść w drugą stronę. Podobnie z Francją - wygrana 3:2, w tie breaku na przewagi. A przecież Trójkolorowi mieli piłki meczowe, z których [na szczęście dla Brazylii] nie skorzystali. Problem mieli również w drugim secie meczu ćwierćfinałowego z Japonią. Tu udało się im wybrnąć spokojem i doświadczeniem i ostatecznie wygrać cały mecz. Jednak tego, co stało się w meczu z Rosją, "normalna Brazylia" nigdy by nie zrobiła. W meczu było 1:1. W trzecim secie Brazylia prowadziła 20:13 i... przegrała tego seta 24:26, a w konsekwencji również czwartego i cały mecz. Równie zaskakujące było spotkanie o brąz. Przy prowadzeniu 2:1 podopieczni Renana dal Zotto stanęli... i do końca meczu nie ruszyli. Mój wniosek - nie dojechali z formą, a tylko fakt, że inne drużyny w ich grupie też nie dojechały, uratował ich przed kompromitacją. Trochę mniej szczęścia w meczu z USA, Francją i [przede wszystkim] Argentyną i mogli jechać do domu po fazie grupowej. A to byłaby katastrofa. Podobnie jak gra Leala i Wallace'a - dawno nie widziałam tych panów w tak złej dyspozycji.
Jeszcze większy zawód sprawiły Stany Zjednoczone, które w ogóle z tej grupy nie wyszły. Szok był tym większy, że początek turnieju tego nie zapowiadał. USA lekko, łatwo i przyjemnie ograło Francję i wydawało się, że po nieudanej Lidze Narodów, Amerykanie wreszcie się dotarli i teraz będzie tylko z górki. Niestety, imponującego stylu gry z pierwszego meczu, nie przenieśli na kolejne. Zgoda, mieli trochę pecha w meczu z Rosją i Brazylią, ale dużo było tez w tym ich winy. Szczególnie w meczu z Rosją - w pierwszym i czwartym secie zmarnowali sporą przewagę, pozwalając rywalom się wyprzedzić i te sety wygrać. Spotkanie z Tunezją też nie było dla nich łatwe. Ale tego, co zrobili w meczu z Argentyną - to był szok. Niby wszyscy kibice USA wiedzą, że ich ulubieńcom z Albicelestes gra się ciężko. Ale oni nie grali kompletnie nic, zostali całkowicie zdominowani przez Argentynę i żaden zawodnik [poza Mitchem Stahlem] nie zaliczy tej gry do udanych. Brak awansu do ćwierćfinału to wielka klęska tego zespołu. Jasne, można się usprawiedliwiać nieobecnością Aarona Russella, ale to nie do końca zgodne jest z prawdą, bo Torey Defalco grał naprawdę dobrze i godnie zastąpił utytułowanego kolegę. Stanom Zjednoczonym brakowało ich koronnego elementu - dobrej zagrywki, bloku i trochę skuteczności w ataku. Im dalej w turniej, tym gorzej wyglądała ich gra. Mają o czym myśleć po tych Igrzyskach.
O reprezentacji Polski napiszę osobny tekst, więc teraz tylko krótko - dwukrotni mistrzowie świata, drużyna, która w ostatnich latach z każdego turnieju przywoziła medal, z uważanym za najlepszego zawodnika na świecie - Wilfredo Leonem w składzie, odpada już w ćwierćfinale IO. Jasne, można mówić o pechu i o tym, że przegraliśmy minimalnie. Ale nasza gra w grupie też nie zachwycała. Wilfredo Leon i Bartosz Kurek wystarczali na Kanadę, Włochy i Japonię. Na Francję to już nie wystarczyło.
ZMIENNICY W ROLI GŁÓWNEJ
Słaba dyspozycja zespołów i zawodników wymuszała na trenerach liczne zmiany. Nawet szkoleniowcy, którzy normalnie są zmianom niechętni, tym razem śmiało korzystali z całej dwunastki swoich graczy. Sztandarowym przykładem był Renan dal Zotto. Trener reprezentacji Brazylii nie wahał się posadzić na ławce Bruno, Leala czy Lucarelliego, wprowadzając w ich miejsce Fernando czy Douglasa. Z sukcesami. Ten pierwszy wyciągnął mu seta z Japonią w ćwierćfinale, a drugi zrobił wiele dobrego m. in w meczach z Argentyną czy Rosją. Innym świetnym zmiennikiem okazał się być Jarosław Podlesnych, który w półfinale i finale godnie zastąpił Dmitrija Wołkowa i znacząco przyczynił się do pokonania Brazylii w półfinale czy też podjęcia walki z Francją w finale. Z dobrej strony pokazał się też Mitch Stahl. Mimo iż był najmniej doświadczony ze wszystkich środkowych w swoim zespole, radził sobie najlepiej i do niego można mieć najmniej pretensji. Dużo dobrego dla swojego zespołu zrobił też [szczególnie w meczu grupowym z Francją] Cristian Poglajen. Argentyński przyjmujący był wtedy nie do zatrzymania przez blok i pewny w przyjęciu. Ale prawdziwym królem zmienników okazał się być Antoine Brizard. Rozgrywający reprezentacji Francji wszedł na boisko w ćwierćfinale z Polską, zastępując Bena Toniuttiego i pozostał w podstawowej szóstce do końca turnieju. Brizard znakomicie rozgrywał, a do tego super serwował [zwłaszcza w meczu z Polską i Rosją] oraz blokował. Pokazał też, że ma nerwy ze stali, decydując się na kiwkę z drugiej piłki przy stanie 13:12 dla Francji w piątym secie finałowego meczu. Nic tylko pozazdrościć Trójkolorowym rozgrywającego - jednego i drugiego.
CZAS NA NOWE ROZDANIE?
Czy końcowe wyniki turnieju olimpijskiego są początkiem zmian w układzie sił w światowej siatkówce? Nie sądzę. Francja już od dłuższego czasu pokazywała, że jest świetnym i bardzo groźnym zespołem. Brakowało im jedynie potwierdzenia tego w sukcesie w postaci medalu. W Tokyo im się to udało. Ale oni byli w czołówce, są i będą. Argentyna też nie jest zespołem znikąd. Od lat biorą udział w wielkich imprezach. Nie raz ogrywali faworytów. W Tokyo bardzo wiele dał im fakt, ze oprócz wyśmienitych środkowych [Sole i Loser], libero [Danani] oraz rozgrywającego [De Cecco] na wyskoki poziom wskoczyli też przyjmujący [Palacios i -szczególnie- Conte] oraz atakujący [Lima]. Owszem, pomogła im słabsza forma faworytów, ale czy to umniejsza ich sukces? Absolutnie nie. I sądzę, że jeśli ich skrzydłowi utrzymają taką grę, to w przyszłości niejednemu czołowemu zespołowi w świetnej dyspozycji narobią problemów.
Czy fakt, że Stany Zjednoczone nie awansowały do ćwierćfinału angle robi z nich zespół słaby, którego trzeba przestać się bać? Amerykanie wyleczą swoich zawodników [Russell, Sander, Holt], Anderson po rozegranym sezonie też będzie innym graczem niż w Japonii. Jeszcze niejednego ograją. Podobnie jak Brazylia. Wszyscy widzieliśmy na Lidze Narodów jak potrafi grać ten zespół, będąc w formie. To, że na jeden turniej jej zabrakło, nie czyni z nich słabeuszy. Podobnie jest z reprezentacją Polski. Nasi środkowi są przecież świetni; podobnie jak Aleksander Śliwka - nie raz to potwierdzili i jeszcze nie raz potwierdzą. Ćwierćfinał zagrali źle, ale to nie znaczy, że są złymi zawodnikami. Myślę, że jeszcze nie raz zespoły te znajdą się na podium. A fakt, ze do tej trójki [plus Rosja] doszły inne, to dobra wiadomość dla nas, kibiców. Oznacza to więcej emocjonujących i stojących na wysokim poziomie meczów. Polska, USA, Brazylia, Rosja, Francja, Serbia, Słowenia, Włochy na jednym turnieju? To może być piękna siatkarska uczta na przyszłorocznych Mistrzostwach Świata. I już nie mogę się tego turnieju doczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz