To miał być ten moment. Po 16 latach nasi siatkarze mieli przełamać złą passę w meczach ćwierćfinałowych na Igrzyskach Olimpijskich i awansować do półfinału tej ważnej imprezy. Oczekiwania były ogromne i trudno się im dziwić. Nasi siatkarze są dwukrotnymi mistrzami świata; drużyną która w roku przedolimpijskim [2019] zdobyła medal każdej imprezy, w której uczestniczyła. Mamy w składzie Wilfredo Leona, uważanego za najlepszego siatkarza świata. Kto więc jak nie oni miał sprawić nam radość i zdobyć upragniony medal, na który czekamy od 1978 roku? Niestety, 3 sierpnia przyniósł wielkie rozczarowanie. Medalu nie będzie, klątwa ćwierćfinału wciąż trwa. Dlaczego? Oto moja subiektywna analiza przyczyn tej gorzkiej porażki.
PYCHA
Czy wiara środowiska siatkarskiego i samych zawodników w sukces może być czymś złym? Normalnie nie. Ale w naszym przypadku była. Dlaczego? Bo u nas związana była z lekceważeniem i umniejszaniem wartości naszych rywali.
Ledwie zakończył się turniej kwalifikacyjny w Gdańsku w 2019 a już wśród kibiców, dziennikarzy i ekspertów rozgorzała dyskusja na temat tego, w jakiej grupie na tych igrzyskach zagramy. Kiedy okazało się, że będziemy się mierzyć w tzw. "słabszej", kibice zgodnie uznali, że "nie mamy tam z kim przegrać" i rozpoczęli dyskusję na temat drużyn, z którymi możemy zmierzyć się w ćwierćfinale. Faworytem fanów okazała się być [o ironio] Francja, którą uznali za "o klasę gorszą" od Polski, więc teoretycznie najłatwiejszą do pokonania ["ogramy ich jedną ręką"]. Trójkolorowi nie byli jedynym zespołem, który spotkał się z lekceważeniem ze strony "najlepszych kibiców na świecie". Respekt i strach budziła w nich jedynie Brazylia, a reszta to byli "leszcze, których spierzemy w godzinę z prysznicem". W sumie trudno dziwić się kibicom, skoro kapitan naszej drużyny Michał Kubiak o rywalach mówi: "Nie traktuję ich, jako zespołu, szczególnie. Nie robią na mnie wrażenia jako gracze." - o reprezentacji Iranu; "[...] patrząc na nich, nie widzę nawet na jednej pozycji kogoś, kto byłby lepszy od nas." - o reprezentacji Włoch; "Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że te wyniki się nie powtórzą, a jeśli już, to w drugą stronę" - o możliwości przegrania meczu 0:3 z Rosją i USA. Z perspektywy czasu słowa te brzmią jak ponury żart. Może gdyby nazwiska irańskich graczy i ich umiejętności zrobiły wrażenie na Michale Kubiaku i jego kolegach może nie przegraliby z nimi pierwszego meczu turnieju.
Nasza drużyna jest jedną z najlepszych na świecie. Nie jedyną najlepszą, jak usiłowała przekonywać większość ekspertów i kibiców. Siatkarze chyba w też uwierzyli, że nikt ich nie pokona. W sumie - gdybym ja czytała cały czas jaka to jestem "the best" i "nikt mi do pięt nie dorasta", pewnie też bym w to uwierzyła. Wychodziło to w wypowiedziach przedmeczowych i pomeczowych. Nie chodzi tylko o Michała Kubiaka, bo i innym zawodnikom zdarzały się lekceważące słowa w stosunku do przeciwnika. Żaden przegrany przez naszych mecz nie był zasługą dobrej gry rywala - zawsze była to wina naszej słabszej gry, nigdy świetnej postawy przeciwnika. "Gdybym zagrał o 10% lepiej byśmy ten mecz wygrali" - mówił Fabian Drzyzga po przegranej ze Słowenią w półfinale ME19. Trudno więc się dziwić, że wśród innych drużyn zaczęła krążyć opinia, że nasi siatkarze są aroganccy i butni. "Cieszę się, że pokonaliśmy Polaków, którzy są trochę aroganccy. Od kilku lat są przekonani, że są lepsi od nas, ale myślę, że w końcu pokazaliśmy, kto tu rządzi" - powiedział po tym samym meczu Jani Kovacić, czym wywołał w naszym kraju wielkie oburzenie. Nikt nie zastanawiał się, dlaczego padły takie słowa; libero reprezentacji Słowenii został zjechany od góry do dołu. Podobnie z Amerykanami, którzy po meczu z nami na PŚ19 tez powiedzieli to samo - podobno "z zazdrości" [ciekawe, czego niby ci Jankesi nam zazdroszczą XD].
"Najbardziej chciałabym, aby porażka naszych na tych IO nauczyła wszystkich respektu do innych reprezentacji. Żebym już nie musiała czytać, że inni są słabi i nasi szybko ich zleją. Poziom siatkówki ostatnio bardzo się wyrównał i z wieloma drużynami możemy przegrać" - napisałam na TT w niedzielę. Bo tę nadmierną pychę uważam, za jeden z powodów naszej porażki. Zawodnicy nasłuchali się jacy to oni są najlepsi i jak to "Francja im nie podskoczy". A tymczasem? Ja miałam wrażenie, że nasi są tak szokowani tym, że gra w tym spotkaniu nie układa się dla nas "lekko, łatwo i przyjemnie", że spanikowali. Serwisy na Grebennikova, brak reakcji na zmianę Brizarda i świetną grę Patry'ego, do tego wyraźnie widoczna nerwowość w naszej grze. Miałam wrażenie, że jedynie Wilfredo Leon wciąż ma zimną głowę. I to było widać. Końcowy wynik mnie nie zaskoczył. Z każdym rywalem możesz przegrać, jeśli go zlekceważysz. Choćbyś uważał, że masz nie wiadomo ile większy potencjał od niego, musisz traktować go poważnie. Potencjał nie gra. Grają ludzie, a ludzie miewają zły dzień. Trzeba zawsze brać pod uwagę taką ewentualność. Nasi nie wzięli. Byli pewni, ze ograją Trójkolorowych i za tą pychę zostali ukarani.
SŁABA FORMA I KONTUZJE W ZESPOLE
Już pierwszy mecz turnieju pokazał, że z formą naszych zawodników nie jest najlepiej. Iran, który przed meczem "nie robił wrażenia szczególnie", zdecydowanie się nam postawił i wrażenie zaczął robić. I to spore, bo po półtorej godziny gry okazało się, że Persowie prowadzą z nami 2:1. Udało nam się wprawdzie wyrównać, ale piąty set padł łupem rywali i mieliśmy niezbyt przyjemną niespodziankę. Owszem był to "dopiero pierwszy mecz", ale nie dało się ukryć, że nasi miewają problemy ze skutecznym atakiem, blokiem i zagrywką, a jak przychodzi do trudniejszych sytuacji, to możemy liczyć jedynie na Wilfredo Leona i Bartosza Kurka. Kolejne dwa mecze jednak zdecydowanie wygraliśmy, wiec teoria o "wypadku przy pracy" zdawała się potwierdzać. Potem jednak przyszedł mecz z Wenezuelą i szok - przegrany set do 18. A w nim znowu problemy identyczne jak w przypadku tego z Iranem. Wprawdzie całe spotkanie padło naszym łupem, ale tak gładka przegrana z wyraźnie słabszym rywalem w jednym z setów, dawała do myślenia. Potem nastąpiło kolejne uspokojenie po dobrym występie naszych przeciwko Kanadzie. A potem przyszedł feralny ćwierćfinał, w którym potwierdziły się słabości z przegranego meczu z Iranem i seta z Wenezuelą - problem z kończeniem ataku [zwłaszcza na kontrach], słaba zagrywka i blok [Francuzi pokonali nas w tym elemencie 16:4]. Wynik wszyscy znamy - adios Tokio.
Okazało się, że świetne mecze przeciwko Japonii i Kanadzie nie oddawały realnego obrazu naszej gry. A słabości z meczów z Iranem i Wenezuelą nie były przejściowymi kłopotami. Nasza drużyna była bez formy w fazie grupowej i bez formy również w ćwierćfinale. Jedynie do Wilfredo Leona i Bartosza Kurka nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Panowie grali naprawdę wspaniale i należy im się za to wielki szacunek. Nie zawiódł tez Paweł Zatorski. Reszta? Fabian Drzyzga w Tokio znowu był tą gorszą wersja siebie - często grał niedokładnie na skrzydła i prawie wcale środkiem. Stracił też świetną zagrywkę, którą pokazywał w PlusLidze i VNL. Mateusz Bieniek nie grał tak świetnie jak na VNL, a Jakub Kochanowski nie miał ani połowy tej świetnej formy, którą imponował w sezonie ligowym. Podobnie Aleksander Śliwka. Spełnił się czarny sen kibiców - w Tokio sędziowie nie pozwalali na nadużywanie piłek z których słynie przyjmujący ZAKSY. Pozbawiony swojego największego atutu "Olek" był cieniem samego siebie. Rezerwowi grali bardzo niewiele, a Grzegorz Łomacz prawie wcale. Jednak ze swojego zadania - zrobienia "czegoś" co odmieni losy meczu, w którym nam nie idzie - się nie wywiązali. Żaden z nich nie został tokijskim Grzegorzem Szymańskim. Szkoda.
Innym problemem okazały się kontuzje Michała Kubiaka i Piotra Nowakowskiego. Wiadomo, że obaj w pełni formy fizycznej i zdrowotnej byliby naszym wielkim atutem. Mówimy bowiem o podstawowym przyjmującym i środkowym naszej reprezentacji. Nie raz już pokazali swoje wielkie umiejętności. W Tokio też walczyli, aby to zrobić. Niestety bezskutecznie.
DECYZJE TRENERA
Trener naszej reprezentacji, Vital Heynen, po zdobyciu MŚ18 zyskał wśród kibiców status Boga. Wszyscy, którzy kiedykolwiek ośmielili się powiedzieć o nim coś krytycznego wiedzą o czym mówię. Każdy, kto zasugerował, że jakieś zachowania czy decyzje szkoleniowca nie są dobre/są dziwne natychmiast musiał być przygotowany na atak obrońców "maga z Belgii" oraz na sugestię, ze jest idiotą, skoro nie ogarnia jego "chytrego planu". Tymczasem Heynen już od kilku lat pokazywał pewne rzeczy, które jego fani dostrzegli dopiero po IO. Trenera naszej kadry dotknęła fala ostrej krytyki, również od osób, które wcześniej wychwalały go pod niebiosa. Czym ich zawiódł? Rzeczami, które robił od dawna, ale musiała przyjść porażka w ćwierćfinale w Tokio, żeby je zauważyć.
- Uzależnienie kadry od Michała Kubiaka
Czy Michał Kubiak powinien był jechać do Tokio? Tu zdania są podzielone. Słyszałam gdzieś opinię, że można było go zabrać do Japonii jako członka sztabu szkoleniowego. I jeśli taka opcja była rzeczywiście możliwa, to szkoda, że z niej nie skorzystano. Michał byłby dalej wśród chłopaków jako mentalny przywódca drużyny, ale jednocześnie nie blokowałby miejsca dla zdrowego gracza. Jego sytuacja zdrowotna nie dawała szansy na wniesienie czegoś dobrego do gry, pomoc zespołowi. W pełni sprawny zawodnik byłby bardziej przydatny. Wtedy też pozostali wiedzieliby, że na Kubiaka na boisku liczyć nie mogą i nie tkwiliby w zawieszeniu, nie znając swojej roli w zespole. Bo sytuacja ta wyraźnie nie posłużyła Aleksandrowi Śliwce, który nie wiedział czy w końcu jest podstawowym graczem czy rezerwowym. Przez ciągłą rotację nie był w stanie dostatecznie zgrać się z resztą szóstkowych zawodników. No i nie wierzę, że z tył głowy nie siedziała mu myśl, że zastępuje niezastąpionego kapitana, któremu do pięt nie dorasta.
Rozumiem Vitala Heynena, że kontuzja Michała posuła mu wszystkie plany i założenia. Ale miał też sporo czasu na opracowanie planu awaryjnego [o kontuzji Kubiaka mówiło się już w czerwcu pod koniec VNL]. Skoro widział, że sytuacja nie poprawia się, a opcji zostawienia kapitana nie brał pod uwagę, może po prostu powinien był powierzyć mu rolę rezerwowego, a w szóstce zgrywać kogoś z dwójki Śliwka/Semeniuk? Myślę, że dałoby to zespołowi więcej pewności na boisku w najważniejszych momentach. A tak? Ani jeden ani drugi nie wiedzieli jak długo na boisku będą przebywać, nawet jeśli ich gra będzie dobra. Potwierdził to sam Vital Heynen, kiedy po meczu z Włochami oznajmił, że Michał Kubiak sam zdecydował, że wejdzie na boisko, a potem kiedy z niego zejdzie. Sam się wpuścił na boisko. Taka rzecz to w moim zespole nowość. W trzecim secie podszedł do mnie i powiedział: „Vital, idę grać”. A potem sam się zdjął. Mieliśmy rozmowę w stylu: „Zostań jeszcze chwilę”. „Nie, nie. Już wystarczy” - moim zdaniem takich rzeczy nie powinno się mówić nawet w żartach. Ale ta wypowiedź pokazuje, jak wiele do powiedzenia w zespole ma Michał Kubiak. Tak nie powinno być, niezależnie od wielkich zasług tego gracza dla naszej kadry. Takie rzeczy nigdy dobrze się nie kończą. I tym razem też tak było.
- Brak reakcji na wydarzenia boiskowe i niechęć do zmian
- Zła taktyka przedmeczowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz