czwartek, 6 maja 2021

[Podsumowanie] Lube-Włochy-Dominacja czyli o tegorocznym sezonie ligi włoskiej

  •  


Zakończył się sezon Superligi we Włoszech. Był to jeden z najdziwniejszych, jakie miałam okazję oglądać. Nie tylko dlatego, że rozgrywki torpedował koronawirus. Swoje dołożyli również działacze, którzy wymyślili wiele dodatkowych, nikomu do niczego niepotrzebnych rozgrywek w grupie od 5 miejsca w dół. O ile faza zasadnicza dawała mi, jako kibicowi emocje, o tyle play offy mnie zawiodły. Począwszy od meczów półfinałowych były one nudne jak flaki z olejem. Nie padła żadna niespodzianka, a forma zespołów i ich styl gry pozostawiał wiele do życzenia. In plus wyróżniało się jedynie Volley Lube i to oni, jak najbardziej zasłużenie, zdobyli wymarzone Scudetto. 



    Jakiś czas temu pisałam tutaj, że Cucine Lube Civitanova od lat gra w taki sposób, który robi wrażenie. Można ich lubić mniej lub bardziej [albo też wcale], ale na ich meczach kibic dostaje zazwyczaj to, czego się spodziewał czyli bardzo dobrą i urozmaiconą siatkówkę, w którą grają wszyscy zawodnicy. Tak samo było w tym sezonie, w którym od początku byli dla mnie jednym z głównych faworytów do scudetto. Z początku, owszem grali niemrawo i nieprzekonująco, ale swoje mecze wygrywali. Z czasem jednak było coraz lepiej, choć zdarzały się zaskakujące wpadki [porażka 1:3 z Vibo Valentią] i kilka wygranych dopiero w pięciu setach. Głównie to sprawiło, że [ku mojemu zaskoczeniu] Lube nie wygrało fazy zasadniczej. Play offy też zaczęły się dla nich pechowo, po tym jak koronawirusa wykryto u dwóch ich podstawowych zawodników [De Cecco, Leal]. Pierwszy mecz z Modeną został przesunięty, ale kiedy doszedł do skutku, Lube nie pozostawiło rywalowi żadnych złudzeń i nawet bez dwójki swoich liderów łatwo zakończyło rywalizację. W półfinałach i finałach przegrało zaś tylko po jednym meczu i to tylko dlatego, że najlepszy mecz w sezonie zagrały gwiazdy ich rywali [Lucarelli, Leon]. W pozostałych zaś udowodnili, kto jest najlepszy. Największą siłą Lube była, jest [i będzie] ich zespołowość. Wystarczy spojrzeć w statystyki, aby się przekonać, że niemal w każdym meczu, wszyscy ich skrzydłowi dostają praktycznie po tyle samo piłek. Nie ma, że któregoś "chowają", a inny dostaje dwa razy tyle co ten ukryty. Do tego należy dodać Simona, który potrafi zakończyć mecz z takim samym lub nawet lepszym wynikiem punktowym od przyjmujących/atakującego. Dlatego grać przeciwko nim jest niezwykle trudno. Do tego dochodzą indywidualności, które potrafią utrzymać tę drużynę w trudnych momentach. Jak nie Leal to Juantorena, jak nie Juantorena to Rychlicki, jak nie Rychlicki to Simon, jak nie Simon to Anzani. Praktycznie każdy z nich miał swoje "5 minut" w którymś z meczów półfinałowych/finałowych. Nie zapominamy o Luciano De Cecco i Fabio Balaso i mamy zespół kompletny. Kapitalną drużynę, która zasłużenie stanęła na szczycie. Mistrzostwo i Puchar Włoch - wiele zespołów nie pogardziłoby takimi zdobyczami.

    To, że w finale wystąpiła drużyna Sir Safety Perugia było dla mnie niezbyt miłym zaskoczeniem. Z całym szacunkiem dla Leona, ale grali naprawdę brzydko. Ja wiem, że siatkówka to nie jazda figurowa na lodzie i not za styl się nie daje, ale ich, serio, ciężko było oglądać. Leon, Leon, Leon, Leon, Sole, Leon, Leon, Płotnicki, Leon, Leon, Leon etc. Tak to wyglądało przez cały sezon. I o ile w fazie zasadniczej taka gra zdawała egzamin, o tyle w play offach napotkali duże problemy. Widać było z czasem, że Leon zaczyna mieć dość, że zaczynają opuszczać go siły i jego gra z każdym kolejnym meczem była coraz mniej efektywna. Nie jest to w żadnym stopniu krytyka naszego przyjmującego - i tak długo wytrzymał tę harówkę i ciągnięcie za uszy zespołu. Ale nawet Wilfredo nie jest ze stali i ten słabszy moment musiał kiedyś i na niego przyjść. Takiej sytuacji powinien był przeciwdziałać trener zespołu, ale Vital Heynen zamiast obmyślać, jak tu pomóc swojemu liderowi, wolał zająć się wojenką z kapitanem zespołu, Aleksandarem Atanasijevićem. Vital, jak wiadomo, lubi pokazać, że on i tylko on ma rację [nawet gdy jej nie ma] i Atanasijević, dopóki Heynen był trenerem, parkietu nie powąchał na dłużej niż 5 minut. A kiedy trener się zmienił było już za późno. Atakujący Perugii po ponad siedmiomięsięcznym staniu w kwadracie niewiele mógł pomóc zespołowi, choć w ostatnim meczu finałowym pokazał, że wciąż ma papiery na granie. Może gdyby został wprowadzany do zespołu stopniowo i wcześniej, losy finału potoczyłyby się inaczej? Tego się nigdy nie dowiemy. Chociaż srebro Perugii to i tak świetny wynik. Przecież oni powinni byli odpaść już w ćwierćfinale, w rywalizacji z Alianzem Milano. Mediolan wygrał pierwsze starcie i [w rywalizacji do dwóch wygranych] w drugim meczu mieli 1:0, a w drugim i trzecim secie wypracowali taką przewagę w końcówkach, że do dziś nie wiem, jak to roztrwonili i przegrali te sety a potem cały ten mecz i mecz nr 3. Również w półfinale Perugia miała szczęście, trafiając na rewelację tegorocznych rozgrywek, Vero Volley Monzę. Tutaj akurat zaprofitowało wygranie fazy zasadniczej, na co Perugia ofiarnie pracowała cały sezon. Tę rywalizację Leon i spółka przeszli gładko i znaleźli się finale. Ale tam czekało Lube, a Lube to nie Alianz Milano, ani Vero Volley Monza i pokazało to na boisku, obnażając wszystkie słabości Perugii. Wprawdzie Atanasijević i spółka byli w stanie wygrać jeden mecz w finale, ale to tylko dzięki Leonowi, który chyba zebrał resztę sił które miał na to jedno spotkanie. Więcej nie był w stanie z siebie dać. Co się odwlekło to nie uciekło i sprawiedliwości stało się zadość. Szczerze? Cieszę się, że Perugia to przegrała. Gdyby zespół grający w TAKI zdobył mistrzostwo, byłaby to obraza dla siatkówki i zdeprecjonowanie poziomu całej ligi. Oby w następnym sezonie prezes Perugii zrozumiał, że aby odnieść sukces musi zbudować zespół w taki sposób, jak zrobił to w sezonie 2017/2018. Jeśli dalej będzie liczył tylko na Leona, również w następnym roku nic nie ugra.

    Kolejnym po Perugii zespołem, który mnie rozczarował, był Itas Trentino. Przed sezonem widziałam w nich faworyta do złota, a już na pewno zespół, który zagra w finale. Przecież oni ściągnęli Nimira [czołówka na swojej pozycji na ten moment], Podrascanina [świetny środkowy] i Lucarelliego [również czołówka na swojej pozycji] a niektóre niżej notowane zespoły grały ładniej od nich. Może wyjdę na laika i naiwniaka, ale naprawdę wierzyłam, że tercet Nimir-Lucarelli-Kooy będzie prezentował się lepiej od tercetu Vettori-Russell-Kovacević oraz że duet Podrascanin-Lisinać zrobi większą różnicę niż duet Lisinac-Candellaro. A tu klops. Przecież już początek ligi mieli straszny, przegrywali mecze w naprawdę kiepskim stylu i mówiło się, ze jeśli tak dalej będzie, trener Lorenzetti straci pracę. Jednak potem drużyna się ogarnęła, wygrali kilkanaście spotkań z rzędu [pokonali Lube i Perugię], więc liczyłam, że znaleźli swój rytm i tak będzie do końca. Jednak finały Pucharu Włoch pokazały, że niekoniecznie tak jest. Trento zostało rozbite w półfinale przez Perugię i jasno uwidoczniło się to, co i wielu kibiców od dawna mówiło - gra Trento jest zbyt zależna od gry Nimira. Kiedy Holender gra świetnie - Trento wygrywa, ale kiedy gra źle - Trento nie ma. We wspomnianym wyżej półfinale Pucharu Włoch Perugia wyeliminowała z gry Nimira [co dla dobrego zespołu, nie jest trudne] i Trento nie grało nic. Najgorsze było to, że trener Lorenzetti nie wyciągnął wniosków z tej sytuacji i nie wypracował ze swoim zespołem wariantów na wypadek słabej gry Nimira w dalszej części sezonu. To mogło się zemścić już w ćwierćfinale, ale Trento miało szczęście, trafiając na Gas Sales Piacenzę ze słabo dysponowanym Grozerem i kontuzjowanym Russellem. Mimo tego w pierwszym meczu Giannelli i spółka nie potrafili zatrzymać przyjmującego reprezentacji USA, który ledwie skakał, a po każdym lądowaniu krzywił się z bólu. Nie potrafili tez przyjąć zagrywek Olega Antonowa. Gdyby nie wydatna pomoc Baranowicza w setach 4 i 5, nie wiadomo jak potoczyłby ten mecz. Jeszcze gorzej było w meczu numer dwa miedzy tymi zespołami. Wprawdzie tutaj Trento szybko zdjęło z boiska Russella [w sumie niewielkie osiągniecie, bo ten ledwie chodził], ale później mieli niemałe problemy z powstrzymaniem Clevenot, Antonowa, Grozera i Mousaviego. Mecz oczywiście wygrali, ale ich postawa nie była dobrym prognostykiem na półfinały. Jednak w pierwszej konfrontacji z Lube Giannelli zaskoczył i zrobił coś, czego wcześniej unikał - wobec słabszej dyspozycji Nimira, wykreował na lidera Lucarelliego [tak, okazało się, że on.. tadam tadam...UMIE GRAĆ!]. Brazylijczyk zagrał koncertowo, prowadząc swój zespół do zwycięstwa w tie breaku. I jeśli komuś wydawało się, że to dobry prognostyk na kolejne mecze, srogo się rozczarował. W następnych spotkaniach jednak sytuacja wróciła do smutnej normy - Nimir znowu miał problemy, a Giannelli udawał, że Lucarelliego nie ma. Ponadto Trento nie było w stanie poradzić sobie z zagrywkami Simona oraz atakami kubańskiego tercetu Simon-Juantorena-Leal. Podopieczni trenera Lorenzettiego zasłużenie przegrali trzy kolejne mecze z Lube i rywalizację o tegoroczne mistrzostwo Włoch zakończyli na półfinałach. Mój komentarz? Gra Trento w sezonie 2018/2019 i 2019/2020 >>>>>Gra Trento w sezonie 2020/2021 [mam tu na myśli wrażenia wizualne kibica, nie efektywność, która była w sumie taka sama]

    Drużyna Vero Volley Monza to dla mnie najbardziej pozytywne zaskoczenie tego sezonu. Zespół pozbawiony wielkich nazwisk, ale zespół przez duże Z. Skład, który zbudowały władze Monzy pięknie im "zaskoczył". Odkryciem i jednym z najlepszych atakujących sezonu został Adis Lagumdzja, który zostawił w pokonanym polu bardziej doświadczonych i utytułowanych kolegów jak Grozer, Patry czy Vettori. Młody Turek był liderem Monzy i zawodnikiem, na którego ten klub zawsze mógł liczyć. Wspaniale wspomagali do Donovan Dżavoronok i Filippo Lanza, przez co atak drużyny rozkładał się dość równomiernie na kilku zawodników. Dodać należy do tego niezłego rozgrywającego, środkowych i świetnego libero i mamy potwierdzenie, ze zespół bez gwiazd może zajść naprawdę daleko. Początek sezonu tego nie zapowiadał. Zaczęli słabo, ich gra była naprawdę kiepska, a do tego bardzo mocno doświadczyli koronawirusa. Ale nic co złe nie trwa wiecznie. Władze zmieniły trenera, ten dogadał się z zawodnikami, wszyscy wyzdrowieli i walec ruszył. O mocy klubu z Monzy świadczy fakt, ze w fazie zasadniczej dwukrotnie pokonali w trzech setach Perugię, a z Trento dwukrotnie grali tie breaka. Czwarte miejsce, na którym znaleźli się na koniec rundy zasadniczej, było ciężko wypracowane i w 100% zasłużone. Zespół z Monzy był też [do spółki] z Vibo Valentią autorem najbardziej emocjonujących meczów w ćwierćfinałach. W ostatnim spotkaniu tego etapu oba zespoły zmierzyły się w pięciosetowym horrorze, w którym na przewagi lepsza okazała się właśnie Monza. Również w pierwszym meczu półfinału Lanza i spółka pokazali się z bardzo dobrej strony, zmuszając rywali do pięciosetowego wysiłku. W kolejnych dwóch już tak dobrze nie było, ale i tak końcowe wrażenie jest bardzo in plus. 

    Mam problemy z oceną gry Vibo Valentii. Początek sezonu mieli znakomity! Wygrywali mecz za meczem, pokonali w czterech setach wielkie Lube i w trzech Trento. Jednak już w drugiej części sezonu zasadniczego nie wyglądało to tak dobrze. Vibo przegrało niemal ze wszystkimi zespołami czołowej ósemki [poza Milanem], a piąte miejsce zapewnił im szalony i niepoważny ostatni mecz, w którym Lube ewidentnie nie zależało na wygraniu. W mojej ocenie ich piąta pozycja po FZ była trochę na wyrost. Dopóki w Vibo świetnie serwował i atakował Rossard, zespół ten grał ładnie dla oka i efektownie. Super oglądało się ich mecze. Ale pod koniec fazy zasadniczej widać było, ze siły opuszczają francuskiego przyjmującego i to odbiło się na grze zespołu i jego wynikach. Jednak był też plus, że wtedy "obudził się Aboubacar i pomógł dociągnąć ten wózek na 5 miejsce. Vibo nie musi się też wstydzić występów ćwierćfinałowych z Monzą - grali naprawdę świetnie, tworząc kapitalne widowisko i tylko detale zadecydowały o tym, że to ich rywal wygrał ostatecznie tę potyczkę. Jednak po ostatnim meczu ćwierćfinałowym z tą drużyną stał się coś niedobrego. Nie wiem czy to z powodu kontuzji Rossarda, ale w [niesławych] play-offach o 5 miejsce Vibo grało po prostu strasznie. Rossarda nie było, Aboubacar zachowywał się na boisku gorzej niż junior [z całym szacunkiem dla tego drugiego], również Chinenyeze opadł z formy. Efekt? Na 7 rozegranych w tym etapie meczów, Vibo wygrało tylko jeden, a jedynym zawodnikiem, który pokazywał jakąś ambicję i chęć gry był amerykański przyjmujący Torey Defalco. Szkoda, że w taki sposób zepsuli sobie całoroczną prace i pozytywne wrażenie u kibiców. 

    Nie bardzo wiem też, jak ustosunkować się do wyniku Gas Sales Piacenza. Z jednej strony zespół z takimi nazwiskami w składzie powinien się znaleźć w czołowej piątce na koniec sezonu. Z drugiej jednak, po licznych przebojach ze zdrowiem zawodników, wynik jest naprawdę dobry. Jak grała Piacenza w tym sezonie? Niezbyt ładnie, ale efektywnie. Oni w sumie przegrali tylko  mecze wielką trójcą [Lube, Perugia i Trento] i Modeną oraz raz z Monzą. Resztę wygrali. Może niezbyt przekonująco, ale jednak. Uważam, że Piacenza powinna była wygrać choć jeden mecz z Modeną i urwać choc punkt Monzy w tym przegranym. Wtedy być może drużynie trenera Bernardiego udałoby się zająć nawet 4 miejsce [bo starciu z Monzą  nie byliby bez szans], a wtedy ocena sezonu w ich wykonaniu byłaby już inna i na 100% pozytywna. Największym problemem Piacenzy było to, że mieli mieć dwóch liderów a był tylko jeden - Russell. I jak na to, że ciężar gry przez większość sezonu spoczywał tylko na jednym zawodniku, Piacenza wygrała naprawdę wiele. Przecież na koniec fazy zasadniczej mieli tyle samo punktów co piąte Vibo, a z czwarta Monza miała tylko o dwa więcej. Grozer i spółka nie mają się też czego wstydzić jeśli chodzi o mecze ćwierćfinałowe z Trento, bo naprawdę postawili rywalom twarde warunki, zwłaszcza w pierwszym meczu. Mieli pecha, że Russell miał kontuzję, może gdyby był zdrowy rywalizacja potoczyłaby się i zakończyła inaczej [wiem, gdybanie]? Również w play offach o 5 miejsce pokazali się ze świetnej strony. Grając praktycznie rezerwowym składem [bez kontuzjowanych Russella i Grozera] wygrali 6 z 7 meczów i zakończyli rozrywki eliminacyjne na pierwszym miejscu. Szkoda, że w półfinale trafili na Modenę, która im ewidentnie nie leży, ale cóż - życie. Końcowa ocena? Bez szału, ale i bez zawodu. I w następnym roku trzeba mieć kogoś jeszcze do grania, nie tylko Russella. 

    W sumie negatywnie oceniam Modenę. Ja wiem, że po tamtym sezonie odeszła im większość składu, a Vettori, Petrić i Lavia to nie to samo co Zaytsev, Anderson i Bednorz, ale... Oni grali strasznie w kratkę. Świetne mecze przeplatali naprawdę słabiutkimi [ich pojedynku z Monzą z początków FZ nie dało się oglądać], męczyli się z zespołami niżej notowanymi. Cały czas szukali najbardziej optymalnej szóstki, z przeróżnymi efektami. Ich 7 miejsce po fazie zasadniczej - zasłużone, choć trochę jednak poniżej oczekiwać, jeśli wciąż grają tam tacy zawodnicy jak Chrisetnson, Grebennikov, Stanković i Vettori. Również w ćwierćfinałach z Lube nie pokazali niczego szczególnego, podobnie jak w pierwszej fazie play-off o 5 miejsce, gdzie słabo zaczęli i ledwo awansowali do czwórki, którą ostatecznie o to 5 miejsce grała. Tu jednak pokazali klasę i te dwa ostatnie mecze wygrali, zajmując ostatecznie tę 5 pozycję. Moja ocena? Podobno mężczyzn nie ocenia się po tym jak zaczynają, ale po tym jak kończą, ale... udało się ślepej kurze ziarno. Wynik o wiele lepszy niż gra, w europejskich pucharach zagrają. 

    Alianz Milano też mnie rozczarował. Ludzie, tam grają Sbertoli, Patry, Ishikawa, Urnaut, Kozamernik i Piano! A oni grali naprawdę źle. Cały sezon zasadniczy w kratkę. Ja wiem, że kontuzja Patry'ego i koronawirus mocno utrudniły im życie, ale nie można tym wszystkiego tłumaczyć. Grali bardzo niestabilnie, o czym świadczy zajęte przez nich na koniec fazy zasadniczej 8 miejsce. O dziwo, to oni mogli sprawić jedną z największych sensacji ostatnich lat i odprawić w ćwierćfinale Perugię. W play offach wreszcie zaczęli wykorzystywać potencjał swojego zespołu i to przyniosło efekt. Ogranie Perugii na ich boisku 3:2 oraz prowadzenie 1:0 w drugim meczu. Powtórzę się - nie wiem jak oni przegrali dwa następne sety, w których mieli wysoką przewagę w końcowej ich fazie. Przecież oni powinni byli w Mediolanie wygrać ten mecz 3:0! A przegrali 1:3. A w trzecim meczu, zgodnie z przewidywaniami, nie dali rady. Nie wiem czy za ten wyczyn należy się im tytuł największych pechowców czy też największych frajerów fazy play off. Ale nie mam im nic do zarzucenia, jeśli chodzi o grze w play off o 5 miejsce. Wygrali 6 z 7 meczów i dopiero w finale ulegli Modenie. Ale z perspektywy całego sezonu mimo wszystko niedosyt. 

    Podobne rozczarowanie - NBV Verona. W składzie Kazijski, Boyer, Jaeschke, Aguenier, Spirito, a jak przychodziło co do czego to tylko Kazijski grał, z lekką pomocą Jaeschke. Co  tego, że Matej był jednym z  najlepszych zawodników na swojej pozycji w sezonie, skoro koledzy rzadko kiedy pomagali? I co z tego, że potrafili w trzech setach pokonać Trento, jak za chwilę w trzech setach przegrywali z Ravenną? Do fazy play off nie awansowali po porażce pre-playoffach z Milanem [choć trzeba oddać im sprawiedliwość - napsuli rywalowi krwi]. A w rywalizacji o 5 miejsce, wprawdzie zajęli 3 pozycję w fazie kwalifikacyjnej [wygrywając 4 z 7 meczów], ale w półfinale ulegli Milanowi. Szczerze - szkoda Mateja na grę w takiej drużynie. Dobrze, że na następny sezon odchodzi do lepszej. 

    Jeśli chodzi o ostatnie trzy zespoły. Consar Ravenna dla mnie na plus. Drużyna bez gwiazd, ale waleczna, wielu rywalom napsuli krwi, wielu mocniejszym od siebie urwali punkcik lub dwa. Również Padova pokazywała nie raz, że umie walczyć i trochę punkcików przez to nazbierała. Cisterna - bez komentarza będzie tu najlepszym komentarzem.


    Podsumowując. Superliga w tym roku rozczarowała mnie. Po najlepszej lidze świata spodziewałam się lepszego poziomu gry. Wiem, że spora w tym zasługa koronawirusa, ale wyglądało to nie najlepiej. Również działacze nie pomogli wymyślając co bardziej absurdalne gierki. Po co jakieś pre play-offy i dlaczego akurat od 6 miejsca? W czym zespół z 5 był lepszy, że nie musiał w nich grać? I po co? Wszystkie zespoły miały tyle samo czasu w fazie zasadniczej, aby wypaść jak najlepiej. Jakiś powód był, że jedni zajęli 6 miejsce a inni 11. Po co w ogóle grać fazę zasadniczą, skoro potem o awansie do play off mają decydować 2/3 mecze? Kolejny idiotyczny pomysł działaczy- play offy o 5 miejsce? Po co, na co? Czemu nie kazali 5 zagrać o to z 6? W ten sposób uszanowaliby półroczną prace tych zespołów. A jak już, to trzeba było zagrać to tylko systemem każdy z każdym i ten co zajmuje pierwsze miejsce wygrywa to 5? I tak większość zespołów miała na to "wylane" i emocji było jak na rybach. Żadna to promocja siatkówki. A cel? Europejskie Puchary trzeciej kategorii. Serio, o to boje, jeszcze z półfinałem i finałem? Kompletnie bez sensu. Mam nadzieję, że w następnym sezonie tego typu wynalazków będzie jak najmniej. Na co jeszcze liczę? Na to, że za rok oglądać będę świetnie grające zespoły, a nie mecze indywidualności. Oby do władz klubów dotarło, ze jeśli od początku sezonu twój zespół gra tylko jednym zawodnikiem, to w play offach będzie guzik a nie gra. Nikt nie jest Supermanem, żeby od września do maja być cały czas w najwyższej formie. W końcu albo zawodnik dozna kontuzji [patrz Rossard i Russell] albo będzie miał dołek formy w kluczowym momencie [patrz Nimir, Leon czy Kazijski]. Zespoły, które grały tylko jednym graczem, niczego wielkiego w tym sezonie nie ugrały. A to tego ich gra była tak przewidywalna i nudna, że nie dało się tego oglądać. Nie tak powinno się grać w Superlidze!


  • Mój MVP fay play-off - ROBERTLANDY SIMON

Gość, który będąc środkowym zdobywa tyle samo punktów co atakujący, a dodatkowo sieje spustoszenie z pola zagrywki i jest nie do przejścia na siatce MUSI zostać wyróżniony. Absolutny top światowy. Szacunek. 

  • Mój bohater fazy play-off - OSMANY JUANTORENA

Niby wszyscy mówią, że już się kończy, a on pokazuje, że bez niego ani rusz. W najtrudniejszych momentach wciąż potrafi wziąć ciężar gry na siebie i pomóc swojemu zespołowi. Otrzymał tytuł MVP finałów - całkiem zasłużenie. I niewykluczone, że nie po raz ostatni.

  • Mój największy pechowiec fazy play-off

AARON RUSSELL. Graj dla zespołu, nawet z kontuzją - mówili. Tak trzeba - mówili. Efekt? Nie dość że zespołowi pomagasz niewiele, to jeszcze skutkuje to operacją, po której najprawdopodobniej masz z głowy Igrzyska Olimpijskie.

ALEKSANDAR ATANASIJEVIĆ. Bądź jednym z najlepszych zawodników na świecie na swojej pozycji, kapitanem drużyny i legendą swojego klubu. Siedź pół roku na ławie, bo twój trener cię nie lubi. Zagraj dopiero jak go zwolnią i to w meczach, w których niewiele możesz pomóc.

  • Moje największe rozczarowanie fazy play-off

✅WSZYSCY ROZGRYWAJACY ZESPOŁÓW [z nielicznymi wyjątkami]. To nie był sezon rozgrywających. Travica, Hierrezuelo - tragedia. Giannelli - jak nie on. Baranowicz, Saitta, Spirito - bez komentarza. Najmniej pretensji można mieć chyba do De Cecco, Christesona, Orduny i Sbertoliego, ale i oni mogli grać lepiej. Mój największy zarzut do nich - straszna niedokładność, która wręcz nie przystawała do zawodników o takiej klasie.

✅VITAL HEYNEN. Miej w zespole trzech atakujących, wystawiaj do gry na tej pozycji... przyjmującego. Miej w zespole świetnego zawodnika i nie wystawiaj go do gry, choć nie ma ku temu powodów sportowych. Tłumacz się, że twój konflikt z nim do wymysł mediów, bo ty przecież nie robisz tego bez powodu, a wręcz dla dobra owego zawodnika. Bez komentarza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz