Sezon zasadniczy PlusLigi dobiegł końca. Sezon niełatwy, bo odbywający się w cieniu koronawirusa, który krzyżował plany treningowe i zmuszał do przesuwania wielu spotkań. Udało się jednak rozegrać wszystkie kolejki. Kibice mieli okazję obejrzeć [niestety tylko przed TV] wiele meczów świetnych, w których drużyny i zawodnicy pokazywali wszystko, co najlepsze w tym sporcie. Było też wiele meczów słabych, o których kibice chcieliby najchętniej zapomnieć. Czas więc na moje subiektywne podsumowanie. Kto zaskoczył mnie pozytywnie, a kto negatywnie?
Drużyną, która zdominowała sezon, potwierdzając swoją klasę, ale też trochę zaskakując in plus była ZAKSA KĘDZIERZYN KOŹLE. Niby wszyscy spodziewali się po niej, że będzie w czołówce ligi, wielu stawiało ją na pozycji lidera, ale nikt nie liczył, że będą niepokonani przez 3/4 sezonu. Ich pogromcą okazała się Resovia, która 31 stycznia wygrała po tie breaku. Potem wprawdzie ZAKSA przegrała jeszcze dwa mecze, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo już dawno mieli zapewnione zwycięstwo w rundzie zasadniczej. Swoją klasę potwierdzili też zawodnicy. Benjamin Toniutti pokazał, że jest jednym z najlepszych rozgrywających świata. Był mózgiem drużyny, rozgrywał nieszablonowo i dokładnie, wyciągając ze swoich kolegów wszystko co najlepsze. Kamil Semeniuk kolejny raz potwierdził, że jest jednym z najbardziej obiecujących i utalentowanych polskich przyjmujących. W jego grze nie ma słabego elementu, co stawiało go w roli lidera zespołu w niemal każdym meczu. Podobnie można napisać o Aleksandrze Śliwka, który czarował nie tylko przeróżnego rodzaju kiwkami, ale i mocnymi atakami. Swoja robotę robił też Łukasz Kaczmarek, który nie zawiódł na pozycji atakującego. Zagrał wiele świetnych meczów i można tylko żałować, że tak świetnie jak w lidze, w reprezentacji grać nie potrafi. Klasą sam dla siebie był też Paweł Zatorski, który trzymał przyjęcie swojego zespołu, a w ataku podbijał wręcz nieprawdopodobne piłki. In plus zaskoczył Jakub Kochanowski. Po zeszłorocznym słabym sezonie w Skrze nie było już śladu. Kuba powrócił do wyśmienitej formy i w ataku i w bloku i na zagrywce, stając się [znowu] jednym z najlepszych środkowych ligi. Do tego należy dodać świetną robotę Nikoli Grbica, który znakomicie poukładał ten zespół i ani przez moment nie stracił nad nim kontroli. Wielki szacunek dla wszystkich.
Swoją klasę potwierdził też zespół JASTRZĘBSKIEGO WĘGLA, który zajął drugie miejsce w sezonie zasadniczym. Udało im się to mimo częstych rotacji na pozycji przyjmującego, wynikających z kontuzji. Jednak Tomasz Fornal, dopóki grał, był wiodącą postacią swojej drużyny. Wiele dobrego można też powiedzieć o Rafale Szymura, który jest mocno niedoceniany, a swoją pracę wykonuje naprawdę dobrze. Klasą był Jakub Popiwczak, który w obronie i ataku niewiele ustępował genialnemu w tym sezonie Zatorskiemu. Zaskoczeniem in plus i jednocześnie prawdziwym liderem okazał się być Jurij Gładyr, który pokazał, że mimo 36 lat na siatkarską emeryturę się nie wybiera. Robił swoje na środku siatki, a w trudnych momentach ratował zespół atomowymi serwisami. Swoje robił też Mohamed Al Hachdadi, choć akurat po tym zawodniku ja spodziewałam się więcej. Szczególnie po jego buńczucznych wypowiedziach przedsezonowych.
Po raz kolejny zaskoczeniem sezonu okazał się być TREFL GDAŃSK. Trener Michał Winiarski drugi rok z rzędu znakomicie ten zespół poukładał. A łatwe to nie było, bo miał praktycznie w całości nową obsadę na skrzydłach. Kiedy już wydawało się, że wszystko mu "zaskoczyło", Mateusz Mika doznał kontuzji i trzeba było układać wszystko od nowa. Ale udało się! Tym większe więc chapeau bas dla "Winiara". Z doskonałej strony pokazał się Pablo Crer, który kolejny raz udowodnił, że ma "magiczny" nadgarstek i w ataku potrafi zrobić wszystko, a do tego nie zawiódł w bloku. Świetną dyspozycję potwierdził tez Marcin Janusz, który fajnie kreował grę zespołu. Rozgrywał szybko, gubiąc blok rywala i potrafił znaleźć lidera w ofensywie. Swoje zrobił również Mariusz Wlazły. Może nie grał tak, jak za swoich najlepszych czasów, ale był pewnym punktem a ataku, a jak ten element mu nie szedł, to pomagał zespołowi innym [najczęściej zagrywką]. Jego sytuacja była o tyle komfortowa, że miał wsparcie na lewym skrzydle w postaci Bartłomieja Lipińskiego, który był w tym sezonie prawdziwym liderem ofensywy swojego zespołu. Często niemal w pojedynkę ciągnął grę Trefla, atakując i efektownie i skutecznie. Jedno z największych odkryć in plus tego sezonu.
PGE SKRA BEŁCHATÓW okazała się z kolei największym zespołowym rozczarowaniem in minus. Co z tego, że zajęli czwarte miejsce w lidze, skoro od oglądania ich gry bolały oczy? Trener Michał Gogol nie miał pomysłu, jak poukładać ten zespół, żeby "odpalił". I nawet pomoc zaprzyjaźnionego z klubem Jacka Nawrockiego niewiele tu zmieniła. Karol Kłos i Milad Ebadipour utracili gdzieś świetną dyspozycję z zeszłego sezonu. Gorzej niż zwykle zagrali Grzegorz Łomacz i Mateusz Bieniek, który straszył rywala jedynie zagrywką. W grze nie pomagały też częste rotacje na pozycji atakującego; miałam wrażenie że odbijają się one zarówno na dyspozycji Bartosza Filipiaka, jak i Dusana Petkovića. Nie wypalił tez transfer Taylora Sandera. Miał być hit, ale nie wyszedł. Bardziej kit, choć nie do końca z winy samego zawodnika. Taylor Sander długo nie mógł wejść w drużynę, bo doleczał kontuzję. A jak już wszedł, nie do końca był w stanie pomóc zespołowi na tyle, na ile powinien zawodnik jego klasy. Taylor ma problemy z dogadaniem się w przyjęciu z Kacprem Piechockim i popełnia wiele błędów w tym elemencie, o które bym go nie podejrzewała. W ataku bez zarzutu, ale mógłby pomóc bardziej, gdyby Grzegorz Łomacz dawał mu więcej piłek, których z bliżej nieznanego powodu dawać mu nie chce. Do tego Sander co chwila ma kolejne przerwy w grze z powodu mikrourazów. Ale, może w play offach pokaże swoją klasę w pełnej krasie?
Cieszy powrót na wysoką pozycję ASSECO RESOVII RZESZÓW. Po zeszłorocznej klapie, zespół przeszedł przebudowę i był to bardzo dobry i potrzebny ruch. Drużyna gra nieźle, choć nadal nie wykorzystuje w 100% swojego potencjału. Jej liderem całkiem nieoczekiwanie okazał się być Karol Butryn, którego uważam za najlepszego atakującego rundy zasadniczej i jednocześnie największe zaskoczenie in plus. To jego świetnej grze Resovia zawdzięcza wygraną w wielu meczach oraz brak całkowitej kompromitacji w przegranych spotkaniach. Karol był bardzo pewny w ataku, a i w zagrywce siał spustoszenie w szeregach rywali. Wielkie brawa należą się też dla Fabiana Drzyzgi za to, że udało mu się wykreować lidera oraz za świetną grę w elemencie zagrywki. Fabian łatwo nie miał, bo z powodu kontuzji praktycznie co chwila wypadał mu jakiś zawodnik, a on mimo to potrafił jakoś ogarnąć drużynę, aby prezentowała się chociaż przyzwoicie. Swoje zrobił też Klemen Cebulj, który wprawdzie był chimeryczny, ale wytrzymał obciążenie grą i wspomagał Karola Butryna w ataku. Pecha miał [znowu] Nicolas Szerszeń, który więcej sezonu przesiedział na ławce z powodu kontuzji niż zagrał. Największym zaskoczeniem in minus [niespodziewanie] okazał się Jeffrey Jendryk, który miał dzielić i rządzić na środku siatki, ale mu nie wyszło. Amerykanin niczym nie przypominał zawodnika, którego kibice znają z kadry - ani w ataku, ani w bloku, ani w zagrywce.
Troszkę więcej oczekiwałam po zespole VERVY WARSZAWA, który zajął ostatecznie szóste miejsce. W składzie mają trzech aktualnych mistrzów świata, ale na boisku tego nie widać. Gdyby nie wyśmienita postawa Bartosza Kwolka, który w większości meczów w pojedynkę ciągnął grę swojej drużyny, nie wiem czy zobaczylibyśmy VERVĘ w play offach. Kwolka wspomagał mocno Piotr Nowakowski, który był królem bloku i w tym elemencie nie miał sobie równych w lidze. Piotrek pomagał też w ofensywie, ale mógł bardziej, gdyby jego potencjał w ataku bardziej wykorzystał rozgrywający. Tymczasem Angel Trynidad de Haro okazał się być rozczarowaniem in minus. Nie kreował gry tylko wystawiał, a i precyzja tych wystaw pozostawiała wiele do życzenia. Zawiódł też Artur Szalpuk. Dziś nikt by nie powiedział, że w 2018 roku zawodnik ten był podstawowym graczem kadry, która zdobyła mistrzostwo świata. Artur grał tak słabo, że został "wygryziony" z "6" przez Igora Grobelnego. Igor okazał się zaskoczeniem in plus, pokazał się z naprawdę dobrej strony, grał świetnie w ataku i w wielu meczach wydatnie wspomógł Bartosza Kwolka. Było to bardzo ważne bo gra w zespole takim jak VERVA wyraźnie przerosła Michała Superlaka. Loty zdecydowanie obniżył też Damian Wojtaszek. W tamtym roku grał sezon życia. W tym nie było już tak dobrze. Może gdyby bardziej skupił się na grze niż na zbędnym gadaniu byłoby lepiej?
ALURON CMC WARTA ZAWIERCIE miał kapitalny start sezonu. Zespół grał świetną, poukładaną siatkówkę, a prym wiedli gracze tacy jak Piotr Orczyk i Mateusz Malinowski. Niestety z czasem sytuacja się zmieniła. Warta awansowała wprawdzie do play offów, ale ich gra stała się brzydka. Orczyk kompletnie zaginął, Malinowski zaczął grać w kratkę, a Maxi Cavanna przestał czarować na rozegraniu. Zawiódł kompletnie Garret Muagututia, który w ogóle nie przypominał gracza, który przebojem wszedł do szóstki reprezentacji USA w 2019 roku. Również Paweł Halaba zgubił gdzieś świetną dyspozycję z zeszłego sezonu. Oby odzyskał ją przed najważniejszymi meczami sezomu.
Ósme miejsce ŚLEPSKA MALOW SUWAŁKI to w głównej mierze zasługa Bartłomieja Bołądzia, który był odpowiednikiem Bartosza Kwolka w swoim zespole. Bołądź w większości meczów niemal w pojedynkę ciągnął atak Ślepska, będąc do tego postrachem w polu serwisowym. Josh Tuaniga pomagał ile mógł, ale mógł niewiele z powodu anemiczności zawodników na lewym skrzydle. Wielkie wyrazy uznania dla trenera Andrzeja Kowala, który poukładał ten zespół tak, że był w stanie, mimo widocznych słabości, do play offów awansować.
Dziewiąte miejsce INDYKPOLU AZS OLSZTYN zaskoczyło, bo zespół ten w większości meczów grał naprawdę nieciekawą i nieskuteczną siatkówkę. Mieli jednak kilka spotkań, w których pokazali klasę i ograli drużyny potencjalnie lepsze od siebie. Za największy problem tej ekipy uważam chimeryczną formę wszystkich zawodników, a w szczególności Wojciecha Żalińskiego i Damiana Schultza. Przed sezonem myślałam, że ten skład osobowy ugra więcej, w połowie, że nie ugra nic, więc końcowy wynik i tak jest niezły. Wyrazy uznania dla Jędrzeja Gruszczyńskiego, który w kilku meczach pokazał się z naprawdę świetnej strony.
Pozytywnie zaskoczyła mnie gra i końcowy wynik GKS-U KATOWICE. Spodziewałam się, że będą grać o utrzymanie, a oni zajęli 10 miejsce. Wielka w tym zasługa Grzegorza Słabego, który kombinował ile mógł i udało mu się ułożyć naprawdę fajny zespół. Liderem ofensywy niespodziewanie był Kamil Kwasowski, który grał naprawdę dobrze w ataku. Na środku świetnie grał Miłosz Zniszczoł, jeden z wyróżniających się środkowych ligi, głównie w bloku. Swoje zrobił Dustin Watten. Więcej spodziewałam się zaś po Jakubie Jaroszu. To w nim widziałam lidera ofensywy Katowic. Ale nie w tym sezonie.
Jedenaste miejsce CUPRUM LUBIN to w dużej mierze zasługa Ronalda Jimeneza. Atakujący kolumbijskiego pochodzenia był prawdziwym liderem ofensywy swojej drużyny. Bazował głównie na zasięgu i sile, ale i tak był nie do zatrzymania w większości meczu. W całym sezonie wykonał blisko 850 ataków, więc naprawdę się napracował. Dobrą robotę wykonał też Miguel Tavares, który robił co mógł, aby ułatwić zadanie Jimenezowi, a kiedy miał dobre przyjęcie potrafił zrobić wiatrak z bloku po drugiej stronie siatki. Naprawdę wielkie brawa dla obu panów. Wyrazy uznania też dla Wojciecha Ferensa i Dawida Guni.
Z kolei CERRAD ENEA CZARNI RADOM są dla mnie drugim po Skrze, największym rozczarowaniem PlusLigi. Mimo posiadania w składzie wielu świetnych i utytułowanych graczy, zespół grał naprawdę brzydko i źle, co spowodowało, że przegrał aż 18 meczów. Trener Robert Prygiel długo szukał sposobu na poprawę gry zespołu, ale nie znalazł i utracił stanowisko. W zasadzie jedynym zawodnikiem, do którego nie można mieć pretensji jest Wiktor Josifow. Dawid Konarski - po dwukrotnym mistrzu świata, regularnie powoływanym do kadry, oczekuje się o wiele więcej. Podobnie po Brendenie Sanderze, który w tamtym sezonie był czołowym graczem tego zespołu. W tym również drużyna potrzebowała jego skutecznej gry na siatce, ale jej nie dostała. Jeden atak na trójbloku w meczu z Nysą, choćby nie wiem jak piękny, to [niestety] za mało. Lucas Loh okazał się być niewypałem transferowym. Spora w tym "zasługa" kontuzji, ale grał bardzo źle. Zawiódł totalnie również Michał Kędzierski. W tamtym sezonie wygryzł ze składu samego Dejana Vincica. W tym jego rozegrania były nie tylko przewidywalne, ale i niedokładne. Tych na lewe skrzydło w ogóle nie dało się oglądać.
Drużyna STALI NYSA zasłynęła tym, że nie była w stanie wygrać żadnego z 9 tie breaków, który grała. Ale i tak osiągnęła cel i utrzymała się w lidze, choć na początku sezonu nic na to nie wskazywało. Największą zasługę ma w tym ich atakujący, Wassim Ben Tara. Tunezyjczyk polskiego pochodzenia sezon rozpoczął jako rezerwowy, ale z czasem wywalczył sobie miejsce w składzie. I pokazał, że ma świetną technikę ataku, która sprawia, że jego gra jest nie tylko widowiskowa, ale i [przede wszystkim] skuteczna. Reszta zawodników zespołu z Nysy jedynie mu asystowała. Na wyróżnienie, niestety in minus, zasługują też Zbigniew Bartman i Bartłomiej Lemański. Ten pierwszy pokazał, że ostatni jego zły sezon w Resovii nie był wypadkiem przy pracy; w Nysie również nie sprostał oczekiwaniom i w połowie sezonu rozwiązał kontrakt, aby zagrać w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Drugi z kolei nie skorzystał z szansy, aby w drużynie bez wielkich aspiracji pokazać to, do czego predestynują go świetne warunki fizyczne. Lemański z dobrej strony pokazał się jedynie w ataku. W bloku był wiatrakiem, a o jego zagrywce lepiej się nie wypowiadać.
Niewiele dobrego można tez powiedzieć o grze MKSu BĘDZIN. Tym razem trener Jakub Bednaruk cudu nie dokonał i zespół ten słusznie spadł z ligi. Zeszłoroczny lider drużyny, Rafał Faryna nie powtórzył tak dobrego sezonu, jak poprzedni. I choć nie grał źle, to było to za mało, aby uratować Będzin przed najgorszym. Tym bardziej że wsparcie miał jedynie w chimerycznym Jose Ademarze Santana, który mecze dobre przeplatał ze słabymi. O środkowych lepiej nie mówić, rozgrywający [Thiago Veloso] też nie pomógł na tyle, ile mógł
MOJE HITY [kolejność losowa]
ROZGRYWAJĄCY: TONIUTTI, JANUSZ, DRZYZGA, TAVARES
ATAKUJĄCY: BUTRYN, KACZMAREK, BOŁĄDŹ, BEN TARA, JIMENEZ
ŚRODKOWI: KOCHANOWSKI, P. NOWAKOWSKI, GLADYR, CRER
PRZYJMUJĄCY: SEMENIUK, ŚLIWKA, LIPIŃSKI, KWOLEK
LIBERO: ZATORSKI, POPIWCZAK, WATTEN, OLENDEREK
TRENERZY: GRBIC, WINIARSKI, KOWAL, SŁABY
DRUŻYNY: ZAKSA KĘDZIERZYN - KOŹLE, TREFL GDAŃSK
NAJLEPSZA "6": TONIUTTI - BUTRYN - KOCHANOWSKI - NOWAKOWSKI - SEMENIUK - ŚLIWKA - ZATORSKI [L]
* * * * * * * * * * * * * *
MOJE KITY [kolejność losowa]
ROZGRYWAJĄCY: KĘDZIERSKI, DE HARO, ŁOMACZ
ATAKUJĄCY: FILIP, SUPERLAK
ŚRODKOWI: JENDRYK, LEMAŃSKI
PRZYJMUJĄCY: LOH, SZALPUK, MUAGUTUTIA, BARTMAN
LIBERO: PIECHOCKI
TRENER: PRYGIEL, GOGOL
DRUŻYNY: SKRA BEŁCHATÓW, CERRAD ENEA CZARNI RADOM, INDYKPOL AZS OLSZTYN
NAJGORSZA "6": KĘDZIERSKI - SUPERLAK - JENDRYK - LEMAŃSKI - LOH - BARTMAN - PIECHOCKI [L]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz