poniedziałek, 15 marca 2021

[Liga włoska] Zespoły gwiazdĄ silne

 

Liga włoska od lat uważana jest za najlepszą na świecie. Ta opinia nie wzięła się znikąd. To kluby Serie A grają o najwyższe cele w europejskiej i światowej siatkówce klubowej. Dzielą i rządzą. Jedynie nieliczne zespoły są w stanie się im przeciwstawić. Grają tam najlepsi na świecie siatkarze, a zespoły trenują najlepsi na świecie trenerzy. Marzeniem wielu siatkarzy, jest tam trafić [zwłaszcza do klubów z czołówki] i grając na topowym poziomie potwierdzić swoją siatkarską klasę. Tak było i tak jest. 

Zespoły grające o mistrzostwo Serie A posiadają w swych składach topowych siatkarzy niemal na każdych pozycjach. Ma to na celu rozłożenie ataku tak, aby maksymalnie utrudnić rywalowi grę w bloku. Jeśli np. masz na skrzydłach Juantorenę, Leala i Sokołowa, a na środku Simona i Stankovića [skład Cuccine Lube Civitanova na sezon 2018/2019], to podjęcie decyzji, do którego z nich skoczyć do bloku jest ekstremalnie trudne. Przy dobrym przyjęciu skutkuje to atakiem na pojedynczym bloku, a w takiej sytuacji gracze pokroju Leala czy Simona będą co najwyżej myśleć, jak wbić bardziej efektownego gwoździa. Dlatego też tak trudno było pokonywać te zespoły klubom spoza Włoch.

W tym sezonie jednak sytuacja ulega zmianie w zastanawiającym kierunku. U większości drużyn można było zauważyć trend w grze pt, "jeden gra, a reszta stara się nie przeszkadzać". O wygranych i przegranych tych zespołów decydowała więc dyspozycja JEDNEGO ZAWODNIKA. Oczywiście w większości przypadków był to niecelowy zabieg - po prostu inni zakontraktowani gracze grali tak słabo, że aby wygrać mecz trzeba było szukać jednego lidera.  Z ośmiu grających w fazie play - off teamów, połowa z nich gra takim systemem. I skoro awansowała do tej fazy rozgrywek, znaczy że dobrze to wychodzi. Po co wiec szukać problemów? Bo taki system jest nudny i mało atrakcyjny dla kibica. Nie wspominając już o sytuacji, że kiedy lider nie ma "dnia" reszta zespołu leży, kwiczy i przegrywa. 

Zespołami, grającymi według "starego systemu" czyli z równomiernym rozłożeniem ataku na przynajmniej dwóch graczy są Lube, Monza, Modena i Milano. Reszta gra/grała systemem wszystko do lidera. Kim byli ci liderzy i zespoły, które tak grały? Praktycznie sam top ligowy. 


WILFREDO LEON [Sir Safety Perugia]

Pamiętacie czasy, kiedy Perugia miała na skrzydłach Aleksandara Atanasijevića, Ivana Zaytseva i Aarona Russella? Ja też, ale... to już było. Dziś rzeczywistość wygląda inaczej. Każdy fan ligi włoskiej już przed odpaleniem meczu Perugii wie, jak będzie wyglądać gra tej drużyny. A mianowicie, że piłka pójdzie do Leona, lub do... Leona lub też, dla odmiany, do... Leona ;) Sytuacja ta nie była zamierzona przed startem sezonu. Nikt po prostu nie przypuszczał, że rehabilitacja będącego po zabiegu Aleksanara Atanasijevića potrwa tak długo i że będzie po niej w nie nadającej się do gry [przynajmniej zdaniem Vitala Heynena] dyspozycji. Zakontraktowany jako zmiennik Atanasijevića Sharone Vernon - Evans również nie sprostał wymaganiom trenera i Perugia musiała grać opcją z Thijsem Ter Horstem pełniącym rolę "fałszywego" atakującego. Holender starał się jak mógł, ale pewnego poziomu nie przeskoczył. Leon mógł więc liczyć jedynie na pomoc swojego kolegi na przyjęciu, Oleha Płotnickiego i środkowego Sebastiana Sole. Ale i tak najtrudniejsza robota należała do urodzonego na Kubie Polaka. To on kończył trudne piłki w kontratakach, na trójbloku oraz setowe czy meczowe. W całym sezonie atakował aż 642 razy, a drugi w kolejności Oleh Płotnicki... 417 razy. Ponad 200 piłek to ogromna różnica i była widoczna w każdym spotkaniu. Było wiele takich gier, w których Leon miał ponad dwudziestopunktową zdobycz, a resztą jego kolegów nie wyszła jeszcze z 10. Jeśli dołożyć do tego, że rozegrania Dragana Travicy były często fatalne, Wilfredo należą się owacje na stojąco. Nie tylko za to, że z tych 642 piłek skończyła aż 325, co daje 50,6% skuteczności. Ale przede wszystkim za to, że grając praktycznie sam doprowadził swój zespół do pierwszego miejsca w tabeli na koniec fazy zasadniczej. Ogromna Klasa!


NIMIR ABDEL AZIZ [Itas Trentino]

Kiedy przed sezonem Trento zakontraktowało Nimira, Lucarelliego, Kooya i Podrascanina wydawało się, ze z tym składem [plus Giannelli i Lisinac] będą pretendentem do tytułu faworyta rozgrywek. Chyba mało kto przypuszczał, że będziemy obserwować Itas NIMIR Trentino. Gra Trento w  tym sezonie wypisz wymaluj przypomina grę Perugii, z tą drobną różnicą, że w Trento grają w ofensywie obaj środkowi, nie tylko jeden. Ale bez pana ze zdjęcia powyżej, Trento kręciłoby się zapewne wokół 6-8 miejsca, a nie 3, na którym wylądowali na koniec sezonu zasadniczego. 

Trento oczywiście również nie planowało grać w tak przewidywalny sposób. Wydawało się, że kontraktując Ricardo Lucarelliego, który przez wielu uważany jest za 1 z 5 najlepszych przyjmujących świata, będą mieli rozłożenie ataku na przynajmniej dwóch zawodników. A przecież Dick Kooy czy wschodząca gwiazda włoskiej siatkówki Alessandro Michieletto również nie raz pokazali, że świetnie atakują. Wyszło jednak inaczej. Lucarelli od początku sezonu miał widoczny problem z aklimatyzacją i grał źle. W środku sezonu wydawało się, że wrócił do swojej normalnej dyspozycji, ale nie trwało to długo. Dlatego też nie bardzo można się dziwić Simone Giannellemu, że Brazylijczykowi nie ufa, co widać w ilości piłek, które mu posyła. Włoski rozgrywający nie ufa też Michieletto, a na Kooya, który nie może wrócić do normalnej dyspozycji po problemach zdrowotnych [kontuzja, koronawirus] liczyć również nie może. Dlatego też rozgrywający Trento kieruje większość piłek do Nimira, a ten odwdzięcza mu się świetną grą. Holender kończy wszystko, czy to na pojedynczym, podwójnym czy potrójnym bloku. Jest nie do zatrzymania. Z 641 piłek, jakie otrzymał w sezonie zasadniczym, zamienił na punkt aż 340 co daje 53% skuteczności. Do tego dołożył 74 asy serwisowe. Utrzymać taką skuteczność, będąc "jedyną" opcją w ataku - wielki szacunek. I można zrozumieć czemu tak wiele osób uważa Nimira za najlepszego w tym momencie atakującego świata. Niewątpliwie nim jest. 


THIBAULT ROSSARD [Tonno Callipo Vibo Valentia]


Chyba największe zaskoczenie tej wyliczanki. Tonno Callipo Vibo Valentia okazało się rewelacją rozgrywek, a liderem zespołu i jednocześnie jednym z najlepszych zawodników fazy zasadniczej okazał się być Thibault Rossard. Szczególnie w pierwszej części sezonu Francuz "dzielił i rządził". To jego świetna gra sprawiała to, że Vibo ogrywało Trento czy Lube. Były gracz Resovii był nie do zatrzymania w ataku, a do tego raził swoją zagrywką. W zwycięskich meczach to on był najlepiej punktującym zawodnikiem zespołu, a w przegranych jedynie do niego nie można było mieć większych pretensji. Na palcach jednej ręki można policzyć te spotkania, w których grał słabo, w większości notował wynik dwucyfrowy, nieraz przekraczający 20 punktów. Debiut w lidze włoskiej - marzenie. 
Gdy spojrzymy w statystyki, nie pokażą one do końca, jak wielką zasługę w zajęciu przez Valentię 5 miejsca na koniec fazy zasadniczej miał Rossard. Francuz wykonał 656 ataków, kończąc 317 z nich [48%], Drame Neto Abubacar [atakujący Vibo] miał ich 572, z czego 265 skończył [46%]. Ale to Rossard dostawał piłki w najtrudniejszych momentach, to on odwracał losy prawie przegranych setów świetnymi zagrywkami, to na niego można było zawsze liczyć. Gdy pod koniec fazy zasadniczej Francuz miał spadek formy, Vibo nie było w stanie wygrywać [przegrali nawet z ostatnią w tabeli Cisterną]. To najlepiej świadczy o tym, jak ważnym elementem w grze swojej drużyny był ten siatkarz. 


AARON RUSSELL [Gas Sales Piacenza]


Kiedy Aaron Russell zasilał szeregi Gas Sales Piacenza widziano w nim jednego z liderów tego zespołu. Mało jednak kto spodziewał się, że w sezonie 2020/2021 będziemy oglądać Gas Sales RUSSELL Piacenza. Przecież drużyna ta zakontraktowała tez wielką gwiazdę światowej siatkówki, Georga Grozera i wydawało się, że atak ładnie rozłoży się między Niemca a Amerykanina. Nic z tego. Grozer od początku sezonu grał chimerycznie, po czym doznał drobnej kontuzji, którą gdy doleczył, doznał następnej, a na końcu złapał koronawirusa. Ten splot zdarzeń [oczywiście nie z winy samego gracza] sprawił, że do końca sezonu nie odnalazł on swojej normalnej dyspozycji w ataku. W tej sytuacji ciężar gry w ofensywie musiał wziąć na siebie Russell i dał radę. Mając za rozgrywających fatalnego Hierrezuelo, a potem słabego Baranowicza, od których otrzymywał nieraz straszne piłki, Amerykanin grał naprawdę świetnie. Czy Piacenza mecz wygrała czy przegrała, do Russella nie można było mieć pretensji, miał może 3 spotkania, w których grał źle. Piłka źle przyjęta? Do Russella. Inni nic nie kończą, a przeciwnik goni? Do Russella. Setowa? Do Russella. Tak to wyglądało. To, że Piacenza do końca walczyła o 4/5 miejsce to w większości jego zasługa. Bez Amerykanina biliby się pewnie o 10 z Ravenną. 
Niech przemówią liczby. W sezonie zasadniczym Russell atakował 642 razy, z czego skończył 313, co daje 49% skuteczność ataku. Patrząc na piłki jakie otrzymywał i na to, że nieraz jeszcze piłka nie wpadła w ręce rozgrywającego, a do Amerykanina już biegło 2 blokujących rywala, to naprawdę świetny wynik. Statystyki idealnie pokazują tez słabość pozostałej dwójki skrzydłowych Piacenzy. Grozer atakował 427 razy, a Trevor Clevenot 426. Sam Russell, wspierany od czasu do czasu Seyedem Mousavim wystarczył tylko na 6 miejsce. Może w kolejnym sezonie Piacenza ugra coś więcej; o ile Amerykanin dostanie lepsze wsparcie i o ile... w ogóle tam zagra.



MATEJ KAZIJSKI [NBV Verona]


Wprawdzie jego drużyna do play offów nie awansowała, ale jak tu pominąć króla Mateja? Można by wiele pisać o tym, jak wspaniały sezon grał, jak pewnym punktem zespołu był, jak wiele dawał z siebie w każdym meczu. Ale i tu najlepiej przemówią statystyki: Matej Kazijski. 36 lat. Wykonanych ataków w tym sezonie - 666. Zakończonych punktem 317 [48% skuteczności]. 33 asy, 20 bloków. Razem 370 punktów. drugi najlepiej punktujący zawodnik w zespole, Thomas Jaeschke - 265 punktów. Dziękujemy, można się rozejść;)
Tak duże obciążenie w ataku Mateja wynikało z problemów drużyny z atakującymi. Już z początkiem sezonu zespół opuścił Stephen Boyer, a jego następca, Mads Kyen Jensen nie do końca sprostał oczekiwaniom. Z kolei Thomas Jaeschke po dwóch latach przerwy w powodu kontuzji, nie mógł bardziej pomóc. W ten sposób do roli lidera pozostał tylko Kazijski. I tym liderem był. Ale to było za mało. 
NVB Verona zajęła 9 miejsce w lidze. Które zajęłaby bez Mateja? Strach sobie wyobrażać. Pewnie biłaby się o utrzymanie z Cisterną.  
Matej, ogromny SZACUN!!!



TONCEK STERN [Kioene Padova]


Kioene Padova zajęła w tym sezonie przedostatnie miejsce lidze. Jednak za ten stan rzeczy najmniej można winić pana ze zdjęcia powyżej. Toncek Stern trzymał niemal cały atak zespołu na swoich barkach, zdobywając w większości meczów mnóstwo punktów. To najczęściej atakujący siatkarz ligi. Z 713 [!] wykonanych ataków skończył 321, co daje 45% skuteczności. Wspomagający go Matia  Botollo otrzymał ich do ataku blisko 200 mniej [515], a trzeci skrzydłowy, Wojciech Włodarczyk atakował 382 razy. Wydaje mi się jednak, że tutaj Toncek Stern mógł się spodziewać, że będzie dostawać aż tyle piłek. Taka jest specyfika słabszych drużyn, że z założenia grają na jednego lidera, którym przeważnie jest atakujący. Słoweniec sobie poradził, więcej zrobić [chyba] nie mógł. 


Podsumowując, najpierw chciałabym przekazać moje wielkie wyrazy uznania, dla wszystkich wymienionych wyżej panów. Za to, że przy takiej liczbie ataków udawało im się utrzymywać skuteczność i pociągnąć swój zespół do wygranej. I że wytrzymali to zdrowotnie do końca sezonu zasadniczego. Mam jednak nadzieję, że to była taka jednosezonowa akcja. Oby w kolejnych sezonach kluby kontraktowały zawodników tak, aby nie musieć liczyć w każdym meczu tylko na tego lidera. I oby zakontraktowani zawodnicy zagrali na oczekiwanym przez klub i kibiców poziomie. Bo OK, Leon, Nimir, Rossard, Russell i Kazijski pewnie w następnym sezonie też daliby rade być "koniami pociągowymi". Ale, my już to wiemy, że oni mogą bo są najlepsi. Nie trzeba kolejnego potwierdzenia. Ja zaś chętnej obejrzałabym mecze, w których rozgrywający może tak kreować grę, że pokazać się może więcej zawodników. Będzie ładniej i ciekawiej. I dla kibiców i dla telewizji. Tego sobie na przyszły sezon życzę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz