poniedziałek, 15 marca 2021

[Liga włoska] Zespoły gwiazdĄ silne

 

Liga włoska od lat uważana jest za najlepszą na świecie. Ta opinia nie wzięła się znikąd. To kluby Serie A grają o najwyższe cele w europejskiej i światowej siatkówce klubowej. Dzielą i rządzą. Jedynie nieliczne zespoły są w stanie się im przeciwstawić. Grają tam najlepsi na świecie siatkarze, a zespoły trenują najlepsi na świecie trenerzy. Marzeniem wielu siatkarzy, jest tam trafić [zwłaszcza do klubów z czołówki] i grając na topowym poziomie potwierdzić swoją siatkarską klasę. Tak było i tak jest. 

Zespoły grające o mistrzostwo Serie A posiadają w swych składach topowych siatkarzy niemal na każdych pozycjach. Ma to na celu rozłożenie ataku tak, aby maksymalnie utrudnić rywalowi grę w bloku. Jeśli np. masz na skrzydłach Juantorenę, Leala i Sokołowa, a na środku Simona i Stankovića [skład Cuccine Lube Civitanova na sezon 2018/2019], to podjęcie decyzji, do którego z nich skoczyć do bloku jest ekstremalnie trudne. Przy dobrym przyjęciu skutkuje to atakiem na pojedynczym bloku, a w takiej sytuacji gracze pokroju Leala czy Simona będą co najwyżej myśleć, jak wbić bardziej efektownego gwoździa. Dlatego też tak trudno było pokonywać te zespoły klubom spoza Włoch.

W tym sezonie jednak sytuacja ulega zmianie w zastanawiającym kierunku. U większości drużyn można było zauważyć trend w grze pt, "jeden gra, a reszta stara się nie przeszkadzać". O wygranych i przegranych tych zespołów decydowała więc dyspozycja JEDNEGO ZAWODNIKA. Oczywiście w większości przypadków był to niecelowy zabieg - po prostu inni zakontraktowani gracze grali tak słabo, że aby wygrać mecz trzeba było szukać jednego lidera.  Z ośmiu grających w fazie play - off teamów, połowa z nich gra takim systemem. I skoro awansowała do tej fazy rozgrywek, znaczy że dobrze to wychodzi. Po co wiec szukać problemów? Bo taki system jest nudny i mało atrakcyjny dla kibica. Nie wspominając już o sytuacji, że kiedy lider nie ma "dnia" reszta zespołu leży, kwiczy i przegrywa. 

Zespołami, grającymi według "starego systemu" czyli z równomiernym rozłożeniem ataku na przynajmniej dwóch graczy są Lube, Monza, Modena i Milano. Reszta gra/grała systemem wszystko do lidera. Kim byli ci liderzy i zespoły, które tak grały? Praktycznie sam top ligowy. 


WILFREDO LEON [Sir Safety Perugia]

Pamiętacie czasy, kiedy Perugia miała na skrzydłach Aleksandara Atanasijevića, Ivana Zaytseva i Aarona Russella? Ja też, ale... to już było. Dziś rzeczywistość wygląda inaczej. Każdy fan ligi włoskiej już przed odpaleniem meczu Perugii wie, jak będzie wyglądać gra tej drużyny. A mianowicie, że piłka pójdzie do Leona, lub do... Leona lub też, dla odmiany, do... Leona ;) Sytuacja ta nie była zamierzona przed startem sezonu. Nikt po prostu nie przypuszczał, że rehabilitacja będącego po zabiegu Aleksanara Atanasijevića potrwa tak długo i że będzie po niej w nie nadającej się do gry [przynajmniej zdaniem Vitala Heynena] dyspozycji. Zakontraktowany jako zmiennik Atanasijevića Sharone Vernon - Evans również nie sprostał wymaganiom trenera i Perugia musiała grać opcją z Thijsem Ter Horstem pełniącym rolę "fałszywego" atakującego. Holender starał się jak mógł, ale pewnego poziomu nie przeskoczył. Leon mógł więc liczyć jedynie na pomoc swojego kolegi na przyjęciu, Oleha Płotnickiego i środkowego Sebastiana Sole. Ale i tak najtrudniejsza robota należała do urodzonego na Kubie Polaka. To on kończył trudne piłki w kontratakach, na trójbloku oraz setowe czy meczowe. W całym sezonie atakował aż 642 razy, a drugi w kolejności Oleh Płotnicki... 417 razy. Ponad 200 piłek to ogromna różnica i była widoczna w każdym spotkaniu. Było wiele takich gier, w których Leon miał ponad dwudziestopunktową zdobycz, a resztą jego kolegów nie wyszła jeszcze z 10. Jeśli dołożyć do tego, że rozegrania Dragana Travicy były często fatalne, Wilfredo należą się owacje na stojąco. Nie tylko za to, że z tych 642 piłek skończyła aż 325, co daje 50,6% skuteczności. Ale przede wszystkim za to, że grając praktycznie sam doprowadził swój zespół do pierwszego miejsca w tabeli na koniec fazy zasadniczej. Ogromna Klasa!


NIMIR ABDEL AZIZ [Itas Trentino]

Kiedy przed sezonem Trento zakontraktowało Nimira, Lucarelliego, Kooya i Podrascanina wydawało się, ze z tym składem [plus Giannelli i Lisinac] będą pretendentem do tytułu faworyta rozgrywek. Chyba mało kto przypuszczał, że będziemy obserwować Itas NIMIR Trentino. Gra Trento w  tym sezonie wypisz wymaluj przypomina grę Perugii, z tą drobną różnicą, że w Trento grają w ofensywie obaj środkowi, nie tylko jeden. Ale bez pana ze zdjęcia powyżej, Trento kręciłoby się zapewne wokół 6-8 miejsca, a nie 3, na którym wylądowali na koniec sezonu zasadniczego. 

Trento oczywiście również nie planowało grać w tak przewidywalny sposób. Wydawało się, że kontraktując Ricardo Lucarelliego, który przez wielu uważany jest za 1 z 5 najlepszych przyjmujących świata, będą mieli rozłożenie ataku na przynajmniej dwóch zawodników. A przecież Dick Kooy czy wschodząca gwiazda włoskiej siatkówki Alessandro Michieletto również nie raz pokazali, że świetnie atakują. Wyszło jednak inaczej. Lucarelli od początku sezonu miał widoczny problem z aklimatyzacją i grał źle. W środku sezonu wydawało się, że wrócił do swojej normalnej dyspozycji, ale nie trwało to długo. Dlatego też nie bardzo można się dziwić Simone Giannellemu, że Brazylijczykowi nie ufa, co widać w ilości piłek, które mu posyła. Włoski rozgrywający nie ufa też Michieletto, a na Kooya, który nie może wrócić do normalnej dyspozycji po problemach zdrowotnych [kontuzja, koronawirus] liczyć również nie może. Dlatego też rozgrywający Trento kieruje większość piłek do Nimira, a ten odwdzięcza mu się świetną grą. Holender kończy wszystko, czy to na pojedynczym, podwójnym czy potrójnym bloku. Jest nie do zatrzymania. Z 641 piłek, jakie otrzymał w sezonie zasadniczym, zamienił na punkt aż 340 co daje 53% skuteczności. Do tego dołożył 74 asy serwisowe. Utrzymać taką skuteczność, będąc "jedyną" opcją w ataku - wielki szacunek. I można zrozumieć czemu tak wiele osób uważa Nimira za najlepszego w tym momencie atakującego świata. Niewątpliwie nim jest. 


THIBAULT ROSSARD [Tonno Callipo Vibo Valentia]


Chyba największe zaskoczenie tej wyliczanki. Tonno Callipo Vibo Valentia okazało się rewelacją rozgrywek, a liderem zespołu i jednocześnie jednym z najlepszych zawodników fazy zasadniczej okazał się być Thibault Rossard. Szczególnie w pierwszej części sezonu Francuz "dzielił i rządził". To jego świetna gra sprawiała to, że Vibo ogrywało Trento czy Lube. Były gracz Resovii był nie do zatrzymania w ataku, a do tego raził swoją zagrywką. W zwycięskich meczach to on był najlepiej punktującym zawodnikiem zespołu, a w przegranych jedynie do niego nie można było mieć większych pretensji. Na palcach jednej ręki można policzyć te spotkania, w których grał słabo, w większości notował wynik dwucyfrowy, nieraz przekraczający 20 punktów. Debiut w lidze włoskiej - marzenie. 
Gdy spojrzymy w statystyki, nie pokażą one do końca, jak wielką zasługę w zajęciu przez Valentię 5 miejsca na koniec fazy zasadniczej miał Rossard. Francuz wykonał 656 ataków, kończąc 317 z nich [48%], Drame Neto Abubacar [atakujący Vibo] miał ich 572, z czego 265 skończył [46%]. Ale to Rossard dostawał piłki w najtrudniejszych momentach, to on odwracał losy prawie przegranych setów świetnymi zagrywkami, to na niego można było zawsze liczyć. Gdy pod koniec fazy zasadniczej Francuz miał spadek formy, Vibo nie było w stanie wygrywać [przegrali nawet z ostatnią w tabeli Cisterną]. To najlepiej świadczy o tym, jak ważnym elementem w grze swojej drużyny był ten siatkarz. 


AARON RUSSELL [Gas Sales Piacenza]


Kiedy Aaron Russell zasilał szeregi Gas Sales Piacenza widziano w nim jednego z liderów tego zespołu. Mało jednak kto spodziewał się, że w sezonie 2020/2021 będziemy oglądać Gas Sales RUSSELL Piacenza. Przecież drużyna ta zakontraktowała tez wielką gwiazdę światowej siatkówki, Georga Grozera i wydawało się, że atak ładnie rozłoży się między Niemca a Amerykanina. Nic z tego. Grozer od początku sezonu grał chimerycznie, po czym doznał drobnej kontuzji, którą gdy doleczył, doznał następnej, a na końcu złapał koronawirusa. Ten splot zdarzeń [oczywiście nie z winy samego gracza] sprawił, że do końca sezonu nie odnalazł on swojej normalnej dyspozycji w ataku. W tej sytuacji ciężar gry w ofensywie musiał wziąć na siebie Russell i dał radę. Mając za rozgrywających fatalnego Hierrezuelo, a potem słabego Baranowicza, od których otrzymywał nieraz straszne piłki, Amerykanin grał naprawdę świetnie. Czy Piacenza mecz wygrała czy przegrała, do Russella nie można było mieć pretensji, miał może 3 spotkania, w których grał źle. Piłka źle przyjęta? Do Russella. Inni nic nie kończą, a przeciwnik goni? Do Russella. Setowa? Do Russella. Tak to wyglądało. To, że Piacenza do końca walczyła o 4/5 miejsce to w większości jego zasługa. Bez Amerykanina biliby się pewnie o 10 z Ravenną. 
Niech przemówią liczby. W sezonie zasadniczym Russell atakował 642 razy, z czego skończył 313, co daje 49% skuteczność ataku. Patrząc na piłki jakie otrzymywał i na to, że nieraz jeszcze piłka nie wpadła w ręce rozgrywającego, a do Amerykanina już biegło 2 blokujących rywala, to naprawdę świetny wynik. Statystyki idealnie pokazują tez słabość pozostałej dwójki skrzydłowych Piacenzy. Grozer atakował 427 razy, a Trevor Clevenot 426. Sam Russell, wspierany od czasu do czasu Seyedem Mousavim wystarczył tylko na 6 miejsce. Może w kolejnym sezonie Piacenza ugra coś więcej; o ile Amerykanin dostanie lepsze wsparcie i o ile... w ogóle tam zagra.



MATEJ KAZIJSKI [NBV Verona]


Wprawdzie jego drużyna do play offów nie awansowała, ale jak tu pominąć króla Mateja? Można by wiele pisać o tym, jak wspaniały sezon grał, jak pewnym punktem zespołu był, jak wiele dawał z siebie w każdym meczu. Ale i tu najlepiej przemówią statystyki: Matej Kazijski. 36 lat. Wykonanych ataków w tym sezonie - 666. Zakończonych punktem 317 [48% skuteczności]. 33 asy, 20 bloków. Razem 370 punktów. drugi najlepiej punktujący zawodnik w zespole, Thomas Jaeschke - 265 punktów. Dziękujemy, można się rozejść;)
Tak duże obciążenie w ataku Mateja wynikało z problemów drużyny z atakującymi. Już z początkiem sezonu zespół opuścił Stephen Boyer, a jego następca, Mads Kyen Jensen nie do końca sprostał oczekiwaniom. Z kolei Thomas Jaeschke po dwóch latach przerwy w powodu kontuzji, nie mógł bardziej pomóc. W ten sposób do roli lidera pozostał tylko Kazijski. I tym liderem był. Ale to było za mało. 
NVB Verona zajęła 9 miejsce w lidze. Które zajęłaby bez Mateja? Strach sobie wyobrażać. Pewnie biłaby się o utrzymanie z Cisterną.  
Matej, ogromny SZACUN!!!



TONCEK STERN [Kioene Padova]


Kioene Padova zajęła w tym sezonie przedostatnie miejsce lidze. Jednak za ten stan rzeczy najmniej można winić pana ze zdjęcia powyżej. Toncek Stern trzymał niemal cały atak zespołu na swoich barkach, zdobywając w większości meczów mnóstwo punktów. To najczęściej atakujący siatkarz ligi. Z 713 [!] wykonanych ataków skończył 321, co daje 45% skuteczności. Wspomagający go Matia  Botollo otrzymał ich do ataku blisko 200 mniej [515], a trzeci skrzydłowy, Wojciech Włodarczyk atakował 382 razy. Wydaje mi się jednak, że tutaj Toncek Stern mógł się spodziewać, że będzie dostawać aż tyle piłek. Taka jest specyfika słabszych drużyn, że z założenia grają na jednego lidera, którym przeważnie jest atakujący. Słoweniec sobie poradził, więcej zrobić [chyba] nie mógł. 


Podsumowując, najpierw chciałabym przekazać moje wielkie wyrazy uznania, dla wszystkich wymienionych wyżej panów. Za to, że przy takiej liczbie ataków udawało im się utrzymywać skuteczność i pociągnąć swój zespół do wygranej. I że wytrzymali to zdrowotnie do końca sezonu zasadniczego. Mam jednak nadzieję, że to była taka jednosezonowa akcja. Oby w kolejnych sezonach kluby kontraktowały zawodników tak, aby nie musieć liczyć w każdym meczu tylko na tego lidera. I oby zakontraktowani zawodnicy zagrali na oczekiwanym przez klub i kibiców poziomie. Bo OK, Leon, Nimir, Rossard, Russell i Kazijski pewnie w następnym sezonie też daliby rade być "koniami pociągowymi". Ale, my już to wiemy, że oni mogą bo są najlepsi. Nie trzeba kolejnego potwierdzenia. Ja zaś chętnej obejrzałabym mecze, w których rozgrywający może tak kreować grę, że pokazać się może więcej zawodników. Będzie ładniej i ciekawiej. I dla kibiców i dla telewizji. Tego sobie na przyszły sezon życzę. 

sobota, 13 marca 2021

[Podsumowanie] Hity i kity PlusLigi

 

Sezon zasadniczy PlusLigi dobiegł końca. Sezon niełatwy, bo odbywający się w cieniu koronawirusa, który krzyżował plany treningowe i zmuszał do przesuwania wielu spotkań. Udało się jednak rozegrać wszystkie kolejki. Kibice mieli okazję obejrzeć [niestety tylko przed TV] wiele meczów świetnych, w których drużyny i zawodnicy pokazywali wszystko, co najlepsze w tym sporcie. Było też wiele meczów słabych, o których kibice chcieliby najchętniej zapomnieć. Czas więc na moje subiektywne podsumowanie. Kto zaskoczył mnie pozytywnie, a kto negatywnie? 


Drużyną, która zdominowała sezon, potwierdzając swoją klasę, ale też trochę zaskakując in plus była ZAKSA KĘDZIERZYN KOŹLE. Niby wszyscy spodziewali się po niej, że będzie w czołówce ligi, wielu stawiało ją na pozycji lidera, ale nikt nie liczył, że będą niepokonani przez 3/4 sezonu. Ich pogromcą okazała się Resovia, która 31 stycznia wygrała po tie breaku. Potem wprawdzie ZAKSA przegrała jeszcze dwa mecze, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo już dawno mieli zapewnione zwycięstwo w rundzie zasadniczej. Swoją klasę potwierdzili też zawodnicy. Benjamin Toniutti pokazał, że jest jednym z najlepszych rozgrywających świata. Był mózgiem drużyny, rozgrywał nieszablonowo i dokładnie, wyciągając ze swoich kolegów wszystko co najlepsze. Kamil Semeniuk kolejny raz potwierdził, że jest jednym z najbardziej obiecujących i utalentowanych polskich przyjmujących. W jego grze nie ma słabego elementu, co stawiało go w roli lidera zespołu w niemal każdym meczu. Podobnie można napisać o Aleksandrze Śliwka, który czarował nie tylko przeróżnego rodzaju kiwkami, ale i mocnymi atakami. Swoja robotę robił też Łukasz Kaczmarek, który nie zawiódł na pozycji atakującego. Zagrał wiele świetnych meczów i można tylko żałować, że tak świetnie jak w lidze, w reprezentacji grać nie potrafi. Klasą sam dla siebie był też Paweł Zatorski, który trzymał przyjęcie swojego zespołu, a w ataku podbijał wręcz nieprawdopodobne piłki. In plus zaskoczył Jakub Kochanowski. Po zeszłorocznym słabym sezonie w Skrze nie było już śladu. Kuba powrócił do wyśmienitej formy i w ataku i w bloku i na zagrywce, stając się [znowu] jednym z najlepszych środkowych ligi. Do tego należy dodać świetną robotę Nikoli Grbica, który znakomicie poukładał ten zespół i ani przez moment nie stracił nad nim kontroli. Wielki szacunek dla wszystkich.

Swoją klasę potwierdził też zespół JASTRZĘBSKIEGO WĘGLA, który zajął drugie miejsce w sezonie zasadniczym. Udało im się to mimo częstych rotacji na pozycji przyjmującego, wynikających z kontuzji. Jednak Tomasz Fornal, dopóki grał, był wiodącą postacią swojej drużyny. Wiele dobrego można też powiedzieć o Rafale Szymura, który jest mocno niedoceniany, a swoją pracę wykonuje naprawdę dobrze. Klasą był Jakub Popiwczak, który w obronie i ataku niewiele ustępował genialnemu w tym sezonie Zatorskiemu.  Zaskoczeniem in plus i jednocześnie prawdziwym liderem okazał się być Jurij Gładyr, który pokazał, że mimo 36 lat na siatkarską emeryturę się nie wybiera. Robił swoje na środku siatki, a w trudnych momentach ratował zespół atomowymi serwisami. Swoje robił też Mohamed Al Hachdadi, choć akurat po tym zawodniku ja spodziewałam się więcej. Szczególnie po jego buńczucznych wypowiedziach przedsezonowych. 

Po raz kolejny zaskoczeniem sezonu okazał się być TREFL GDAŃSK. Trener Michał Winiarski drugi rok z rzędu  znakomicie ten zespół poukładał. A łatwe to nie było, bo miał praktycznie w całości nową obsadę na skrzydłach. Kiedy już wydawało się, że wszystko mu "zaskoczyło", Mateusz Mika doznał kontuzji i trzeba było układać wszystko od nowa. Ale udało się! Tym większe więc chapeau bas dla "Winiara". Z doskonałej strony pokazał się Pablo Crer, który kolejny raz udowodnił, że ma "magiczny" nadgarstek i w ataku potrafi zrobić wszystko, a do tego nie zawiódł w bloku. Świetną dyspozycję potwierdził tez Marcin Janusz, który fajnie kreował grę zespołu. Rozgrywał szybko, gubiąc blok rywala i potrafił znaleźć lidera w ofensywie. Swoje zrobił również Mariusz Wlazły. Może nie grał tak, jak za swoich najlepszych czasów, ale był pewnym punktem a ataku, a jak ten element mu nie szedł, to pomagał zespołowi innym [najczęściej zagrywką]. Jego sytuacja była o tyle komfortowa, że miał wsparcie na lewym skrzydle w postaci Bartłomieja Lipińskiego, który był w tym sezonie prawdziwym liderem ofensywy swojego zespołu. Często niemal w pojedynkę ciągnął grę Trefla, atakując i efektownie i skutecznie. Jedno z największych odkryć in plus tego sezonu. 

PGE SKRA BEŁCHATÓW okazała się z kolei największym zespołowym rozczarowaniem in minus. Co z tego, że zajęli czwarte miejsce w lidze, skoro od oglądania ich gry bolały oczy? Trener Michał Gogol nie miał pomysłu, jak poukładać ten zespół, żeby "odpalił". I nawet pomoc zaprzyjaźnionego z klubem Jacka Nawrockiego niewiele tu zmieniła. Karol Kłos i Milad Ebadipour utracili gdzieś świetną dyspozycję z zeszłego sezonu. Gorzej niż zwykle zagrali Grzegorz Łomacz i Mateusz Bieniek, który straszył rywala jedynie zagrywką. W grze nie pomagały też częste rotacje na pozycji atakującego; miałam wrażenie że odbijają się one zarówno na dyspozycji Bartosza Filipiaka, jak i Dusana Petkovića. Nie wypalił tez transfer Taylora Sandera. Miał być hit, ale nie wyszedł. Bardziej kit, choć nie do końca z winy samego zawodnika. Taylor Sander długo nie mógł wejść w drużynę, bo doleczał kontuzję. A jak już wszedł, nie do końca był w stanie pomóc zespołowi na tyle, na ile powinien zawodnik jego klasy. Taylor ma problemy z dogadaniem się w przyjęciu z Kacprem Piechockim i popełnia wiele błędów w tym elemencie, o które bym go nie podejrzewała. W ataku bez zarzutu, ale mógłby pomóc bardziej, gdyby Grzegorz Łomacz dawał mu więcej piłek, których z bliżej nieznanego powodu dawać mu nie chce. Do tego Sander co chwila ma kolejne przerwy w grze z powodu mikrourazów. Ale, może w play offach pokaże swoją klasę w pełnej krasie?

Cieszy powrót na wysoką pozycję ASSECO RESOVII RZESZÓW. Po zeszłorocznej klapie, zespół przeszedł przebudowę i był to bardzo dobry i potrzebny ruch. Drużyna gra nieźle, choć nadal nie wykorzystuje w 100% swojego potencjału. Jej liderem całkiem nieoczekiwanie okazał się być Karol Butryn, którego uważam za najlepszego atakującego rundy zasadniczej i jednocześnie największe zaskoczenie in plus. To jego świetnej grze Resovia zawdzięcza wygraną w wielu meczach oraz brak całkowitej kompromitacji w przegranych spotkaniach. Karol był bardzo pewny w ataku, a i w zagrywce siał spustoszenie w szeregach rywali. Wielkie brawa należą się też dla Fabiana Drzyzgi za to, że udało mu się wykreować lidera oraz za świetną grę w elemencie zagrywki. Fabian łatwo nie miał, bo z powodu kontuzji praktycznie co chwila wypadał mu jakiś zawodnik, a on mimo to potrafił jakoś ogarnąć drużynę, aby prezentowała się chociaż przyzwoicie. Swoje zrobił też Klemen Cebulj, który wprawdzie był chimeryczny, ale wytrzymał obciążenie grą i wspomagał Karola Butryna w ataku. Pecha miał [znowu] Nicolas Szerszeń, który więcej sezonu przesiedział na ławce z powodu kontuzji niż zagrał. Największym zaskoczeniem in minus [niespodziewanie] okazał się Jeffrey Jendryk, który miał dzielić i rządzić na środku siatki, ale mu nie wyszło. Amerykanin niczym nie przypominał zawodnika, którego kibice znają z kadry - ani w ataku, ani w bloku, ani w zagrywce.

Troszkę więcej oczekiwałam po zespole VERVY WARSZAWA, który zajął ostatecznie szóste miejsce. W składzie mają trzech aktualnych mistrzów świata, ale na boisku tego nie widać. Gdyby nie wyśmienita postawa Bartosza Kwolka, który w większości meczów w pojedynkę ciągnął grę swojej drużyny, nie wiem czy zobaczylibyśmy VERVĘ w play offach. Kwolka wspomagał mocno Piotr Nowakowski, który był królem bloku i w tym elemencie nie miał sobie równych w lidze. Piotrek pomagał też w ofensywie, ale mógł bardziej, gdyby jego potencjał w ataku bardziej wykorzystał rozgrywający. Tymczasem Angel Trynidad de Haro okazał się być rozczarowaniem in minus. Nie kreował gry tylko wystawiał, a i precyzja tych wystaw pozostawiała wiele do życzenia. Zawiódł też Artur Szalpuk. Dziś nikt by nie powiedział, że w 2018 roku zawodnik ten był podstawowym graczem kadry, która zdobyła mistrzostwo świata. Artur grał tak słabo, że został "wygryziony" z "6" przez Igora Grobelnego. Igor okazał się zaskoczeniem in plus, pokazał się z naprawdę dobrej strony, grał świetnie w ataku i w wielu meczach wydatnie wspomógł Bartosza Kwolka. Było to bardzo ważne bo gra w zespole takim jak VERVA wyraźnie przerosła Michała Superlaka. Loty zdecydowanie obniżył też Damian Wojtaszek. W tamtym roku grał sezon życia. W tym nie było już tak dobrze. Może gdyby bardziej skupił się na grze niż na zbędnym gadaniu byłoby lepiej?

ALURON CMC WARTA ZAWIERCIE miał kapitalny start sezonu. Zespół grał świetną, poukładaną siatkówkę, a prym wiedli gracze tacy jak Piotr Orczyk i Mateusz Malinowski. Niestety z czasem sytuacja się zmieniła. Warta awansowała wprawdzie do play offów, ale ich gra stała się brzydka. Orczyk kompletnie zaginął, Malinowski zaczął grać w kratkę, a Maxi Cavanna przestał czarować na rozegraniu. Zawiódł kompletnie Garret Muagututia, który w ogóle nie przypominał gracza, który przebojem wszedł do szóstki reprezentacji USA w 2019 roku. Również Paweł Halaba zgubił gdzieś świetną dyspozycję z zeszłego sezonu. Oby odzyskał ją przed najważniejszymi meczami sezomu.

Ósme miejsce ŚLEPSKA MALOW SUWAŁKI to w głównej mierze zasługa Bartłomieja Bołądzia, który był odpowiednikiem Bartosza Kwolka w swoim zespole. Bołądź w większości meczów niemal w pojedynkę ciągnął atak Ślepska, będąc do tego postrachem w polu serwisowym. Josh Tuaniga pomagał ile mógł, ale mógł niewiele z powodu anemiczności zawodników na lewym skrzydle. Wielkie wyrazy uznania dla trenera Andrzeja Kowala, który poukładał ten zespół tak, że był w stanie, mimo widocznych słabości, do play offów awansować. 

Dziewiąte miejsce INDYKPOLU AZS OLSZTYN zaskoczyło, bo zespół ten w większości meczów grał naprawdę nieciekawą i nieskuteczną siatkówkę. Mieli jednak kilka spotkań, w których pokazali klasę i ograli drużyny potencjalnie lepsze od siebie. Za największy problem tej ekipy uważam chimeryczną formę wszystkich zawodników, a w szczególności Wojciecha Żalińskiego i Damiana Schultza. Przed sezonem myślałam, że ten skład osobowy ugra więcej, w połowie, że nie ugra nic, więc końcowy wynik i tak jest niezły. Wyrazy uznania dla Jędrzeja Gruszczyńskiego, który w kilku meczach pokazał się z naprawdę świetnej strony.

Pozytywnie zaskoczyła mnie gra i końcowy wynik GKS-U KATOWICE. Spodziewałam się, że będą grać o utrzymanie, a oni zajęli 10 miejsce. Wielka w tym zasługa Grzegorza Słabego, który kombinował ile mógł i udało mu się ułożyć naprawdę fajny zespół. Liderem ofensywy niespodziewanie był Kamil Kwasowski, który grał naprawdę dobrze w ataku. Na środku świetnie grał Miłosz Zniszczoł, jeden z wyróżniających się środkowych ligi, głównie w bloku. Swoje zrobił Dustin Watten. Więcej spodziewałam się zaś po Jakubie Jaroszu. To w nim widziałam lidera ofensywy Katowic. Ale nie w tym sezonie. 

Jedenaste miejsce CUPRUM LUBIN to w dużej mierze zasługa Ronalda Jimeneza. Atakujący kolumbijskiego pochodzenia był prawdziwym liderem ofensywy swojej drużyny. Bazował głównie na zasięgu i sile, ale i tak był nie do zatrzymania w większości meczu. W całym sezonie wykonał blisko 850 ataków, więc naprawdę się napracował. Dobrą robotę wykonał też Miguel Tavares, który robił co mógł, aby ułatwić zadanie Jimenezowi, a kiedy miał dobre przyjęcie potrafił zrobić wiatrak z bloku po drugiej stronie siatki. Naprawdę wielkie brawa dla obu panów. Wyrazy uznania też dla Wojciecha Ferensa i Dawida Guni

Z kolei CERRAD ENEA CZARNI RADOM są dla mnie drugim po Skrze, największym rozczarowaniem PlusLigi. Mimo posiadania w składzie wielu świetnych i utytułowanych graczy, zespół grał naprawdę brzydko i źle, co spowodowało, że przegrał aż 18 meczów. Trener Robert Prygiel długo szukał sposobu na poprawę gry zespołu, ale nie znalazł i utracił stanowisko. W zasadzie jedynym zawodnikiem, do którego nie można mieć pretensji jest Wiktor Josifow. Dawid Konarski - po dwukrotnym mistrzu świata, regularnie powoływanym do kadry, oczekuje się o wiele więcej. Podobnie po Brendenie Sanderze, który w tamtym sezonie był czołowym graczem tego zespołu. W tym również drużyna potrzebowała jego skutecznej gry na siatce, ale jej nie dostała. Jeden atak na trójbloku w meczu z Nysą, choćby nie wiem jak piękny, to [niestety] za mało. Lucas Loh okazał się być niewypałem transferowym. Spora w tym "zasługa" kontuzji, ale grał bardzo źle. Zawiódł totalnie również Michał Kędzierski. W tamtym sezonie wygryzł ze składu samego Dejana Vincica. W tym jego rozegrania były nie tylko przewidywalne, ale i niedokładne. Tych na lewe skrzydło w ogóle nie dało się oglądać. 

Drużyna STALI NYSA zasłynęła tym, że nie była w stanie wygrać żadnego z 9 tie breaków, który grała. Ale i tak osiągnęła cel i utrzymała się w lidze, choć na początku sezonu nic na to nie wskazywało. Największą zasługę ma w tym ich atakujący, Wassim Ben Tara. Tunezyjczyk polskiego pochodzenia sezon rozpoczął jako rezerwowy, ale z czasem wywalczył sobie miejsce w składzie. I pokazał, że ma świetną technikę ataku, która sprawia, że jego gra jest nie tylko widowiskowa, ale i [przede wszystkim] skuteczna. Reszta zawodników zespołu z Nysy jedynie mu asystowała. Na wyróżnienie, niestety in minus, zasługują też Zbigniew Bartman i Bartłomiej Lemański. Ten pierwszy pokazał, że ostatni jego zły sezon w Resovii nie był wypadkiem przy pracy; w Nysie również nie sprostał oczekiwaniom i w połowie sezonu rozwiązał kontrakt, aby zagrać w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Drugi z kolei nie skorzystał z szansy, aby w drużynie bez wielkich aspiracji pokazać to, do czego predestynują go świetne warunki fizyczne. Lemański z dobrej strony pokazał się jedynie w ataku. W bloku był wiatrakiem, a o jego zagrywce lepiej się nie wypowiadać.  

Niewiele dobrego można tez powiedzieć o grze MKSu BĘDZIN. Tym razem trener Jakub Bednaruk cudu nie dokonał i zespół ten słusznie spadł z ligi. Zeszłoroczny lider drużyny, Rafał Faryna nie powtórzył tak dobrego sezonu, jak poprzedni. I choć nie grał źle, to było to za mało, aby uratować Będzin przed najgorszym. Tym bardziej że wsparcie miał jedynie w chimerycznym Jose Ademarze Santana, który mecze dobre przeplatał ze słabymi. O środkowych lepiej nie mówić, rozgrywający [Thiago Veloso] też nie pomógł na tyle, ile mógł


MOJE HITY [kolejność losowa]

ROZGRYWAJĄCY: TONIUTTI, JANUSZ, DRZYZGA, TAVARES

ATAKUJĄCY: BUTRYN, KACZMAREK, BOŁĄDŹ, BEN TARA, JIMENEZ

ŚRODKOWI: KOCHANOWSKI, P. NOWAKOWSKI, GLADYR, CRER

PRZYJMUJĄCY: SEMENIUK, ŚLIWKA, LIPIŃSKI, KWOLEK

LIBERO: ZATORSKI, POPIWCZAK, WATTEN, OLENDEREK

TRENERZY: GRBIC, WINIARSKI, KOWAL, SŁABY 

DRUŻYNY: ZAKSA KĘDZIERZYN - KOŹLE, TREFL GDAŃSK

NAJLEPSZA "6": TONIUTTI - BUTRYN - KOCHANOWSKI - NOWAKOWSKI - SEMENIUK - ŚLIWKA - ZATORSKI [L]

*        *       *       *       *       *       *        *       *      *         *       *     *     *

MOJE KITY [kolejność losowa]

ROZGRYWAJĄCY: KĘDZIERSKI, DE HARO, ŁOMACZ

ATAKUJĄCY: FILIP, SUPERLAK

ŚRODKOWI: JENDRYK, LEMAŃSKI

PRZYJMUJĄCY: LOH, SZALPUK, MUAGUTUTIA, BARTMAN

LIBERO: PIECHOCKI

TRENER: PRYGIEL, GOGOL

DRUŻYNY: SKRA BEŁCHATÓW, CERRAD ENEA CZARNI RADOM, INDYKPOL AZS OLSZTYN

NAJGORSZA "6": KĘDZIERSKI - SUPERLAK - JENDRYK - LEMAŃSKI - LOH - BARTMAN - PIECHOCKI [L]