środa, 23 września 2015

W 24 godziny z nieba do piekła czyli jak piękny sen Polaków o Rio zamienił się w koszmar



POLACY NIE WYWALCZYLI PRZEPUSTEK DO RIO. To zdanie jest puentą koszmaru polskich kibiców, który rozpoczął się dzisiaj o godzinie 6.00 rano i trwał do godziny 14.00, kiedy to Amerykanie zakończyli zwycięsko swoje starcie z Argentyną. W tym momencie wszystkie nadzieje umarły i koszmar stał się rzeczywistością. Rzeczywistością niewyobrażalną jeszcze kilka godzin wcześniej. Któż bowiem się spodziewał, że zespół, który jak burza szedł przez Puchar Świata, który wygrywał mecz za meczem i  który do wczoraj dzierżył miano niepokonanego, nie wygra tej imprezy i nie awansuje do Rio? Tym razem jedna porażka okazała się być niezwykle kosztowna i zniweczyła trzy tygodnie walki i świetnej gry. Jak doszło do tego, że 10 wygranych meczów w tegorocznym Pucharze Świata nie dało awansu na Igrzyska Olimpijskie, a 4 lata temu dało go 8 zwycięstw? Oto krótkie rozważania dotyczące przyczyn takiego stanu rzeczy, połączone z podsumowaniem całej imprezy.

Kuriozalny regulamin
Jeszcze przed rozpoczęciem turnieju kontrowersje wzbudził regulamin imprezy. FIVB postanowiło, że z Pucharu Świata na Igrzyska Olimpijskie awansują JEDYNIE DWIE DRUŻYNY, a nie - jak miało to miejsce do tej pory - wszyscy medaliści, czyli trzy zespoły. Światowa federacja siatkówki chciała w ten sposób uatrakcyjnić imprezę. Mniejsza ilość przepustek do Rio miała zapewnić walkę zespołów do końca i przez to bardziej emocjonujące mecze. I udało się to. W tegorocznym Pucharze Świata o tym, kto awansuje na Igrzyska Olimpijskie, decydował ostatni mecz, co jest sytuacją bez precedensu. Były emocje, ale... Po zakończeniu turnieju, trudno nie odczuwać niesmaku i niesprawiedliwości. Nie ma on związku z tym, że "ofiarą systemu" zostali Polacy, bo tak samo byłoby, gdyby odpadli Włosi czy USA. Te trzy zespoły zdecydowanie wyróżniały się na tle reszty, przegrały zaledwie po jednym meczu i to niesprawiedliwe, że jeden z nich został z niczym. Reguły rozgrywania Pucharu Świata najlepiej skomentował legendarny trener "Złotek", Andrzej Niemczyk, który w felietonie dla "Przeglądu Sportowego" napisał"
To co wymyśliła światowa federacja, to głupota w czystej postaci. Kiedyś na igrzyska olimpijskie z Pucharu Świata awansowali wszyscy medaliści, teraz tylko dwa najlepsze zespoły. Kto na to wpadł? Jak można tak okrutnie karać brązowego medalistę prestiżowej imprezy?
Patrząc na polskich siatkarzy, którzy płakali podczas ceremonii dekoracji, trudno odmówić racji byłemu selekcjonerowi reprezentacji Polski kobiet. Medal tak prestiżowej imprezy, nawet "tylko" brązowy, powinien wyciskać łzy radości, a nie smutku. I to pokazuje, że racja jest w  przysłowiach, że "lepsze jest wrogiem dobrego" a "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane". Ciekawe czy FIVB wyciągnie z tego jakieś wnioski.


Wąskie grono pretendentów do końcowego triumfu
Przed rozpoczęciem turnieju spodziewano się, że o dwie przepustki do Rio powalczą Polacy, Amerykanie, Włosi, Irańczycy, Rosjanie i być może Argentyńczycy. Puchar Świata szybko zweryfikował te prognozy. Rosjanie okazali się być kompletnie bez formy i przegrali mecze z USA, Włochami i Polską, nie zdobywając w nich ani jednego punktu. Wewnętrznie skłócona reprezentacja Iranu też nie była w stanie wygrać żadnego spotkania z czołowymi zespołami; jedyny punkt ugrała w meczu z Polską, a z USA i Włochami nawet nie podjęła walki. Argentyna również nie miała nic do powiedzenia w meczach z potęgami. Sytuacja ta doprowadziła do wyłonienia się wąskiej grupy faworytów, co akurat dla nas okazało się przekleństwem. Polacy ograli Amerykanów, Amerykanie Włochów, a Włosi Polaków i w ten sposób trzy zespoły kończyły imprezę z 10 wygranymi i tylko jedną porażką i o miejscach w tabeli decydowało ratio, które okazało się korzystne dla USA i Włochów. Gdyby Rosjanie i Irańczycy byli w normalnej dyspozycji, mecze w czołówce z pewnością skończyłyby się nie raz podziałem punktów, co na pewno odmieniłoby obraz imprezy i być może nie doprowadziło do tak dramatycznej końcówki turnieju. Im mniej dobrze grających zespołów, tym lepiej, w tym momencie okazało się twierdzeniem nieprawdziwym. I niestety, to my, odczuliśmy to na własnej skórze.


Zbyt duża liczba setów, straconych przez Polaków w poprzednich meczach
Przed dzisiejszym pojedynkiem z Włochami było jasnym, że POLACY AWANSUJĄ, JEŚLI WYGRAJĄ DWA SETY. Dla niepokonanego dotychczas w imprezie zespołu, to wydawało się niewiele. Cóż to bowiem są dwa sety dla zespołu, który gładko ograł Amerykanów i Rosjan? Okazało się jednak, że w meczu ze świetnie dysponowanymi Włochami to było dużo... zbyt dużo. W tej sytuacji pojawiło się pytanie, co było, gdyby Polacy bardziej skupili się w meczach z teoretycznie słabszymi rywalami i nie pozwolili im ugrać seta. Dwa stracone sety z Iranem, jeden z Argentyną, Wenezuelą i Kanadą. Wygrana 3:0 z Wenezuelą, dałaby Polakom awans na IO nawet przy dzisiejszym wyniku. Gdyby nasz zespół dołożył do tego wygraną 3:1 z Iranem bądź 3:0 z Kanadą czy Argentyną, mecz w Włochami nie decydowałby o niczym. Gralibyśmy o przysłowiową pietruszkę, bo Włosi przed rozpoczęciem spotkania byliby już bez szans na Rio. Co by było gdyby... gdybanie nic nie da. Gdybyśmy awansowali na Igrzyska nikt nawet nie pamiętałby o tych setach, a tak... Trudno o nich nie myśleć... i nie gdybać.





Zgubiona w Shinkansenie forma Kurka
W pierwszych ośmiu meczach liderem naszego zespołu był Bartosz Kurek. Grał on fantastyczny turniej; niemal każda piłka, której dotykał na zagrywce czy w ataku dawała nam punkt. Ale już w pierwszym meczu w Tokio, z Amerykanami, widać było, że z formą Bartosza stało się coś niedobrego. Nasz atakujący nie był już tak skuteczny w ataku: częściej niż dotychczas był w tym elemencie blokowany, podbijany oraz popełniał więcej błędów. Kompletnie stracił też swoją siłę rażenia w zagrywce, którą nie był w stanie trafić w boisko w przeciwnika, bo - albo - zatrzymywała się na siatce, albo - lądowała daleko na aucie. Wszyscy mieli nadzieję, że słabsza dyspozycja Bartosza to wynik zmiany hali i gdy Kurek przyzwyczai się do specyficznego oświetlenia Yoyogi Stadium, odzyska swą wyborną dyspozycję. Niestety, w meczu z Japonią było niewiele lepiej. Z Włochami podobnie. Wprawdzie w tym ostatnim Bartosz zdobył aż 21 punktów (najwięcej w drużynie), ale w niczym nie przypominał zawodnika, który jeszcze niedawno demolował zagrywką rywala, atakiem wchodził w boisko jak w masło, a blok rywala nie stanowił dla niego żadnej przeszkody. Dzisiaj zawiódł w decydujących momentach w ataku, a jego zagrywka nie istniała. Bez Bartka w normalnej dyspozycji nie mieliśmy żadnych szans z Zaytsevem i spółką.


Feralny mecz z Włochami
Przegrana za trzy punkty w dzisiejszym meczu z Włochami była bezpośrednią przyczyną tego, że nie wywalczyliśmy biletu na igrzyska do Rio. Trudno jednak mieć o nią pretensje do naszych siatkarzy. Kiedy stajesz naprzeciwko tak klasowego zespołu jak Włosi, musisz liczyć się z tym, że możesz zejść z boiska pokonany, mimo iż zagrasz świetny mecz. A nasi siatkarze nie zagrali dziś najlepszego meczu w tym turnieju, było wręcz odwrotnie. Równa i na wysokim poziomie gra naszych środkowych: Piotra Nowakowskiego i (zwłaszcza) Mateusza Bieńka to było za mało na świetnie dysponowanych rywali. Falująca gra naszych skrzydłowych szczególnie rzucała się w oczy, przy kapitalnej dyspozycji Zaytseva, Juantoreny i Lanzy. Zresztą, cały włoski zespół zagrał dziś kapitalnie we wszystkich siatkarskich elementach. Nie miał chwili słabości, która pozwoliłaby nam na oddech i złapanie swojego, właściwego rytmu gry. Nasi siatkarze dzielnie i do końca walczyli, ale nie dali rady. Zresztą... Nie da się zawsze wygrywać, a każdy zespół miewa słabsze momenty. Rzadko jednak słabsze momenty są aż tak kosztowne jak nasz w meczu z Italią.


Co teraz?
Do wyjazdu na igrzyska droga wiedzie przez europejski lub interkontynentalny turniej eliminacyjny. Pierwszą szansą na wywalczenie olimpijskiej przepustki będzie turniej kontynentalny, który rozegrany zostanie w styczniu następnego roku. O awans z niego będzie jednak niezwykle trudno. Bilet na igrzyska wywalczy bowiem tylko jedna drużyna, a naszymi rywalami będą tak mocne zespoły jak Francja, Niemcy, Serbia, Bułgaria czy Rosja. Jeśli nie powiedzie nam się w  Berlinie, pozostaje nam jeszcze turniej interkontynentalny, będący jednocześnie azjatyckim turniejem kwalifikacyjnym. Na igrzyska awansują z niego trzy najlepsze zespoły plus jeden, najlepszy, zespół z Azji. Jest jednak pewne "ale". Warunkiem wzięcia udziału w turnieju interkontynentalnym jest zajęcie drugiego lub trzeciego miejsca w turnieju europejskim, co też nie będzie przysłowiową bułką z masłem.


Podsumowując. Ciężko napisać coś mądrego i odkrywczego. Można mieć pretensje do FIVB, że wymyśliła absurdalny system rozgrywek, ale on był znany już przed rozpoczęciem turnieju. Trudno mieć pretensje do naszych siatkarzy, że zawiedli w decydującym momencie, skoro dali z siebie wszystko i zagrali kapitalny turniej. Któż mógł przypuszczać, że fantastyczna seria 10 zwycięstw, przy tylko jednej porażce nie da awansu olimpijskiego? Mieliśmy po prostu niewiarygodnego pecha i... to chyba boli najbardziej. Bo gdybyśmy grali słaby turniej i przegrywali mecz za meczem, smutek byłby mniejszy. A tak pozostaje jedynie niedowierzanie i wielki, wielki żal.







niedziela, 20 września 2015

Kurek czy Anderson - czyja gwiazda jutro będzie błyszczeć?

Jutro o godzinie 10.10 rozpocznie się szlagierowe spotkanie, w którym naprzeciwko siebie staną reprezentacje Stanów Zjednoczonych i Polski. Mecz już od dawna rozgrzewa emocje kibiców, które narastają wraz ze zbliżaniem się terminu jego rozegrania. Spotkanie z całą pewnością zasługuje na miano hitu, albowiem zmierzą się w nim dwie czołowe drużyny świata, które dodatkowo nie zaznały jeszcze porażki w Pucharze Świata. Jutro niepokonaną pozostanie już tylko jedna z nich. Która?

Z matematycznego punktu widzenia większe szanse mają podopieczni Johna Sperawa. Z pięciu ostatnio rozegranych meczów, Jankesi wygrali cztery, a my tylko jedno i to dopiero po pięciu setach. W ostatnim spotkaniu, o brązowy medal Ligi Światowej, byliśmy tylko tłem dla zespołu Amerykańskiego, który gładko ograł nas w trzech setach.

Również statystyka Pucharu Świata nie przemawia za podopiecznymi Stephane Antigi, Biało - czerwoni wygrali, podobnie jak ich jutrzejsi rywale, 24 sety, ale przegrali ich "aż" 6 (Amerykanie zaledwie 2). Polacy spędzili też o wiele więcej czasu na boisku, bo aż 15 godzin. To o godzinę i 24 minuty więcej niż USA, co przy wyrównanym pojedynku może mieć istotne znaczenie. Na naszą korzyść działa mniejsza ilość popełnianych błędów na set (6,83) w stosunku do Amerykanów (7,15). W liczbie pokonanych znaczących rywali jest remis: my ograliśmy Iran i Rosję, a USA - Iran i Włochy.

Wiadomo jednak, że statystyki nie grają. W przypadku wyrównanego pojedynku istotne znaczenie może mieć doświadczenie zespołu, zmęczenie  zawodników, liczba błędów czy też wreszcie dyspozycja lidera zespołu. Zarówno Polska jak i USA to zespoły, które mają jednego konkretnego lidera. W oby przypadkach są to atakujący: po stronie amerykańskiej Matt Anderson, a po stronie polskiej Bartosz Kurek.


Matthew Anderson, 28 latek z Buffalo, to zawodnik doświadczony i ograny. Karierę rozpoczynał w koreańskim klubie Hyundai Capital Skywalkers, skąd przeniósł się na dwa lata do Włoch, do Vibo Valentia i Casa Modena. Od 2012 roku jest zawodnikiem Zenitu Kazań. Anderson zwykle gra na pozycji przyjmującego, ale w Pucharze Świata występuje jako atakujący i doskonale daje dobie radę na tej pozycji. Jego imponujący zasięg w ataku (360 cm) sprawia, że nie ma on problemu z kończeniem wysokich, sytuacyjnych piłek, a do tego dodaje znakomitą zagrywkę. Jest liderem i siłą napędową swojego zespołu, co znajduje odzwierciedlenie w statystykach. Anderson jest 6 w rankingu najlepiej punktujących zawodników turnieju, z dorobkiem 133 punktów. Na ten dorobek składa się: 107 punktów atakiem, przy skuteczności 55,44% (6 miejsce w rankingu najlepiej atakujących), 6 punktów blokiem (niesklasyfikowany w rankingach FIVB) i 20 punktów serwisem (1 miejsce w rankingu najlepiej zagrywających). A jak potrafi grać Anderson obejrzeć można w poniższym filmiku:


*     *     *     *     *


Bartosz Kurek, 27 latek z Wałbrzycha, podobnie jak jego amerykański vis-a-vis, to zawodnik doświadczony i ograny. Karierę rozpoczynał w AZS Nysa, ale szybko przeniósł się do dobrych klubów, takich jak ZAKSA Kędzierzyn i Skra Bełchatów. Próbował swoich sił również w klubach zagranicznych: rosyjskim Dynamo Moskwa i włoskim Lube Banca Macerata. W przyszłym sezonie zagra w zespole mistrza Polski, Asseco Resovii. Kurek od początku swojej kariery miota się miedzy pozycją przyjmującego a atakującego, choć sam chyba preferuje tą drugą, gdyż - jak twierdzi - przyjmować to on nie umie. W Pucharze Świata gra jako atakujący i jest gwiazdą na swoje pozycji. Jego świetny zasięg (352 cm) pozwala mu kończyć najtrudniejsze piłki, a atomowy serwis bywa nie do przyjęcia dla przeciwników. Kurek jest 4 w rankingu najlepiej punktujących zawodników turnieju, z dorobkiem 137 punktów. Na ten dorobek składa się:105 punktów atakiem, przy skuteczności 53,30% (11 miejsce w rankingu najlepiej atakujących), 14 punktów blokiem (9 miejsce w rankingu najlepiej blokujących) i 18 punktów serwisem (3 miejsce w rankingu najlepiej zagrywających). W poniższym filmiku zobaczyć można najlepsze akcje Bartosza:



Jak wypada bezpośrednie porównanie? 
Zarówno Kurek jak i Anderson to zawodnicy typowo ofensywni, obdarzeni świetnym zasięgiem, kapitalnym atakiem i serwisem. Pod względem osiągnięć reprezentacyjnych zdobycze obu panów są podobne, z delikatną przewagą po stronie naszego atakującego. Kurek to mistrz Europy 2009 i złoty medalista Ligi Światowej 2012; Anderson to mistrz strefy NORDECA 2013 i złoty medalista Ligi Światowej 2014. Obaj grali na Igrzyskach Olimpijskich, Mistrzostwach Świata i Pucharze Świata. Pod względem doświadczenia reprezentacyjnego, również jest ono podobne. Według oficjalnej strony FIVB Kurek rozegrał 198 meczów w reprezentacji Polski, a Anderson 152 mecze w reprezentacji USA. Obecna forma zawodników również jest podoba - wysoka. Obaj plasują się w czołówkach rankingów FIVB. Mają zbliżona liczbę zdobytych punktów. W ataku minimalnie skuteczniejszy jest Anderson, podobnie jak i w zagrywce. Kurek jest zaś zdecydowanie lepszy w bloku. 

Który jutro będzie lepszy?
Trudno powiedzieć. Jeśli ich dyspozycja jutro będzie podobnie dobra jak dotychczas, to uważam, że stoczą między sobą wyrównaną rywalizację, która może być ozdobą pojedynku. Myślę jednak, że w decydujących momentach przewaga będzie po stronie Bartosza Kurka, który rozegrał więcej meczów z mocnymi przeciwnikami niż Anderson. Nie bez znaczenia będzie też kondycja psychiczna. Nie wiadomo jak w momencie gry na tzw "styk" z presją poradzi sobie Matt Anderson. Amerykanin niedawno cierpiał na depresję, z której powodu zmuszony był zrobić sobie przerwę w karierze. Szansa na to, że Andersonowi w ważnym momencie zadrży ręka jest więc większa niż w przypadku Kurka i to może być przysłowiowym "języczkiem uwagi".

Mój typ: 
3:2 dla Polski; w przypadku słabszej dyspozycji Andersona 3:1 dla Polski.

A jak będzie? Zobaczymy jutro:)

poniedziałek, 14 września 2015

Wielki powrót czyli Bartosz Kurek gwiazdą Pucharu Świata

Rok temu, kiedy nasi siatkarze zdobywali mistrzostwo świata w siatkówce, Bartosza Kurka w kadrze nie było. Plotkowano o trudnym charakterze zawodnika, który miał gwiazdorzyć i nie mieć szacunku do ówczesnego trenera reprezentacji, Stephane'a Antigi. Nikogo więc nie zdziwiło, gdy francuski selekcjoner naszej kadry podjął decyzję o usunięciu Kurka z drużyny, choć umotywował ją względami sportowymi, a nie dyscyplinarnymi. Decyzję ryzykowną, bowiem na głowę Antigi posypały się gromy ze strony ekspertów, dziennikarzy i niektórych byłych reprezentantów Polski. Było jasne, że jeśli na światowym czempionacie polegniemy, trener znad Sekwany zapłaci za to głową, a cały polski światek siatkarski przez najbliższe lata będzie dyskutował o tym, co by było gdyby Bartosz w kadrze był. My zdobyliśmy jednak mistrzostwo świata, zagraliśmy znakomity turniej i nikt nie miał powodu, aby krytykować selekcjonera. Wynik obronił jego decyzje personalne i w momencie świętowania sukcesu o Kurku nikt nie wspomniał ani słowa.

Aż do rozpoczęcia tegorocznego sezonu reprezentacyjnego...

Największym obecnie problemem polskiej reprezentacji jest brak klasowych zawodników grających na pozycji atakującego. Mamy jedną wielką gwiazdę - MVP zeszłorocznych mistrzostw świata, Mariusza Wlazłego. On jednak, już podczas zakończenia zeszłorocznego czempionatu powiedział, że jego przygoda z reprezentacją Polski kończy się w tym momencie definitywnie. Czas nie wpłynął na zmianę jego zdania, co wymusiło konieczność poszukiwania zawodnika, który godnie zastąpiłby Wlazłego na tej pozycji. W ten sposób powrócił temat Bartosza i jego powrotu do kadry Polski.

Za powrotem Bartosza do drużyny narodowej, byli zarówno kibice, jak i eksperci siatkarscy. Kurek to utytułowany i ograny na arenie międzynarodowej zawodnik, o wielkich umiejętnościach siatkarskich, którego śmiało można nazwać gwiazdą. Kiedy jest w dobrej formie potrafi w pojedynkę rozbić rywala atakami i atomowymi serwisami. Naszej kadry, po odejściu Wlazłego, Winiarskiego, Ignaczaka i Zagumnego, nie stać było na dobrowolną rezygnację z zawodnika takiego formatu jak Kurek. Pojawiły się jednak dwa pytania: 1) Czy trener Antiga będzie chciał współpracować z graczem o tak trudnym charakterze, który już raz  "zalazł mu za skórę"? oraz 2) Czy Kurek nie uniesie się urażoną dumą i nie odrzuci powołania..?

Stephane Antiga zaraz po zakończeniu mistrzostw świata mówił, że przed nikim nie zamyka drzwi do kadry, co dawało nadzieję, że temat "Kurek w kadrze" nie jest wizją utopijną. Ale sprawa ruszyła z miejsca, kiedy Bartosz udzielił wywiadu "Przeglądowi Sportowemu", w którym wyraził chęć powrotu do kadry. "Wiele razy powtarzałem, że dla mnie gra w reprezentacji to przyjemność i honor. Nie występuję w niej ani dla trenera, ani dla kasy" - powiedział siatkarz. Bartosz nie wykluczył też możliwości zmiany pozycji. "Wszystko zależy od decyzji trenera. Najpierw trzeba otrzymać powołanie, a przede wszystkim prezentować dobrą formę, żeby mieć oczekiwania co do konkretnej pozycji na boisku. Na razie koncentruję się na tym, aby otrzymać powołanie".  Ta deklaracja nie pozostała bez odzewu. "Jesteśmy z Bartkiem w kontakcie. Bierzemy go pod uwagę przy powołaniach, nie wykluczamy, że mógłby zagrać na nowej pozycji" - powiedział Antiga. I dotrzymał słowa; Kurek znalazł się na liście powołanych na Ligę Światową 2015.

W tegorocznej edycji Ligi Światowej Bartosz Kurek występował jako atakujący. I pokazał, że decyzja o zmianie pozycji nie była zła. Kurek nigdy nie był orłem w przyjęciu, a grając po przekątnej z rozgrywającym mógł pokazać tylko swoje największe atuty czyli świetny atak i zagrywkę. I udało się to znakomicie. W samej rundzie interkontynentalnej zdobył aż 209 punktów i został najlepiej punktującym zawodnikiem tej fazy turnieju, wyprzedzając Thomasa Edgara i Ricardo Lucarelliego. W turnieju finałowym w Rio de Janeiro dołożył do tego 73 punkty, co dało mu 5 miejsce w klasyfikacji najlepiej punktujących zawodników turnieju.

Ale turniejem, który potwierdził słuszność powołania Bartosza Kurka, jest trwający obecnie Puchar Świata w Japonii. Atakujący stanowi o sile napędowej naszej kadry i jest jedną z największych gwiazd turnieju. W pięciu rozegranych dotychczas meczach, dwukrotnie zdobywał nagrodę MVP, a  prawdziwy popis gry dał w meczu z Rosją, w którym to jego wyśmienita gra dała naszemu zespołowi zwycięstwo. Bartosz zdobył 25 punktów: 19 atakiem, 3 blokiem i 3 serwisem. Jego dorobek punktowy w pozostałych meczach to: 13 punktów w meczu z Tunezją, 23 punkty w meczu z Argentyną i 19 w meczu z Iranem. Łącznie Bartosz ma na swoim koncie już 81 punktów co daje mu 5 miejsce w rankingu najlepiej punktujących.

Grą Kurka zachwycają się media i kibice na całym świecie. A on pokazuje, że trener nie pomylił się stawiając na niego i że słusznie otrzymał drugą szansę. I tak, jak rok temu, po sukcesie na mistrzostwach świata, pisano i mówiono, że kadra nie potrzebuje Kurka, tak teraz pisze się i mówi, że jest on kadrze niezbędny. Pokazuje to kolejny raz, że łaska kibiców, dziennikarzy i ekspertów na pstrym koniu jeździ i że w ciągu roku można awansować od zera do bohatera...

Przed naszą kadrą jeszcze sześć meczów w Pucharze Świata. Nasza reprezentacja jest jednym z faworytów tej imprezy, a patrząc ma ich formę i postawę na boisku, można śmiało powiedzieć, że ma wielką szansę nawet na wygraną. Jeśli tak by się stało, to Kurek będzie jednym z pretendentów do nagrody MVP turnieju. Po zeszłorocznych niepowodzeniach tytuł ten miałby dla niego na pewno wielką wartość.