Zaczęło się już w poniedziałek, kiedy siatkarze nie pojawili się na zaplanowanej wcześniej wizycie u prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Powód był prosty: samolot, którym wracali nasi siatkarze, miał ponad godzinne opóźnienie, przez które również opóźniły się inne uroczystości. I tak godzinę przed zaplanowanym pojawieniem się w Pałacu Prezydenckim nasi złoci chłopcy byli na konferencji prasowej w Pałacu Kultury i Nauki. Nie było fizycznej możliwości, aby zdążyli przebrać się i zdążyć punktualnie na 19.30. To jednak nie przekonało, ani polityków, ani dziennikarzy, którzy uznali, że siatkarze w ten sposób znieważyli (sic !!!) głowę naszego państwa, bo mimo wszystko powinni byli pójść. Co "lepiej poinformowani" dziennikarze zaczęli też doszukiwać się teorii spiskowych, twierdząc, że całą sprawa była ukartowana przez polityków PO, którzy mieli zabronić naszym siatkarzom pójść do prezydenta.
Całą sprawa jest żałosna i kompromituje urzędników kancelarii prezydenta i Polskiego Związku Piłki Siatkowej, którym nie przyszło do głowy, że nasi siatkarze po 11 dniowych zmaganiach i krótkiej nocy (o 6 rano mieli wylot z Turcji) mogą być po prostu zmęczeni i nie dać rady wytrzymać bez chwili odpoczynku do 21 (bo pewnie o tej godzinie skończyłyby się uroczystości w Pałacu Prezydenckim). Czy nie dało się ustalić spotkania na jakiś inny dzień? Czy naprawdę nasze najwyższe władze muszą brać udział w wyścigu pt "Kto pierwszy ten ważniejszy" i używać sportowców do własnych politycznych rozgrywek? Tak to chyba tylko w Polsce można.
Ciekawy był też stosunek dziennikarzy , którzy niemal jednogłośnie potępili siatkarzy, za "branie udziału w targach politycznych" , oraz "znieważanie prezydenta, a przez to narodu polskiego". Zwłaszcza to ostatnie jest bardzo ciekawe. Bowiem jeśli do prezydenta nie poszedłby przysłowiowy Jan Kowalski, żaden z dziennikarzy by go za to nie potępił. Więcej, pochwaliłby, za odwagę w wyznawaniu przekonań i podejmowanie własnych decyzji. Z kolei jak siatkarze nie poszli to była wielka sprawa. Rozumiem więc, że Zagumnego, Plińskiego, Bąkiewicza i spółkę obowiązują inne zasady niż przeciętnego Kowalskiego i im prawo do demonstrowania własnych poglądów nie przysługuje. Cóż bardzo to ciekawe. Jednak ja jako jedna z osób tworzących naród polski nie czuję się znieważona tym, że nasi siatkarze do prezydenta nie poszli. I bardzo proszę dziennikarzy, aby nie przemawiali w moim imieniu, przypisując mi poglądy, których nie mam. Aha i jeszcze jedno - nasi siatkarze byli już u prezydenta w 2006 roku, wiec Wasze sugestie jakoby nie szanowali Lecha Kaczyńskiego, możecie sobie między bajki włożyć. Założę się też ze gdyby chłopaki przyszli do prezydenta w strojach sportowych oberwaliby od Was za "brak szacunku dla urzędu prezydenta przez pojawienie się w niestosownym stroju". Tak źle i tak niedobrze.
Kolejna afera wokół siatkarzy rozpętała się nazajutrz, kiedy to mistrzowie zjawili się na śniadaniu u premiera Donalda Tuska. Rozpętała się ona o odznaczenia (Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski), które szef rządu w imieniu prezydenta wręczył naszym Złociakom. W czym był problem? Ano w tym, że nie zostały one przypięte do strojów siatkarzy, a wręczone w pudełeczkach. Minister prezydenckiej kancelarii Paweł Wypych uznał w wypowiedzi dla RMF FM przekazanie odznaczeń w futerałach za "niefortunne". "W ten sposób odznaczenia przekazuje się w przypadku wręczenia odznaczeń przyznanych pośmiertnie komuś z rodziny czy komuś bliskiego - powiedział. W odpowiedzi Centrum Informacyjne Rządu stwierdziło, że sportowcy, którym Prezes Rady Ministrów wręczał odznaki Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski byli w trakcie uroczystości ubrani w stroje sportowe, zatem założenie orderów na takie stroje byłoby naruszeniem obowiązujących przepisów. Odpowiedz ministra Wypycha była następująca:
Decyzja o tym w jakim stroju przyjdą na uroczystość należała do siatkarzy i działaczy. Ja jednak nie spotkałem się z sytuacją, żeby odznaczenia nie były przypinane. Najważniejszy jest sukces siatkarzy i to, że prezydent przyznał im odznaczenia. Żadne przepychanki nie powinny przyćmić ich sukcesu.Powiem tak: Szanowny Panie Ministrze, skoro nie znał Pan do końca zasad przekazywania odznaczeń państwowych, to może najpierw trzeba było się upewnić, zanim zarzucił Pan ten błąd? Zapewnianie, że przepychanki nie powinny przyćmić sukcesu siatkarzy brzmi jak ponury żart w momencie, gdy Pan i jego koledzy politycy zrobiliście sobie z niego przedmiot targów politycznych. Nie dziwi wiec następująca wypowiedź Piotra Gruszki:
Ktoś próbuje nas wykorzystać do swoich przepychanek. W środę przyszliśmy spotkać się z premierem i wiedzieliśmy, że wręczy nam medale. Przecież byliśmy w sportowych strojach. Jest różnica między garniturem, a ubiorem zawodnika. Na mecz przecież nie poszedłbym w koszulce z orderem
Źródło: gazeta.pl
Skończyli politycy - zaczęli dziennikarze. I nie chcę tu mówić o tych zwykłych, którzy zapraszali siatkarzy do swoich programów tylko po to by pomówić o ich sukcesie. To normalne, choć drażnił fakt, że dziennikarze nie potrafili poprawnie nauczyć się imion i nazwisk 14 zawodników i ich trenerów i ciągle je przekręcali. Problem pojawił się, kiedy za siatkarzy wzięli się dziennikarze sportowi. Oto efekty ich "twórczości"
1.)
Siatkówka jest to generalnie gra plażowa, w której możemy być nawet mistrzami, a i tak nikt dla niej nie umrze. W siatkówkę - przysięgam, podobnie jak w piłkę ręczną - grają lamusy. Goście, którzy do niczego się nie nadają i mają zazwyczaj zwolnienia z WF-u. Wielcy, niezgrabni, wychowani na kurczakach, tyle tylko że ładni - Paweł Zarzeczny, Polska The Times.Jak to przeczytałam to nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. Ale chyba jedno i drugie. Płakać należy nad tym, że jedna z największych gazet w Polsce płaci dziennikarzowi za wypisywanie takich bredni i jeszcze je drukuje. A śmiać to można się z poziomu dziennikarstwa Pana Redaktora a raczej jego braku. Ja życzę Panu Redaktorowi spotkania na ulicy z "lamusem" Gruszką lub Siódmiakiem, choć domyślam się, że nawet spotkanie z filigranowym Wlazłym mogłoby sie dla Pana Redaktora źle skończyć. Na temat bzdurnego tekstu o zwolnieniach z wf się nie wypowiem, bo szkoda komentować takich idiotyzmów. Wielcy, niezgrabni, wychowani na kurczakach, tyle tylko że ładni - tylko tyle i aż tyle Panie Redaktorze. Siatkarze to ludzie inteligentni i zazwyczaj potrafią wylegitymować się dyplomem wyższej uczelni. Ponadto regularnie biorą udział w wielkich imprezach i zazwyczaj nie przynoszą nam na nich wstydu. Są zupełnym przeciwieństwem naszych - pożal się Boże - kopaczy, którzy nie dość, że kompletnie nie potrafią grać w piłkę na najwyższym poziomie i kompromitują się na mistrzowskich imprezach, to jeszcze nie potrafią poprawnie wypowiedzieć się w mediach, jak mają maturę to sukces i nie mają za grosz klasy i szacunku dla naszego kibica. Niech Pan się nimi zachwyca nadal, a siatkarzom da spokój. Miłego bazgrolenia.
2)
Przed mistrzostwami Europy nikt w nas nie wierzył, nikt nie spodziewał się, że zdobędziemy medal – oznajmił w jednym z wielu wywiadów po Euro Michał Bąkiewicz. Nieprawda Michale. Byli tacy, którzy spodziewali się waszego medalu, co więcej nawet go przepowiedzieli...
W myśl zasady „nikt nie pochwali cię tak dobrze, jak ty sam siebie” postanowiliśmy pochwalić się dzisiaj naszą przenikliwością. Zwłaszcza, że jesteśmy w posiadaniu plików komputerowych, które niezbicie i jednoznacznie dowodzą, że portal supervolley.pl wierzył w polskich siatkarzy
Kamil Drąg, supervolley.pl.
Mówiąc żartem. Ja na moim blogu napisałam kiedyś, że Michał, Bartek i Piotrek sobie poradzą, a kiedy indziej, że zdobędziemy złoto Mistrzostw Europy. Chyba zacznę domagać się od Bąkiewicza i Gruszki publicznych przeprosin, bo ja Kasia, wierzyłam!
dziennikarze są chętni do wypominania, kto się mylił, ale samemu przyznać się do błędu nie potrafią. O co mi chodzi. Pan Redaktor Drąg zastosował bardzo fajny zabieg psychologiczny: w żartobliwym tonie (żeby nikt nie mógł się doczepić) wypomniał błąd jednemu z siatkarzy, podając jednocześnie przykłady na to jak to on i jego Redakcja w siatkarzy wierzyli. Brawo Panie Redaktorze! I pytanie: co ma Pan do powiedzenia o tym tekście? Może nim też Pan się pochwali? Tylko, że chyba nie ma czym, bo pokazuje on dokładnie, jaka była Pana "wiara" w umiejętności Bąkiewicza i Gruszki. A wyglądała ona tak:
Z budowanej przez Daniela Castellaniego reprezentacji los wyrwał dwa filary. Bez nich budowla się nie zawali, ale nie będzie ani stabilna, ani pewna. Będzie miała w sobie więcej z prowizorki, niż ze skończonej, doskonałej konstrukcji.Doprawdy, Pańska wiara była wielka Panie Redaktorze.
Zastąpić Wlazłego i Winiarskiego jest rzeczą niemożliwą. Obaj są kluczowymi zawodnikami w swoich klubach i w drużynie narodowej, obaj nie mają w Polsce godnych zmienników.
„Grucha” jest przyjmującym, tylko okazjonalnie rzucanym do walki na innym odcinku. Na pewno nie zawiedzie, ale nie wyniesie też reprezentacji na poziomy, dostępne tylko zdrowemu i będącemu w najlepszej formie Wlazłemu
Teraz na „Bąku” spocznie ciężar grania w podstawowym składzie. Czy sobie poradzi? Czy oprócz atutów, z których świetnie go znamy, będzie potrafił dorzucić także skuteczną grę w ataku? Jeśli nie da sobie rady, zastąpi go Michał Ruciak, który reprezentacyjnego doświadczenia ma tak samo mało jak niezwykle ważnych pod siatką „centymetrów”.
3)
Zagumny, Winiarski, Kurek, Pliński, Możdżonek, Wlazły, Gacek lub Ignaczak, a w rezerwie: Świderski, Gruszka, Bartman, Woicki, Bąkiewicz i Kadziewicz. Za rok we Włoszech, jeśli kontuzje znów nie zdziesiątkują naszej kadry, właśnie taki skład możemy wystawić w mistrzostwach świata- Robert Małolepszy, Polska The Times.Spytam tak. Panie Redaktorze, na jakiej podstawie sadza Pan dwóch naszych najlepszych zawodników, którzy ciągnęli nam grę na Mistrzostwach Europy, mianowicie Bąkiewicza i Gruszkę, - na ławie? Jakim prawem Winiarski i Wlazły dostali od razu miejsce w szóstce i za co? Za nazwisko? A może skoro w "tureckim" ustawieniu szło nam tak dobrze, to właśnie Bąkiewicz i Gruszka powinni być podstawowi? Dlaczegóż to Wlazły i Winiarski mieliby nie postać w kwadracie? Czy coś stoi na przeszkodzie? Bąkiewicz i Gruszka siedzieli przez wiele lat i korona im z głowy nie spadła.
Największym atutem "Szampona" byłaby zagrywka. Z wyskoku biją wprawdzie Bąkiewicz, Pliński i Kurek, ale żaden nie ma tak regularnego serwisu jak Mariusz - Robert Małolepszy, Polska The Times.
Doprawdy korzyść ogromna. Jeden as w stosunku do 8 zepsutych. Regularną zagrywkę to Wlazły miał rok temu, teraz asa zdobywa bardzo rzadko, za to dużo psuje. Porównując jego zagrywkę do Bąkiewicza, Kurka czy Plińskiego porównanie to wypada na ich korzyść. Bo Bąkiewicz, Kurek i Pliński, gdy im nie idzie w zagrywce mocnej potrafią ja zmienić na lżejszą, kierunkową; Wlazły nadal bije na oślep.
"Winiar" ma tę przewagę nad Michałem Bąkiewiczem, którego może zastąpić w złotej drużynie z Izmiru, że jest od niego wyższy. To zaś oznacza, że nasz blok będzie złożony z samych wysokościowców -Robert Małolepszy, Polska The Times.Jeśli wzrost to jedyny argument przemawiający za Winiarskim to padam śmiechem. Powód? Bąkiewicz ma 196/197 cm, Winiarski - 200. Naprawdę, te 3 cm nas zbawią jak nic.
Winiar" to jeden z trzech najlepszych przyjmujących świata, praktycznie bez słabych punktów. Nie radził sobie tylko z wciskaną mu na siłę pozycją lidera drużyną, w jakiej chcieliśmy go widzieć zarówno podczas igrzysk w Pekinie, jak i poprzednich mistrzostw Europy.Skoro Winiarski nie radzi sobie z pozycja lidera to może lepiej go do kadry nie powoływać. Bo od kogo mamy oczekiwać, że będzie liderem naszej drużyny jak nie od doświadczonej gwiazdy ligi włoskiej? I to niby ta presja lidera ma przejść na najmłodszego w drużynie Kurka i on ma sobie z nią poradzić? Bez komentarza.
Ale gdy w kadrze będzie Kurek, obdarzony jeszcze lepszymi możliwościami ofensywnymi, to Michał nie zawsze będzie musiał dostawać najważniejsze piłki Robert Małolepszy, Polska The Times.
Żal mi naszych Złociaków, z których sukcesu politycy i dziennikarze urządzili sobie igrzyska ku większej popularności. Ale najbardziej zal mi Michała Bąkiewicza i Piotrka Gruszki. Jak mieliśmy problemy kadrowe, oni nas podratowali. To głównie dzięki ich świetnej grze z Turcji wywieźliśmy ten historyczny sukces. Kiedy wygrywali dla nas mecze, wszyscy nosili ich na rękach. A teraz? Teraz odsyłani są na ławę, bo wracają "gwiazdy", a one przecież siedzieć na ławie nie mogą. Żal mi Bartka Kurka, który miałby przejać rolę lidera kadry, bo Winiarski "nie lubi grać z presją". Zasadzie "Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść" mówię stanowcze NIE. Wstyd mi za niektórych dziennikarzy. Nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni. Mam jednak nadzieję, że Trener Castellani nie zasugeruje się opiniami dziennikarzy i nie będzie miał oporów przed posadzeniem na ławce gwiazd jak będą w słabej formie.
Michał Bąkiewicz!
Piotr Gruszka!
Bartosz Kurek!
Jestem z was dumna.
Dziękuje.
Znalazłam ten blog przez przypadek na googlach, pzreczytałam całość. Super to wszystko ujęłaś. Ciesze się, ze sa tacy ludzie co doceniają tych niedocenianych. Wprawdzie chodzi mi akurat o innego zawodnika, ale to się Jego też tyczy.
OdpowiedzUsuńOby więcej takich ludzi. Pozdrawiam
Żona zawodnika