"Się jej przypomniało po tylu latach" - pomyślą pewnie osoby, które zobaczą tu ten wpis. Fakt, sama jestem tym zdziwiona, że po 5 latach posuchy, znowu tu coś piszę. Kiedy dzisiaj weszłam na tego bloga, bardziej kierowałam się względami sentymentalnymi. "O rany, ja tu pisałam? Naprawdę? Ciekawe jakie głupoty wytworzyłam i czy bardzo będę się dziś ich wstydzić?" - takie były moje myśli, kiedy otwierałam post za postem i czytałam moje przemyślenia sprzed lat. Wstydu jednak nie było. Nawet dzisiaj, z ponad 10 lat większym bagażem doświadczeń, nadal utożsamiam się z większością zaprezentowanych tutaj poglądów. Może jedynie niektóre ubrałabym w ciut inne słowa. Ale to wszystko.
"Nie miałabym nic przeciwko temu, aby wreszcie w siatkówce zaczął wygrywać ktoś inny. Najlepiej oczywiście Polska, ale jeśli to niemożliwe, to - każdy, byle nie Kanarki" - to słowa z mojego postu z 29 czerwca 2010. Dziś marzenia te są rzeczywistością. Reprezentacja Polski nie jest już drużyną regularnie "bitą" przez potentatów. Opisywane przeze mnie "Kanarki" też już są nam niestrasznie, odkąd pokonaliśmy ich w finałach MŚ 2014 i 2018. Dzisiaj to reprezentacja Polski jest dwukrotnym mistrzem świata i regularnie zdobywa medale mistrzostw Europy, Pucharu Świata i Ligi Narodów. Grają w niej zawodnicy, uważani za gwiazdy światowej siatkówki; w tym najlepszy siatkarz świata Wilfredo Leon. Jesteśmy zaliczani do faworytów każdej imprezy, na którą się udajemy i te aspiracje potwierdzamy na boisku. W bogatej medalowej kolekcji brakuje nam jedynie olimpijskiego krążka, który może uda nam się zdobyć za rok. Wszystko pięknie, ładnie. O takiej kadrze marzyłam, kiedy przed laty zaczynałam pisać tego bloga. Dreams comes true. Powinnam więc czuć radość i dumę. No właśnie - powinnam. Problem w tym, że nie czuję. No właśnie.
Kiedy zaczynałam przygodę siatkówką jako kibic reprezentacji, o sile naszej drużyny stanowili gracze tacy jak Paweł Zagumny, Sebastian Świderski, Dawid Murek, Michał Winiarski, Mariusz Wlazły Daniel Pliński, Łukasz Kadziewicz, Krzysztof Ignaczak, Piotr Gruszka etc. Miałam też swoich ulubieńców, którymi byli Michał Bakiewicz, Łukasz Żygadło, Robert Prygiel i Wojtek Grzyb. Większość z nich jednak już pokończyła swoje kariery, jedynie "Szampon" i "Ziomek" jeszcze grają. Żeby było jasnym. Rozumiem, że moi faworyci [niestety] nie będą grać wiecznie i wraz z upływem czasu będą kończyć swoje kariery, a w ich miejsce pojawią się nowi. Taka jest kolej rzeczy. Problemem jednak dla mnie jest zachowanie tych nowych, z którym w większości trudno mi się identyfikować i które sprawia, że nie czuję do nich sympatii. Dawniej jedynym zawodnikiem kadry, za którym nie przepadałam był Mariusz Wlazły. Resztę mniej lub bardziej lubiłam. Dzisiaj tych których naprawdę lubię, policzyłabym na palcach jednej ręki. Reszta jest mi obojętna, a kilku wręcz nie cierpię i kiedy widzę ich na boisku, mam problem z dopingowaniem naszej drużyny. To dla mnie, jako wieloletniego kibica siatkówki, tragedia.
Kiedy w 2018 roku nasi siatkarze zdobyli drugi tytuł mistrzów świata, skakałam i płakałam na przemian. Ze szczęścia. Jednak po tym drugim tytule, z całym środowiskiem siatkarskim COŚ się stało. I to coś nie jest dobre. Większość zawodników, dziennikarzy i kibiców w euforii odpłynęła i nie chce wrócić. Wygłasza opinie i prezentuje zachowania, które mnie szokują. Co razi mnie najbardziej? Wszechobecny brak szacunku dla przeciwnika. Ja rozumiem - jesteśmy dwukrotnymi mistrzami świata. Mamy więc prawo czuć pewność siebie i być przekonanym o swojej sile. Tyle, że między pewnością siebie a megalomanią jest spora różnica. A ostatnio dla kibiców, dziennikarzy i [mam wrażenie] większości siatkarzy, każdy nasz rywal to "leszcz, którego spierzemy w godzinę z prysznicem". Złości mnie to. Podobnie jak przekonanie, że skoro jesteśmy dwukrotnymi mistrzami świata to wolno nam więcej niż innym, np. organizować turnieje "pod siebie". Za takie coś kiedyś [słusznie] krytykowaliśmy [i nadal krytykujemy] innych. Skrytykuj jednak za to naszych, a zostaniesz "zdrajcą narodowym". Zresztą nie tylko za to. Po MŚ kilku naszym zawodnikom kibice nadali status "Boga". A ci chyba w to uwierzyli. Bo od tego co wygłaszają, można się załamać. I tu najbardziej szokuje mnie kapitan naszej reprezentacji, który zasłynął na całym świecie stwierdzeniem, że Irańczycy to "zwykli leszcze, a w dodatku fatalni, złośliwi i chamscy ludzie i jako naród dla niego nie istnieją". Oczywiście, po tych słowach znalazł rzeszę obrońców. Podobnie jak po tych, że "panika w związku z koronwirusem jest trochę przesadzona". To wszystko sprawia, że naprawdę trudno mi lubić obecną kadrę. Kiedy słyszę z ust naszych rywali zadowolenie, że udało im się pokonać "butnych Polaków", czuję smutek, ale i zrozumienie. Bo sama też ich za takowych uważam. I przez to jest mi jeszcze bardziej smutno.
Kiedyś, poza Polską, kibicowałam reprezentacjom Francji, Serbii i USA. Dziś do Serbii czuje mniejszą sympatię, a do grona moich FAV dołączyła Słowenia. Powiem więcej - te reprezentacje lubię obecnie o wiele bardziej niż naszą. Kiedyś zastanawiałam się, którym z zawodników tych drużyn mogłabym powiedzieć przez "pan". Doszłam do wniosku, że większości zawodników Amerykańskich [wszystkim z podstawowej "6"], Francuskich i Słoweńskich, ale z polskich tylko kilku. Dawniej gdy graliśmy z którąś z tych drużyn, trzymałam kciuki, żeby nasi wygrali i rywale grali dobrze. Dziś, jeśli nasi z nimi przegrywają, w ogóle nie robi to na mnie wrażenia, a wręcz sprawia mi satysfakcję. Ostatnio przyłapałam się na tym, że kibicowałam Brazylii w meczu z nami. Tak, tym Kanarkom, których kiedyś tak nie znosiłam. Wściekła za to na samą siebie wyłączyłam TV. Tyle, ze to nic nie zmieniło, bo przegrana naszego zespołu w tym meczu, wcale mnie nie zasmuciła.
Podsumowując moje wywnętrzenia. Tak jak napisałam w tytule - czas zmienił wszystko. Ale liczę też, że ponownie to zmieni. Że stanie się coś i będę znowu mogła z normalnie, od serca kibicować naszym. Że środowisko przestanie wygłaszać irytujące mnie opinie i zrozumie, że duma z sukcesów naszej kadry nie daje prawa do lekceważącego traktowania innych. Że skończą się opinie, za które jest mi wstyd przed kibicami z innych krajów. Oby nastąpiło to jak najszybciej.