niedziela, 19 września 2010

Pożegnań ciag dalszy - Katarzyna Skowrońska



Ostatnie sezony nie są zbyt szczęśliwe dla kibiców siatkówki, którzy praktycznie co roku muszą godzić się z odejściem kolejnych zasłużonych zawodników. Tym razem wypadło na Katarzynę Skowrońską. Gwiazda polskiej i europejskiej siatkówki, dwukrotna mistrzyni starego kontynentu nie pojedzie na mistrzostwa świata do Japonii - taką decyzję podjął trener Jerzy Matlak. Czy oznacza to całkowity koniec kariery reprezentacyjnej popularnego "Skowronka"?

Tego nikt się nie spodziewał. Wprawdzie turnieju World Grand Prix Skowrońska do udanych zaliczyć nie mogła, ale to doświadczona zawodniczka o wielkich umiejętnościach. Żaden siatkarz czy siatkarka nie jest w stanie grać optimum przez cały sezon, dlatego wiekszość kibiców podeszła ze zrozumieniem do słabszej dyspozycji naszej atakującej. Mniej wyrozumiały okazał się szkoleniowiec biało - czerwonych. Jerzy Matlak już podczas WGP dawał do zrozumienia, że jest bardzo zawiedziony postawą Skowrońskiej. Nikt jednak nie spodziewał się tego, że nasz trener w ogóle nie uwzględni jej w przygotowaniach do Mistrzostw Świata. Najbardziej tym faktem zaskoczona byłą sama zawodniczka, która o braku powołania dowiedziała się z ... internetu (brawo Panie Trenerze!). - Jestem zaskoczona, że sprawy przyjęły taki obrót. Ale to trener podejmuje decyzje, a ja muszę się podporządkować. Jest mi jednak bardzo przykro. Zdaję sobie sprawę z tego, że podczas Grand Prix nie byłam w dobrej dyspozycji. Podczas Grand Prix było mi słabo, kręciło mi się w głowie i musiałam dostać kroplówkę. Podobnie zresztą jak Karolina Kosek. Nie chcę jednak zasłaniać się brakiem zdrowia. Byłam bez formy i tyle. Nie tylko ja nie byłam w optymalnej Ale do mistrzostw świata zostało jeszcze dużo czasu. Jestem przekonana, że przy dobrym, ciężkim treningu doszłabym do dyspozycji na mundial. Nikt nie może zarzucić mi braku zaangażowania i chęci. Sama zapłaciłam sobie 6000 euro za ubezpieczenie, ciężko pracowałam na treningach. Zrobiłam wszystko, żeby mój powrót do reprezentacji był udany. Trener nie widzi mnie w kadrze i to on bierze odpowiedzialność za tę decyzję - słusznie zauważyła była juz reprezentantka Polski. Z kolei szkoleniowiec zapewniał, że bardzo szanuje umiejętności Skowrońskiej, ale była w zbyt słabej formie, aby pozostać w kadrze. - Żal, że Kaśki z nami nie ma, ale podjąłem taką decyzję, jaką uznałem za słuszną. Mogła być inna, gdyby Skowrońska wykorzystała te szanse, które jej dawałem - mówił.

Po ogłoszeniu tej wiadomości na decyzje Matlaka posypały się gromy. - Nie wolno rezygnować z tak wielkich sportowców jak Katarzyna Skowrońska na kilka tygodni przed wielką imprezą, zwłaszcza gdy nie decydują względy sportowe. Kadra nigdy nie miała z nią problemów. Trener Matlak podjął decyzję pod wpływem stosunków panujących w kadrze - mówił Wojciech Drzyzga w programie "Punkt, set, mecz". Miał on na myśli konflikt pomiędzy Skowrońską a Anną Barańską. To, że konflikt nie jest wymysłem mediów, potwierdził sam trener polskich siatkarek, sugerując ze wielokrotne rozmowy z oboma zawodniczkami na ten temat nie przyniosły oczekiwanych efektów. Wówczas upowszechniać zaczęła się opinia, że trener Matlak musiał z kogoś zrezygnować, aby mieć spokój w kadrze. Wybrał Skowrońską, bo była w gorszej formie. Sam szkoleniowiec naszych siatkarek zaprzecza tym sugestiom.

Abstrahując jednak od tego, jakie były rzeczywiste przyczyny decyzji Matlaka, jego decyzja bardzo mnie zasmuciła. Katarzyna Skowrońska to zawodniczka posiadająca ogromne umiejętności i klasę osobistą. Dwukrotna Mistrzyni Europy nigdy nie powiedziała "nie" żadnemu szkoleniowcowi reprezentacji. To ona mimo zawirowań w kadrze w 2006 roku nie odmówiła wyjazdu na Mistrzostwa Świata. To ona nie wahała się przyjąć powołania na kadrę w 2007 roku, kiedy większość utytułowanych zawodniczek odmówiła, z obawy przez Bonittą i porażkami. Wreszcie to ona schowała dumę do kieszeni i mimo niesłusznego wyrzucenia z kadry przez Bonittę, poprosiła go o drugą szansę na udział w zgrupowaniu przed igrzyskami olimpijskimi. Przykre jest, że kiedy kadra potrzebowała Skowrońskiej, ta była na każde wezwanie, a teraz kiedy Skowrońska potrzebowała kadry, ta się na nią wypięła. Niestety znowu sprawdził się model, że dopóki jesteś zdrowy i w formie, wszyscy będą cię chwalić; kiedy jednak formy i zdrowia zabraknie, wszyscy się od ciebie odwrócą.

Rozumiem, że nic nie jest wieczne;że nawet era najwybitniejszych zawodników kiedyś się kończy. Skończyła się era Śliwy, Niemczyk, Mróz [*], Świeniewicz i jasnym było, że era Skowrońskiej też kiedyś się skończy. Rozumiem również, że Skowrońska ostatnio nie grzeszyła formą. Jednak, jak słusznie zauważyła sama zainteresowana, nie tylko ona była na WGP bez formy, a jako jedna z nielicznych poniosła tego konsekwencje. Ogromna szkoda, że trener Matlak nie dał jej szans na poprawienie dyspozycji na zgrupowaniu. Przecież nikt nie zmuszał go, aby ją zabierał na mistrzostwa świata! Gdyby przed nimi nadal grała źle, mógł ją wówczas z czystym sumieniem skreślić i nikt nie miałby do niego o to pretensji. Szkoda, że nasz trener nie skorzystał z tej opcji.

Teraz nową, jedyną i niekwestionowaną gwiazda reprezentacji jest Anna Barańska - Werblińska. Mam jednak nadzieję, że Pani Anna zdaje sobie sprawę z tego, ze jej sława może być krótkotrwała. Wystarczy słabszy okres w grze (nikt nie ma formy wiecznie), a skończy podobnie jak Skowrońska. Tym bardziej, że trener Matlak pokazał już, że nie ma sentymentów i za zasługi łagodniej traktował nie będzie. Ciekawe czy wówczas też będzie tak odważnie ferować swoje opinie, jak czyniła to w odniesieniu do Skowrońskiej...

Dla mnie królowa jest tylko jedna i nazywa się Katarzyna Skowrońska. Pani Kasiu trzymam kciuki za Pani sezon w Turcji. Mam nadzieję, że pokaże się tam Pani z tak wyśmienitej strony, że trener Matlak w następnym sezonie będzie Panią prosił o powrót do kadry. Mam też nadzieję, że wówczas potrzyma go Pani trochę w niepewności, a w końcu powróci w stylu, w jakim tylko prawdziwe gwiazdy potrafią. Wszystkiego dobrego.

poniedziałek, 6 września 2010

Castellani kontra kibice czyli kto ma rację

Do podjecia tego tematu skłoniło mnie ogłoszenie przez Daniela Castellaniego listy nazwisk zawodników, którzy reprezentować będą nasz kraj na siatkarskim mundialu we Włoszech. Z racji późnej pory ogłoszenia składu na razie wokół wyborów selekcjonera jest stosunkowo cicho. Znając jednak życie decyzja ta będzie na ustach sympatyków siatkówki przez wiele dni. Powodem tego typu sytuacji jest nienajlepsza atmosfera wokół polskiej kadry, za którą sporą część odpowiedzialnosci ponosi nasz selekcjoner.

Dyskusje na temat powołań selekcjonera toczyły się, toczą i toczyć będą. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka. Pierwszą doskonale oddaje znane przysłowie "jeszcze sie taki nie urodził, żeby kazdemu dogodził". Po prostu każdy człowiek ma inne spojrzenie na to, co sie dzieje w siatkówce i listę swoich faworytów. Zawsze znajdzie się ktoś, kogo wizja będzie inna niż reszty, stad też pojawi się syskusja. Drugi powód to rozwój demokracji, a co za tym idzie równiez i technologii (m. in. internetowych). Ludzie coraz chetniej dzielą się swoimi przemyśleniami na forach dyskusyjnych, przez co debaty ciągną się w nieskończoność. I wreszcie trzeci powód - skłonność człowieka do poszukiwania lepszych rozwiązań. Każdy kibic siatkówki, któremu leży na sercu dobro naszej drużyny lubi rozważać różne opcje i rozmyślać na temat mozliwości ich realizacji oraz płynacych z nich korzyści. Dlatego też nie ma się co oszukiwać, że decyzje o powołaniu zawodników na wielkie imprezy przejdą bez echa. I nie ma w tym nic złego. Kibic ma prawo wyrażać swoje obawy, niezadowolenie i pomysły oraz oczekiwać uzasadnienia podjętych decyzji od selekcjonera drużyny, do którego pensji przecież się dokłada. I dopóki swoje zdanie wyraża w sposób kluturalny, nie ma w tym nic złego, a nawet wręcz przeciwnie. Wysłuchanie i rozważenie argumentów innych osób może wszystkim wyjść na korzyść. Oczywiście trudno oczekiwać od selekcjonera drużyny, aby przy wybieraniu skłądu kierował sie wyłącznie opinią kibiców. Z drugiej strony jednak wysłuchanie ich pomysłów na pewno nie zaszkodzi. A nuż oni dostrzegają coś, co moze kadrze wyjsć na dobre?

Ostatnio relacje trener - kibice nie są najlepsze. Spora grupa sympatyków siatkówki w Polsce nie przepada za Danielem Castellanim, twierdząc, że jego decyzje personalnenie są do końca właściwe, co również przyczynia się do nienajlepszych wyników kadry w tym sezonie. Kibice nie rozumieją czemu Argentyńczyk nie powołał Łukasza Kadziewicza, który jest doświadczonym środkowym i ma za sobą nienajgorszy sezon w Superlidze. Na wizerunek trenera nie wpłynęła też dobrze sprawa z Łukaszem Żygadło. Fani volleya zarzucaja Castellaniemu, że nie miał zamiaru dawać żdnych szans rozgrywajacemu włoskiego Trentino, a do kadry powołał go tylko pro forma. Podobnie ma się sprawa z Sebstianem Świderskim, który został niedawno skreslony z kadry na mundial we Włoszech. Zdaniem kibiców trener biało - czerwonych nawet przez moment nie miał zamiaru zabrać popularnego Świdra do Włoch, bez względu na to w jakiej byłby on formie. Przeciw Castellaniemu działa też list, w którym nasi siatkarze skrytykowali Łukasza Żygadło. Kibice są nim oburzeni i winę za jego powstanie zwalają właśnie na trenera. To wszystko sprawia, że atmosfera wokół naszej kadry jest nienajlepsza i nie widać nadziei na jej poprawę.

Winę za obecną sytuację ponoszą, moim zdaniem, obie strony. Sytuacja mogłaby wygladac inaczej, gdyby kibice przestali wypominać Castellaniemu bełchatowską przeszłość, oraz okazali mu chociażby minimum zaufania. Jednak i nasz szkoleniowiec nie jest w tej sytuacji bez winy. Myślę, że dla wszystkich byłoby o wiele lepiej, gdyby bardziej konsekwentnie podchodził do spraw powołań. Każdy rosądny kibic wie bowiem, że trener ma prawo do własnej wizji zespołu i to akceptuje. Dlatego też (po zapewne dłuuugich rozważaniach) pogodzi się z tym, że Łukasz Kadziewicz może nie pasować do wizji drużyny. Ten sam jednak kibic wkurzy się jednak gry trener potraktuje jakiegoś zawodnika tak jak Sebastian Świderskiego, Łukasza Żygadło czy w zeszłym sezonie Wojciecha Grzyba. Dlaczego? Bo powoływanie doświadczonego, zasłużonego dla kadry siatkarza, wymaga taktu i delikatności. W tej sytuacji trener powinien się dokładnie zastanowić czy taki zawodnik ma u niego szansę na podjęcie rywalizacji o miejsce w składzie. Jeśli uzna, że jednak siatkarz taki nie pasuje mu do drużyny, powinien po prostu w ogóle go nie powoływać. I tak Daniel Castellani powinien był się zachowac wobec Żygadły i Świderskiego, których (moim skromnym zdaniem) ani przez moment nie brał pod uwagę przy ustalaniu kadry na mistrzostwa świata. Byłoby uczciwiej i wobec tych zasłużonych reprzeentantów i wobec kibiców.

Moim zdaniem wiekszość selekcjonerów gubi nadmierne przekonanie o własnej wartości i traktowanie kibica jako głupka, który kupi wszystko, co trener powie. Jednak polski kibic siatkówki (wbrew temu do mysli większosć trenerów) głupcem nie jest i potrafi szybko dostrzec, czy to co mówi selekcjoner jest prawdą. Trudno się wieć dziwić fanowi volleya znad Wisły, iż nie uwierzył w to, że Żygadło przegrał sportowo rywalizację z innymi rozgrywającymi (o jakiej tu rywalizacji mowa, skoro w ogóle nie trenował na swojej pozycji) oraz że jest oburzony pisaniem listów potepiających danego gracza przez jego kolegów. Byłoby więc dobrze, gdyby trener Castellani nie robił z ludzi idiotów i stawiał sprawy jasno, bo wyjdzie to jemu, kadrze i kibicom na dobre. Polski kibic siatkówki jest istotą, która ma szacunek do zasłużonych zawodników. Dlatego też tak bardzo oburzył fanów sposób, w jaki potraktowani zostali Grzyb, Żygadło i Świderski.

Fani siatkówki w Polsce potrafią zaakceptować decyzje selekcjonera. Kiedy w 2006 roku Raul Lozano nie zabrał na mistrzostwa świata Krzysztofa Ignaczaka, mimo zaskoczenia nie podważali oni prawa selecjonera do takiej decyzji. Wszyscy współczuli popularnemu "Igle", ale jednocześnie mieli swiadomość, że przegrał on sportową rywalizację. Przełknęli też fakt, iż w 2008 roku Lozano nie powołał będącego w znakomitej dyspozycji Roberta Szczerbaniuka, bo "nie pasował mu do wizji drużyny". Nie przełknęli jednak kiedy Lozano kazał grać w meczach z Egiptem Michałowi Bakiewiczowi, którego dwa dni wcześniej odrzucił z "12" na Pekin, uznajac to za niepotrzebne dręczenie zawodnika. Dziwi mnie, że Daniel Castellani, który już wtedy pracował w Polsce, nie wyciągnął z tych sytuacji zadnych wniosków.

Praca selekcjonera drużyny narodowej nie jest łatwa. Wszyscy zdaja sobie sprawę, że zawsze będzie tak, że jakiś zawodnik odpadnie; że nie da się powołać wszystkich. Jednak kibic przyjmie to o wiele lepiej, gdy będzie miał świadomość, iz selekcja nastąpiła poprzez sportową rywalizację, a trener zachował się fair wobec wszystkich zawodników. Mam nadzieję, że Daniel Castellani wiecej nie popełni tego błędu. Wówczas zapewne jego decyzje kibice przyjmą z większym zrozumieniem, dadzą mu większy kredyt zaufania i ograniczą krytykowanie jego decyzji presonalnych.