wtorek, 29 czerwca 2010

Równi i równiejsi czyli ile wolno Brazylii

Reprezentacja Brazylii w siatkówce - mistrzowie świata, mistrzowie olimpijscy, najlepsza drużyna XXI wieku. Zespół grający najszybszą i najładniejszą siatkówkę na świecie, mający w składzie graczy, których śmiało można nazwać artystami siatkówki. Przez jednych uwielbiani, przez innych (w tym również mnie) nienawidzeni. Choć może bardziej mój stosunek do Brazylijczyków oddałby zwrot - mocno nielubiani. Dlaczego?

No ludzie - ileż można wygrywać? Ciągle Brazylia, Brazylia i Brazylia - mam dość. To pierwszy z powodów mojej niechęci. Jestem już znudzona ich wiecznym wygrywaniem i nie miałabym nic przeciwko temu, aby wreszcie w siatkówce zaczął wygrywać ktoś inny. Najlepiej oczywiście Polska, ale jeśli to niemożliwe, to - każdy, byle nie Kanarki.

Drugi z powodów mego "brazyliczykonielubienia" to ich przesadna radość po zdobyciu punktów. Skakanie po kolegach, przytulanie, całowanie - no bez przesady. Rozumiem wykonanie popularnego "miśka", przybicie "piątki" czy też nawet klepanie i skakanie. Ale - co za dużo to niezdrowo. Tren brazylijski teatr, który tworzą na boisku podczas meczów, irytuje mnie. A wraz z nim sami jego wykonawcy. Siatkarze Brazylii i ich trener, Bernardo Rezende poza boiskiem są podobno bardzo sympatyczni, kontaktowi i mili dla kibiców. Cóż jednak z tego, skoro podczas meczów są kompletnie inni - agresywni, przesadnie pewni siebie, do perfekcji manipulujący ludźmi, aby osiągnąć swój cel. Oto kilka przykładów potwierdzających moją tezę.

26 lipca 2009. Finałowe spotkanie Ligi Światowej. Brazylia mierzy się w tym meczu z Serbami i idzie jej dość ciężko. W końcówce czwartego seta doświadczony sędzia Frans Loderus przyznaje Serbom punkt po ataku Iwana Miljkovića. Decyzja ta wywołuje ekspresyjny protest trenera Brazylii, ponieważ przed wyjściem w aut piłka otarła się o plecy "Iwana Groźnego". Bernardo Rezende - jak to on - zaczyna odgrywanie teatrzyku. Skacze, macha rekami, chwyta się za głowę i przesadnie gestykulując, biega z protestami do drugiego sędziego i Supervisiora. I co robi Supervisior? Wzywa do siebie arbitra głównego na konsultację. Po niej sędzia Loderus zmienia decyzję i przyznaje punkt Brazylii. W tym momencie protestować zaczyna trener Serbów, który (słusznie zresztą) stwierdza, że Supervisior nie ma prawa wpływać na decyzje sędziego. Oczywiście, jego pretensjami nikt się nie przejmuje i decyzja zostaje utrzymana w mocy.
Wszyscy nie lubimy, gdy sędziowie się mylą. Jednak zdarza się to dość często. W około 60% meczów sędziowie popełniają jakiś błąd, krzywdzący którąś z drużyn. Jednak nigdy nie zdarzyło się, aby ich decyzja została cofnięta przez obserwatora meczu lub inna osobę postronną. Czego się jednak nie robi dla Bernardo Rezende?

Wreszcie przykład drugi, z 27 czerwca tego roku. Brazylijczycy grają z Holendrami. Przegrywają 0:2, a i w trzecim secie idzie im jak po grudzie. Ale jak nie daje się wygrywać siatkarsko, zawsze można sposobem. Po każdej decyzji sędziów, niekorzystnej dla swoich podopiecznych, Bernardo Rezende rozpoczyna teatr. I znowu mamy bieganie, machanie rekami, chwytanie się za głowę i te miny pokrzywdzonego przez wszystkich nieszczęśnika. Do swojego trenera dołączają się jego zawodnicy, którzy również zaczynają protestować. Prym wśród nich wiedzie rozgrywający, Bruno, który zaczyna wymachiwać rękami w kierunku sędziego liniowego i kłócić się z nim. A kiedy sędzia przyznaje punkt jego drużynie po udanej akcji, młody Rezende prowokacyjnie pokazuje, że był aut. Normalnie za takie zachowanie trener i zawodnik drużyny otrzymaliby już dawno żółtą kartkę. Ale przecież to Brazylia! A na dodatek chyba Bernardo Rezende obraził się na sędziów! Oni muszą coś zrobić aby się nie gniewał. W ramach "rekompensaty" przyznają więc Canarinhos dwa punkty z "kapelusza", odgwizdując atak Murilo w taśmę jako zbicie po bloku oraz nie odgwizdując ewidentnego przełożenia rąk przez Lucasa. I tak zamiast trzypunktowej przewagi Pomarańczowych mamy jeden punkt na korzyść Kanarków, którzy ostatecznie (a jakżeby inaczej) wygrywają całe spotkanie.
Mecz prowadził sędzia Liu z Chin, któremu pomagał polski arbiter, Piotr Dudek. Liczyłam że ta para sędziów okaże się bardziej odporna na aktorskie zagrania Brazylijczyków. Ogromna szkoda, że tak się nie stało.

Aby zostać mistrzem świata czy olimpijskim wystarczy świetna gra. Szkoda, że mało osób zwraca uwagę na zachowanie poszczególnych zawodników i pozwala im na podobne ekscesy. Brazylijczycy już wiedzą ze mogą pozwolić sobie na dużo i na pewno jeszcze nie raz to wykorzystają dopóki któryś z sędziów nie okaże się odważny i nie powie po prostu "dość". Mnie swoim zachowaniem Canarinhos mocno rozczarowują. I nawet ich piękna gra nie jest w stanie sprawić, abym spojrzała na nich przychylnym okiem. Oczywiście są wyjątki. Mam wielki szacunek do Dante Amarala i Leandro Vissotto, którzy zawsze potrafią zachować się z klasą i powstrzymać od wymuszania. Reszta zawodników Brazylii to dla mnie osoby wierzące, że ich wielkie sukcesy pozwalają im na wiecej niż innym. A to już kompletnie nie moja bajka.